Chyba
nikomu, kto chociażby pobieżnie zetknął się z polskimi konstrukcjami lotniczymi
nie jest obce nazwisko Frydrychewicz. Skonstruowane pod Jego kierunkiem: Wilga, Kruk, Orlik i kilka mniej
znanych maszyn gwarantuje Panu Andrzejowi poczesne miejsce w gronie polskich
konstruktorów lotniczych.
Ostatnio
nadarzyła się okazja by bliżej Go poznać, za sprawą wydanej przez wydawnictwo
Galaktyka książki „Konstruktor, 26 rozmów z Andrzejem Frydrychewiczem”. Jak
wskazuje tytuł jest ona zapisem rozmów Autora – Andrzeja A. Mroczka ze słynnym
konstruktorem. 25 z nich przeprowadzono od kwietnia 2010 roku do marca 2013
roku. Ostatnią będącą swego rodzaju epilogiem odbyto trzy lata później, w marcu
2016 roku.
Pierwszy
kontakt z "Konstruktorem" dostarcza samych pozytywnych wrażeń. Piękna
okładka, dobry papier, liczne rysunki i zdjęcia naprawdę wysokiej jakości, aż
zapraszają do lektury.
Konwencja
rozmowy p. Mroczka, elokwentnego i znającego zagadnienia lotnicze przyjaciela
głównego bohatera, bardziej niż sucha biografia pozwala poznać bohatera
publikacji, jego poglądy i przemyślenia, słowem poznać człowieka. Co więcej
wydaje się, że obraz jaki maluje się w umyśle czytelnika jest nie do końca
tożsamy z zamierzeniami Autora i Bohatera. Czytelnikowi zostawiono szerokie
pole do przemyśleń i oceny, które poszerza znacząco konwencja rozmowy, wprowadzająca
jednakże pewien chaos zarówno narracyjny, jak i czasoprzestrzenny.
Wątków
biograficznych w książce jest mało, a tych nie związanych z lotnictwem tyle co
kot napłakał. Wyraźnie widać, że aktywność zawodowa – konstruowanie samolotów
stanowi dominujący aspekt życia Pana Frydrychewicza. Wiodące tematy kolejnych
rozmów są mniej lub bardziej związane z bieżąca działalnością Konstruktora,
którego głównym działem w tym czasie jest Family Jet, który z czasem
przekształca się w Flarisa budowanego w jeleniogórskiej firmie Metal-Master.
Poznajemy fascynującą i pogmatwaną historię powstawania pierwszego polskiego
samolotu cywilnego z napędem odrzutowym. O przepraszam, pierwszym - pytanie
tylko na ile polskim - był M-15 Belphegor, o którym Pan Andrzej ma
jednoznacznie negatywne zdanie. I tu pojawia się jeden ze smaczków książki
- kulisy odrzucenia w Moskwie perspektywicznego
projektu samolotu rolniczego M-14 na rzecz "bratniej pomocy" w
postaci konstruktora Izmaiłowa i jego nowatorskiej idei odrzutowca rolniczego.
Podobnych ciekawostek jest wiele: „psucie” Wilgi
przez T. Sołytka, wymagania „towarzyszy” z DOSSAF skutkujące jej poważną
"nadwagą", kulisy „Rajdu bałkańskiego”, „utopienie” programu Skorpiona, szanse eksportowe Kruka w Argentynie, Wilgi w Kanadzie i UK czy Orlika
w Kolumbii, Izraelu czy RPA. Przy okazji odsłaniane są kulisy prywatyzacji
polskich fabryk przemysłu lotniczego oraz nie zawsze uczciwych praktyk ludzi z
lotnictwem związanych. Tu powinna pojawić się długa lista mniej lub bardziej
znanych osób, którą znajdziecie w książce, nie tu.napawa optymizmem. Większość nadziei
pokładanych we Flarisie, Osie, Harnasiu, European Regional
Jet czy Grocie-2 nie ziściła się.
Niestety przeciągające się niemiłosiernie prace, w czasach gdy jutro to już
przeszłość, nie dają zbyt wielkiej nadziei na szczęśliwy finał choćby jednego
projektu.
Wracając
do Flarisa, w trakcie rozmów
odsłaniane są kulisy nie tylko powstawania tej innowacyjnej konstrukcji, lecz
przede wszystkim zmagania właściciela firmy Metal-Master p. Ładzińskiego z
przeciwnościami losu i "oporem" ludzi, w dążeniu do zbudowania i
wdrożenia maszyny. I tu pojawia się sprawa silnika do Flarisa, którego sprzedaży sukcesywnie odmawiała firma Pratt &
Whitney. Ponownie wracamy do kwestii związanych z "układami"
rządzącymi w przemyśle lotniczym.
Zapoznając się w trakcie
rozmów z kolejnymi projektami koncepcyjnymi nowych samolotów pomysłu Andrzeja
Frydrychewicza można śmiało stwierdzić, że należy on do wizjonerów lotnictwa i
gdyby przyszło mu żyć w innym czasie i miejscu, być może dorównał by Rutanowi,
Tankowi lub braciom Wright.
Andrzej
Frydrychewicz nie kryje swojego krytycyzmu wobec transformacji polskiego
przemysłu lotniczego, która polegała na oddaniu głupio i za bezcen dobrze
prosperujących zakładów w obce ręce, przez co zostały sprowadzone do roli
montowni podrzędnych części do produktów wielkich koncernów lotniczych. Na
poparcie swoich poglądów przytacza wiele, często nieznanych faktów i zdarzeń
rzucających nowe światło na tamte czasy i wydarzenia. Jest też bezkompromisowy
w wyrażaniu opinii o niektórych projektach. Najbardziej dostaje się nie tylko
M-15, ale i Irydzie „Nie ma irydy,
bo zamiarem autorów nie było zrobienie samolotu, tylko robienie samolotu”.
Zastanawiające
jest, że wśród wielu wymienianych na przestrzeni lat ludzi większość pokazywana
jest w nienajlepszym świetle, a z wieloma z nich drogi Pana Andrzeja dawno się
rozeszły. Pytanie czy jest to bardziej syndrom „polskiego piekiełka” czy efekt
trudnego charakteru „wizjonera” pozostawiam bez odpowiedzi.
Pewnym cieniem na autorytecie Bohatera
kładą się nieścisłości i błędy, jaki w książce można znaleźć. O ile można by
przejść nad nimi do porządku dziennego w przypadku poczatkującego dziennikarza
lub konstruktora, o tyle w przypadku osoby o takim dorobku nie powinny mieć
miejsca. W kilku przypadkach, umieszczone w głębszym kontekście tekstu służą
one podkreśleniu osiągnięć lub poglądów Bohatera, co budzi mój stanowczy
protest.
- CL-415
zabiera ponad 6100 kg wody, a nie 3000 (s.19), tyle co projektowany przez p.
Frydrychewicza Pelikan.
- Nie
zgodne z faktami jest także stwierdzenie, że „Rumuni kupili bombowce Łoś”.
Także myśliwce P.11 zakupili w wersji „b”, a nie jak podano „c”.
- Chiński
samolot pasażerski ARJ nie jest konkurencyjny dla francusko-włoskiego ATR czy
kanadyjskich bombardierów (s. , gdyż jest samolotem zupełnie innej kategorii
(napęd, loczba miejsc).
- Ze stwierdzeniem, że "CASA 295M to samolot do komunikacji regionalnej dostosowany tylko dla potrzeb wojska” też trudno jest się zgodzić. Co prawda jej pierwotna wersja CN-235 była samolotem „wielozadaniowym” lecz bardziej wojskowym transportowcem niż samolotem pasażerskim, przez co na rynku cywilnym poniosła sromotną klęskę.
- Bohater
myli czechosłowackiego Delfina z Albatrosem (s. 105), co zajmując się
samolotami szkolno-treningowymi nie powinno mieć miejsca.
- An-2
nie powstał w roku 1948 (s.64), gdyż pierwszy lot prototypu miał miejsce w
sierpniu 1947.
- Eksperymentalny
samolot ze skrzydłami o ujemnym skosie to Grumman X-29, a nie XC-29 (s.73).
-
Przednie usterzenie poziome (kaczka, canard) posiadał tylko Tu-144, Concorde
takiego nie miał (s.77).
Podsumowując, książka
jest warta polecenia, zwłaszcza tym, którzy interesują się polskimi
konstrukcjami lotniczymi oraz "naszym" przemysłem lotniczym
ostatniego półwiecza. Ciekawa, nietuzinkowa opowieść, doskonała szata graficzna
oraz przystępna cena stanowią jej niewątpliwe atuty.
Andrzej
A. Mroczek
KONSTRUKTOR
26
rozmów z Andrzejem Frydrychewiczem
Galaktyka
Sp. z o.o.
Łódź
2016
Twarda
okładka, stron 374, liczne zdjęcia i rysunki
lot-nisko.blog.pl
3 I 2017Powiązane posty:
Polskie konstrukcje lotnicze tom VIWilga w TBiU
PZL-130 Orlik - ostatni akord eksportowej niemocy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz