Samoloty szkolno-treningowe w
lotnictwie polskim stanowiły swego rodzaju wyjątek, gdyż, były najbardziej
polskimi statkami powietrznymi latającymi po II wojnie światowej z szachownicą.
Wszystkie one dobrze się przysłużyły szkoleniu pilotów wojskowych. Wielu z nich
do dziś wspomina je z wielkim sentymentem. Co więcej, trzy z czterech
produkowanych seryjnie maszyn powstały w biurze prof. Tadeusza Sołtyka. Parafrazując
tekst z kultowego film Barei "to były samoloty na miarę naszych
możliwości". Pomimo skromnych możliwości zrujnowanego wojną przemysłu
Junaki stanowiły olbrzymi postęp w porównaniu do archaicznych Po-2. Kolejny TS-8
Bies był już nowoczesnym, jak na warunki bloku wschodniego, samolotem szkolno
treningowym wyposażonym w nie do końca niezawodny, jednakże polski silnik WN-3.
TS-11 Iskra jest już dziś samolotem legendą. Ten smukły, naspędzany polskim
silnikiem samolot na ponad pół wieku stał się podstawowym sprzętem, na którym
wykształciły swoje skrzydła całe pokolenia pilotów odrzutowców bojowych.
Później powstała Iryda, ale o niej przy okazji 39 tomiku SWP. W latach
osiemdziesiątych, podążając za trendami światowymi opracowano w Polsce
nowoczesny samolot szkolno treningowy, który pomimo pierwotnego napędu
tłokowego od początku pomyślany był jako maszyna z silnikiem turbośmigłowym.
Cechą wspólną tych konstrukcji był
ich lokalny zasięg. Tylko dwa Biesy i pięćdziesiąt Iskier udało się
wyeksportować jako samoloty fabrycznie nowe. Na tak "duży" sukces
złożyło się wiele czynników: politycznych, ekonomicznych, technicznych,
ekonomicznych i licho wie jakich jeszcze. Faktem jest, że nad sprzedażą tych
maszyn ciążyło jakieś fatum. Zdaje się, że nadal ciąży, gdyż pomimo stałego
unowocześniania konstrukcji i wyposażenia PZL-130 i wielu prób zainteresowania
nim sił powietrznych innych państw m.in.: Izraela, RPA Kolumbiii, Indii, efekt
ciągle jest zerowy. Praktycznie jedynym użytkownikiem niespełna tysiąca wspomnianych maszyn wspomnianych czterech typów były polskie siły zbrojne. Dziś Orlik, podobnie jak jego wytwórnia jest własnością
Airbusa, Iskry odchodzą do rezerwy, a wcześniejsze typy to już tylko historia,
tak jak i przyczyny tej eksportowej niemocy. Szkoda, gdyż eksport zapewniłby
nie tylko dewizy, ale przede wszystkim rozwój bazy produkcyjnej, technologii
produkcji i doświadczenie w eksploatacji samolotów, co stanowiłoby bazę do
opracowania nowych, lepszych prototypów, a może i maszyn seryjnych. I choć dziś
jest to temat do dyskusji i sporów historyków i sympatyków lotnictwa, nic więcej,
warto go przypomnieć.
Pierwotnie
napędzany radzieckim silnikiem gwiazdowym M-14pm Orlik nie zachwycił osiągami. Sytuacji nie poprawiła polska modyfikacja silnika oznaczona PZL K-8AA. Oczywistym było, że optymalnym
napędem dla Orlika będzie kanadyjski turbinowy silnik PT6A, którego użycie
przetestowano na "eksportowych" prototypach. W tym czasie "na
miarę naszych możliwości" był jednak tylko czeski silnik turbinowy M601
napędzający skąd inąd bardzo udany samolot pasażerski L-410 Turbolet. Adaptacja
silnika do lotów akrobacyjnych była, powiedzmy taka sobie, co razem z dużym
momentem odśmigłowym, mimo znaczącego wzrostu mocy nie uczyniło z Orlika rasowego
akrobaty. Jednakże mieliśmy względnie nowoczesny samolot szkolno-treningowy, na
miarę naszych możliwości. Niewątpliwym sukcesem było znalezienie środków na
produkcję seryjną tych maszyn. Dziś część z nich została zmodernizowana do
standardu TC-II, który w końcu otrzymał docelowy silnik oraz nowe skrzydła
polepszające, dotychczas dalekie od ideału właściwości pilotażowe
maszyny. Do tego, idąc z duchem czasu, zmieniono awionikę na cyfrową firma
Garmin, dzięki czemu uzyskano "prawie" nowy samolot. Finalną wersją
Orlika jest PZL-130MPT, w którym oprócz drobniejszych udoskonaleń zastosowano
unowocześnione wyposażenie w standardzie "Glass cockpit" z wyświetlaczem
HUD i systemem HOTAS. Niestety i ta propozycja nie spotkała się z uwieńczonym
sukcesem zainteresowaniem klientów zagranicznych.
15 zeszyt Samolotów wojska
polskiego ma jak najbardziej klasyczny dla serii układ: 18 stron o genezie i
rozwoju konstrukcji, 15 o eksploatacji i rozwoju, 14 o Zespole Akrobacyjnym
"Orlik" z wieloma ich zdjęciami w locie w różnych ugrupowaniach, 4
strony o Andrzeju Frydrychewiczu konstruktorze Orlika, osiem opisu technicznego
oraz para stron o firmie PZL-ETC Aerospace Industries. Wszystko ciekawie
opisane, z osadzeniem w realiach czasów, w których maszyna powstawała, służyła
i nadal służy.
Na koniec jak zwykle przegląd
"niedociągnięć": samolot, w tym odrzutowy ma właściwości lotne,
właściwości lotu to coś innego, str. 3; nie podano daty katastrofy prototypu
SP-PRF, str. 16/17; w samolotach o napędzie śmigłowym występuje spadek mocy silnika
oraz ciągu śmigła, nie ciągu silnika, str. 27; Na wyposażeniu Akademickiego Centrum Szkolenia Lotniczego LAW są samoloty Diamond DA-20, a nie DA-36, str. 31; Nie jest prawdą, że
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego kiedykolwiek nosiło nazwę Komitet
Badań Naukowych, str. 33; na końcu skrzydła powstaje wir brzegowy, nie
zaskrzydłowy, str. 33; na str. 36 dwa razy powtórzono niemal cały akapit; W Aenie-3M
modyfikacja nie polegała tylko na zastosowaniu silnika turbośmigłowego, lecz
przede wszystkim skrzydeł z samolotu PZL-106 Kruk, str. 53; Flaris już
lata-przechodzi próby w locie od pięciu miesięcy, co nie zostało skorygowane w
podpisie do zdjęcia na str. 55 - Samoloty Pasażerskie Świata są bardziej
aktualne.
Zasmuca
fakt, że wzrasta liczba błędów merytorycznych.
Fiszer P., Gruszczyński J.
100 lat polskich skrzydeł
Tomik
15, PZL-130 Orlik
Edipresse Polska S.A.
64 strony, w miękkiej oprawie.
Liczne zdjęcia.
powiązane wpisy: