piątek, 21 maja 2021

An-28/M28 - gorzki sukces

W założeniu samolot An-28 miał być nowocześniejszym, nieco większym następcą szybko starzejącego się technicznie, a jeszcze szybciej moralnie latającego pterodaktyla An-2. Nowy samolot ze zdwojonym, niezawodnym, lżejszym i ekonomiczniejszym napędem miał przynieść nową jakość i tylko zastosowanie w agrolotnictwie pozostawało poza zasięgiem nowej maszyny. Logicznym było więc, że An-28 zastąpi popularnego Antka także na liniach produkcyjnych mieleckiego zakładu. Zgodnie z potrzebami gospodarki i armii ZSRR w konstrukcji samolotu położono szczególny nacisk na właściwości użytkowe, w wyniku czego powstał mocny, prosty w produkcji i obsłudze płatowiec, w którym uzyskano bardzo dobre właściwości krótkiego startu i lądowania kosztem prędkości oraz ekonomii. Samolot prawie idealnie spełniał postawione mu zadania, jednakże przez swoje właściwości, w odniesieniu do potrzeb innych użytkowników, stał się konstrukcją niszową. Skutkiem tego po rozpadzie Związku Radzieckiego rynek dla Ana-28 i jego pochodnych gwałtownie się skurczył. Ratunkiem miało być stworzenie wersji przeznaczonych dla klientów zachodnich (zachodni napęd i awionika) oraz stworzenie specjalistycznych wersji, których użytkownikiem ostatecznie została jedynie Marynarka Wojenna RP. W ten sposób samolot dołączył do licznej grupy polskich konstrukcji/produktów lotniczych, które znalazły szersze zastosowanie tylko w kraju (Orlik, Iskra, Bies, Junak, Sokół). Pokazuje to wyraźnie, że na skutek niezdolności do sprzedaży większej liczby maszyn, wysiłek włożony w opracowanie kolejnych konstrukcji w znacznym stopniu został zmarnowany. Duma naszych pilotów z latania na polskich maszynach to trochę za mało by usprawiedliwić tak duże koszty.
Swego czasu miałem okazję praktycznie zapoznać się z Anem-28 oraz M28 Skytruck jako „windami do nieba”, czyli platformami do wywożenia skoczków spadochronowych. Ocena obu wersji jest jak najbardziej pozytywna, w przypadku Skytrucka wręcz entuzjastyczna.
Tomik Samolotów wojska polskiego nr 57 opisuje złożone koleje losu tego sympatycznego samolotu, począwszy od tłokowego prekursora w postaci An-14 Pszczółka, poprzez An-28 po M28Bryza/Skytruck. Autorzy poświęcili też trochę miejsca problemom jakie spotkały mielecki zakład i samolot An-28 podczas transformacji ustrojowej i w latach późniejszych. Samolotów tego typu w naszej armii nie było zbyt dużo więc udało się opisać niemal pełną historię służby wszystkich wersji, a praktycznie wszystkich egzemplarzy.
Nie zabrakło też opisu zagranicznych użytkowników samolotu, najczęściej bardzo egzotycznych. Do tego dodatek o silniku P&WC PT6A, sercu Skytrucka, najbardziej udanym silniku turbośmigłowym wszechczasów. Zupełnie nie pasuje do zeszytu drugi dodatek „Lotnictwo Morskie 1945-1965”. Niezrozumiałą dla mnie niekonsekwencją jest zilustrowanie opisu technicznego podstawowej wersji transportowej samolotu zdjęciami i rysunkami najbardziej różniącej się od wersji podstawowej, najbardziej zaawansowanej, a jednocześnie istniejącej tylko w jednym egzemplarzu wersji M28B Bryza 1R bis. Podpis pod zdjęciem na str. 10, wyjątkowo kiepskiej jakości jak na tą serię, samolotu L-410 Turbolet, mówi, że należy on do lotnictwa Słowacji, choć w rzeczywistości jest to samolot czeski. Przy opisie pierwotnych barw maszyn 0404 i 0405 Autorzy przegapili jasnoniebieską dolną część kadłuba, str. 33. Nie wiadomo dlaczego w numerach fabrycznych G jest literą, a E - trzy wiersze niżej tylko literką, str. 41. „Z tyłu kabiny znajdują się otwierane na boki połówki kadłuba ...”, str. 55.
Pozostałe trzy z zaplanowanych sześćdziesięciu tomików serii dotyczą samolotów spoza okresu, powojennego do którego w swoich tekstach się odnosiłem, więc przyszedł chyba czas na podsumowanie serii.
Niewątpliwie pomysł wydania takiej serii, w dodatku w stulecie lotnictwa z biało-czerwoną szachownicą, był jak najbardziej słuszny. Także wartość poznawcza serii dla osób niezwiązanych z lotnictwem oraz szerokiej rzeszy sympatyków lotnictwa jest niepodważalna. Redakcji udało się zaprosić do współpracy sprawnych, profesjonalnych autorów, o dużej wiedzy i umiejętności dzielenia się nią w przystępny sposób. No może po za jednym, który w mojej opinii zbyt mędrkuje. Co ważne, seria przybliżyła nie tylko samoloty, ale też polskie lotnictwo wojskowe, jego historię, organizację, a po części także ludzi. Pozostaje mieć nadzieję, że owocami publikacji będą rzesze nowych sympatyków lotnictwa oraz zwiększenie wiedzy oraz głodu tejże u osób które już dopadł „lotniczy wirus".  
Na pochwałę zasługuje także jakość wydania i walory estetyczne szaty graficznej, no i przystępna cena.

PS
Już po napisaniu powyższego tekstu pojawiła się informacja o rozszerzeniu serii o kolejne dziesięć numerów. Taka decyzja jest najlepszym potwierdzeniem sukcesu serii oraz potrzeby dostępu do zwartych materiałów o konkretnych samolotach.
Czytamy dalej.
 
Fiszer M., Gruszczyński J.
100 lat polskich skrzydeł
Tomik 57, M28 Bryza
Edipresse Polska S.A.
64 strony, w miękkiej oprawie.
Liczne zdjęcia.

Powiązane wpisy:

100 lps t.1 F-16
100 lps t.2 PZL-23
100 lps t.3 Mi-24
100 lps t.4 PZL-7
100 lps t.5 MiG-29
100 lps t.6 PZL-37
100 lps t.7 PZL-11
100 lps t.8 MiG-21
100 lps t.10 Mi-8
100 lps t.12 CASA C-295M
100 lps t.13 Su-22
100 lps t.15 PZL-130
100 lps t.17 C-130
100 lps t.18 MiG-15 
100 lps t.20 Su-7
100 lps t.21 Mi-14
100 lps t.24 Leonardo M-346 Bielik
100 lps t.26 Jak-23
100 lps t.29 TS-11 Iskra
100 lps t. 30 MiG-17
100 lps t. 32 Ił-28
100 lps t. 33 MiG-19
100 lps t. 37 I-22 Iryda - polska(bez)nadzieja
100 lps t. 40 SM-1 - prekursor
100 lps t. 41 MiG-23 - niedoceniony
100 lps t. 43 Mi-2 - Czajnik do wszystkiego
100 lps t. 45 TS-8 Bies - najbardziej polski 
100 lps t. 48 An-2 - ulubiony pterodaktyl
100 lps t. 49 PZL W-3 Sokół - śmigłowiec do wszystkiego
100 lps t. 50 An-26 - dobry samolot
100 lps t. 51 Black Hawk - śmigłowiec symbol
100 lps t. 52 Su-20 – typ przejściowy
100 lps t. 54 Ił-14 – lepsza kiła niż skok z Iła
100 lps t. 55 SH-2G Seasprite – polskie lotnictwo pokładowe w całej okazałości

100 lps t. 59 i 62 Jak-11 i Jak-18 - samoloty szkolno-treningowe Jakowlewa
100 lps t. 63 SW-4 - marketingowa porażka do kwadratu
100 lps t. 66 Jak-12 - samolot prawdziwie wielozadaniowy

100 pls t. 69. SBLim-2Art - ostatni Mohikanin


poniedziałek, 17 maja 2021

Lotnictwo AI 4/2021 - stare (po)goni nowe

Lotnictwo, a szczególnie jego podstawowe narzędzia – samoloty są swego rodzaju soczewkami skupiającymi w sobie najnowsze owoce postępu naukowego i technicznego. Ten postęp jest ogromny, coraz szybszy i coraz bardziej kosztowny. Skutkiem tego jest z jednej strony rosnąca dysproporcja pomiędzy użytkownikami najzamożniejszymi i znacznie biedniejszymi, zarówno wojskowymi, jak i cywilnymi. Ci pierwsi, pomimo niewątpliwych przewag, narażeni są na ryzyko rosnącej spirali wydatków, niweczącej część korzyści wynikających z przewagi technicznej. Zjawisko to, z całą siłą występujące w lotnictwie wojskowym USA, a częściowo też Rosji, przewija się przez kilka artykułów bieżącego numeru Lotnictwa A.I.
 
TOP 5 numeru przedstawia się następująco:
1. Nowe myśliwce dla USAG. Tak ale jakie? Pomimo posiadania w służbie supermyśliwców F-22 Raptor i przyspieszającego wdrażania jeszcze nowocześniejszych F-35 Lightning II sytuacja sprzętowa USAF jest delikatnie mówiąc nienajlepsza, a samoloty w większości są leciwe i mocno zużyte. Raptorów jest za mało i więcej nie będzie, a horrendalnie drogie i wciąż borykające się z problemami technicznymi F-35 mają mocno ograniczone możliwości bojowe. Wyraźnie widać, że przekroczono punkt, w którym jakość nie jest w stanie zrekompensować ilości, a efektywność nowych „zabawek” w relacji koszt efekt jest na nieakceptowanie niskim poziomie.
Ciekawą analizę aktualnego stanu posiadania oraz prognoz na najbliższe i dalsze lata, najpotężniejszych jeszcze sił powietrznych na świecie przedstawia duet Fiszer-Gruszczyński. Materiał ten staje się jeszcze ciekawszy w świetle ostatnich doniesień, mówiących że najprawdopodobniej pierwszym typem wśród z aktualnie użytkowanych myśliwców USAF, który zostanie wycofany ze służby będzie F-22 Raptor.
2. Zwiększenie możliwości amerykańskich pocisków „powietrze-powietrze”.
Pozostajemy w temacie amerykańskich samolotów myśliwskich, a dokładniej ich uzbrojenia rakietowego przeznaczonego do walk powietrznych. Tekst stanowi omówienie historii, w sumie nielicznych, amerykańskich rakiet powietrze-powietrze, omawiając meandry ich rozwoju oraz liczne wersje i warianty. Każda z rakiet, a często ich rodzin - jak Sidwindery, opisana jest chronologicznie od okoliczności powstania, przez modernizacje do dnia dzisiejszego oraz plany na przyszłość. Swoje miejsce znalazły też nowe projekty. Co ciekawe w amerykańskim arsenale nie ma i w zasadzie nigdy nie było rakiet o bardzo dużym zasięgu, co w pewnych sytuacjach daje znaczną przewagę ich posiadaczom, zwłaszcza z czerwonymi gwiazdami na skrzydłach swych samolotów.
Pomimo kilku drobnych pomyłek, głównie o redakcyjnym charakterze, tekst oceniam więcej niż pozytywnie. Więcej o miłe zaskoczenie, gdyż autorem artykułu jest Paweł Henski, o którego poprzednich artykułach zwykle trudno było pisać coś dobrego. Można dobrze pisać? Można.
3. Rosja pracuje nad niewykrywalnym międzykontynentalnym bombowcem PAK DA. Kolejny materiał o nowym samolocie, póki co okrytym mgiełką tajemnicy. Projekt nazywany jest często rosyjskim B-2. Jednakże mimo podobnych, prawdopodobnych kształtów i rozwiązań aerodynamicznych oraz technologicznych będzie to zupełnie inna konstrukcja, z jednej strony przeznaczona do wykonywania trochę innych, odpowiednich dla sił strategicznych Rosji zadań. Z drugiej bazująca na technologiach i możliwościach finansowych oraz organizacyjnych tego państwa. Co ciekawe, wznowienie produkcji oraz program głębokiej modernizacji już istniejących bombowców Tu-160 pochłania na tyle dużo sił i środków, że program nowego bombowca zanotuje zapewne spore opóźnienie. To opóźnienie oraz przesunięcie w czasie w stosunku do amerykańskiego B-2 pozwoli zapewne Rosjanom lepiej dopasować swój bombowiec do realiów przyszłego pola walki, przez co zapewnią mu znacznie dłuższą służbę. Kalendarz pokazuje wyraźnie, że w Rosji, pomimo że Tu-95MS ma się dobrze i posłuży jeszcze kilka dekad, nie dojdzie do scenariusza podobnego do bardzo prawdopodobnego w USA, czyli sytuacji gdzie stary B-52 przeżyje w służbie nowsze B-1, a zapewne też B-2.
Analizę programu i samej maszyny, opartą na mniej lub bardziej nieoficjalne informacje, przygotował specjalista od rosyjskiego lotnictwa Piotr Butowski. Pisze szeroko, gdyż odnosi się też do Tu-160 i jego wpływu na program PKA DA. 
4. Polskie samoloty rozpoznawcze 1945-2020. Trzecia część artykułu poświęcona jest najbardziej rozpoznawczej wśród służących w wojsku polskim maszyn rozpoznawczych – MiGowi-21R i jego wyposażeniu. Bardzo ciekawy tekst, w którym dużo miejsca poświęcono lotom bojowym, czyli misją rozpoznawczym nad międzynarodowymi wodami Bałtyku, mającym na celu rozpoznanie środków elektronicznych państw NATO. Loty te w połowie lat siedemdziesiątych były bardzo intensywne i nierzadko dochodziło do przechwycenia maszyn przez myśliwce Niemiec, Danii lub Szwecji. Idealnie dobrany, niezbyt wyeksploatowany temat, podany w ciekawej formie, zilustrowany ciekawymi zdjęciami. Trochę „twardo” brzmi nazywanie przechwytujących maszyn wrogimi, str. 79. Jest też jedno zdanie zupełnie bełkotliwe na str. 82. Jednak jak na duet Gołąbek-Wrona to właściwie nic.
5. Rywalizacja producentów samolotów regionalnych w 2020 r. Co tu dużo pisać, kolejny obraz COVIDowej katastrofy, jaka spotkała branżę lotniczą. Największe wrażenie robi liczba dostarczonych w roku 2020 ATRów – 10 sztuk!

 

 

sobota, 8 maja 2021

Lotnictwo 4/2021 – kwietniowa mozaika

 
TOP 5 magazynu:
1. Użytkownicy BSP RQ-4 Global Hawk i MQ-4 Triton. Dziś nikt już chyba nie wątpi, że systemy bezzałogowe są przyszłością lotnictwa bojowego. Rozpiętość wielkości i ceny bezzałogowych aparatów latających jest ogromna. Od marketowych zabawek i ich wywiadowczych lub nawet uzbrojonych wersji, poprzez drony taktyczne, w tym samobójcze, aż po zaawansowane maszyny bojowe i rozpoznawcze wielkości klasycznych samolotów i podobnie do nich kosztujące. Najbardziej dojrzałym i sprawdzonym w wieloletniej eksploatacji w klasie HALE – maszyn najcięższych, o największym zasięgu i pułapie operacyjnym (High Altitude, Long Endurace) jest amerykański RQ-4 Global Hawk i jego wersje pochodne. Ze względu na globalny zasięg i nie mniejsze koszty, na maszyny tego typu pozwolić sobie mogą tylko najbogatsi, w dodatku potrzebujący maszyn o takich osiągach. Nie dziwi więc fakt, że maszyna powstała w USA, a jej nabywcami, po za krajem producenta są: Australia, Japonia, Niemcy, Republika Korei i NATO. Z naszego punktu widzenia największe znaczenia ma NATOwska piątka maszyn stacjonującą w bazie Sigonella na Sycylii. Po pierwsze dlatego, że wśród piętnastu państw uczestników programu użytkowania samolotów RQ-4D Phoenix jest Polska, przez co mamy wpływ na realizowane misje i dostęp do pozyskanych danych. Po drugie dlatego, że intensywnie eksploatowane maszyny tego typu często zapuszczają się w nasze rejony, biorąc na cel Bałtyk południowo-wschodni i jego okolice. Nie mniej ważna jest obecność, za pewne bardzo owocna, tego typu maszyn w gorącym ostatnimi czasie rejonie Morza Czarnego.
Dwanaście stron bogato ilustrowanego oraz uzupełnionego tabelami tekstu stanowi kompendium wiedzy o tym niezwykłym samolocie i jego historii. Historii długiej, gdyż maszyny te są w służbie już od dwudziestu lat.
2. Lotnicze ucieczki z PRL w latach 1946-1957.
Chyba wszystkim sympatykom lotnictwa znane jest nazwisko Franciszka Jareckiego i jego słynna ucieczka MiGiem-15bis na Bornholm. Mniej osób wie, jak potoczyły się jego dalsze losy. Mniej znane lub czasem w ogóle zapomniane inne ucieczki z tamtych lat opisano w artykule. Pozostawiając na boku ocenę tego typu działań, należy zwrócić uwagę na determinację i odwagę uciekinierów, które nierzadko zastępowały lotnicze umiejętności i doświadczenie. Nic więc dziwnego, że w niektórych przypadkach zabrakło lotniczego, a w niektórych w ogóle szczęścia.
3. Indyjskie Siły Powietrzne. Jedne z najliczniejszych, a na pewno najbardziej różnorodnie wyposażonych sił powietrznych na świecie, z jednej strony posiadające nowoczesne samoloty bojowe z Francji (Rafale) i Rosji (Su-30MKI), z drugiej wciąż użytkujące leciwe maszyny podobnej proweniencji (Jaguar, MiG-21), z trzeciej produkującej własne samoloty bojowe (Tejas). Inne rodzaje indyjskiego lotnictwa wojskowego wyglądają nie mniej egzotyczne. Wobec trudności we współpracy Rosją i zmian geopolitycznych Indie zbliżyły się ostatnio do Stanów Zjednoczonych, co skutkuje dalszym ubarwieniem mozaiki: AH-64E Apache, CH-47 F(I) Chinook, C-17 Globemaster III i P-8 Poseidon, a wkrótce być może i F-16IN. Co ciekawe wszystkie dotychczas zakupione maszyny pochodzą ze stajni Boeinga. Doświadczone licznymi incydentami i kilkoma gorącymi konfliktami z Pakistanem oraz wzajemna niechęć w relacjach z Chinami wymuszają na siłach powietrznych Indii stałą modernizację, której permanentnym stanem są wieloletnie opóźnienia lub nietrafione decyzje, jak choćby wybór samolotów Rafale w przetargu na samoloty wielozadaniowe.
W pierwszej części artykułu L. A. Wieliczko na piętnastu stronach zaznajamia czytelników z historią i strukturą Sił Powietrznych Indii. Pozostaje poczekać na drugą część.
4. KAI KF-21 Boramae. Młody jastrząb z Korei. Idzie nowe. XXI wiek jest/będzie wiekiem Azji, nie tylko gospodarczo i politycznie, ale i militarnie, co wcześniej czy później doprowadzi do konfliktu zbrojnego, zapewne na skalę globalną. Nic więc dziwnego, że wysoko rozwinięte państwa dalekiego i bliskiego wschodu (Chiny, Indie, Japonia, Korea południowa, Turcja) intensywnie pracują nad samolotami bojowymi najnowszej generacji, nie szczędząc na ten cel sił i środków. Całkiem niezłą pozycję w wyścigu do zbudowania własnego myśliwca piątej lub zbliżonej do niej generacji zajmują Koreańczycy, którzy właśnie zaprezentowali pierwszy prototyp swojego KF-21. Przyznam, że prezentacja maszyny zrobiła na mnie ogromne wrażenie swoją nowoczesnością kreatywnością i rozmachem. Sam program w sposób przemyślany wspiera koreański przemysł amerykańską technologią oraz współpracą z Indonezją. Zbudowany w klasycznym dla myśliwców nowej generacji układzie samolot nie jest tak zaawansowany jak konstrukcje lotniczych potentatów, jednak skrojony na miarę potrzeb i możliwości Korei. Co ciekawe, w odróżnieniu od konkurentów, od razu projektuje się wersję dwumiejscową i planuje opracowanie wariantów specjalizowanych.
5. Dostawy wojskowych statków powietrznych dla rosyjskich sił zbrojnych w 2020 roku. Wiedza o tym co przybyło w parku lotniczym naszego sąsiada niedźwiedzia jest dla nas bardzo interesująca, zwłaszcza w dobie rosnącego napięcia pomiędzy NATO a Rosją. Zarówno ilościowy, jak i jakościowy przyrost określiłbym jako pozostający na średnim poziomie. Z jednej strony jest on zupełnie zrozumiały i uzasadniony, z drugiej strony … . W materiale omówiono zarówno samoloty i śmigłowce nowe, jak i zmodernizowane.

O ile poziom powyższych artykułów nie budzi zastrzeżeń, a liczba i znaczenie błędów niewielkie, o tyle w sekcji wiadomości znalazło się kilka ciekawostek:
„… obie jednostki będą użytkować ich wspólnie w celu…”, chodzi o F-15EX, str. 8;  „… zasobniki z kamerami w kształcie rakiet”, str. 9. Jestem pod wrażeniem dokładności, z jaką podano rozmiar opon Kodiaka-100 – 736,6 mm. Nie mniejsze wrażenie robi zasięg Falcona 6X – 10 186 km. Miało wyglądać profesjonalnie, wyszło bezmyślnie. W tym obszarze należałoby jeszcze popracować.

PS
Szkoda, że po umieszczeniu w komentarzach na FB Lotnictwa jednego z pierwszych wpisów o magazynie, co tu ukrywać krytycznym wpisie, została mi zablokowana możliwość publikacji kolejnych. Widocznie Administrator i redakcja  boją się krytycznych opinii. Profesjonalizm jak ... . 

Powiązane wpisy:

Lotnictwo 3/2021 – magazyn gdybających dziennikarzy

Lotnictwo 2/2021 - dwie rosyjskie ikony (lotnictwa)

Lotnictwo 1/2021 - przyzwoity start

Lotnictwo 12/2020 - nowe stare samoloty

Lotnictwo 11/2020- nowe stare

Lotnictwo 10/2020 - numer delta

Lotnictwo 9/2020

Lotnictwo 8/2020 - znowu czarna owca w numerze

Lotnictwo 7/2020

Lotnictwo 6/2020 – pod znakiem latających olbrzymów

Lotnictwo 4-5/2020 - co z tym Lotnictwem?

Lotnictwo 3/2020 - dno jest blisko

Lotnictwo 2/2020-- ciekawie, choć nadal z dodatkiem bylejakości

Lotnictwo 12/2019 - sinusoida

Lotnictwo 10-11/2019 - jeden artykuł rozwalił cały numer 

Lotnictwo 6/2019, nie tracę nadziei 

Lotnictwo 1-2 /2019 - równia pochyła?

Lotnictwo 12/2018, jakość czy jakoś? 

 

 

sobota, 1 maja 2021

Za dużo Bery w Modrzewskim?

Z niecierpliwością i wielkim zainteresowaniem czekałem na tę książkę. Byłem niemal pewny, że pierwsza autobiografia polskiego pilota F-16 będzie nie tylko ważnym wydarzeniem w kręgu lotników i ich sympatyków, ale także ciekawą, może nawet fascynującą lekturą.
Jak zwykle kontakt z książką zacząłem od jej przejrzenia, zwłaszcza pod kątem spisu treści i zawartości obrazków. I tu doznałem pewnej rozterki. Książka ozdobiona jest licznymi zdjęciami, w tym ponad pięćdziesięcioma pięknymi, dużymi na dwie strony każda. Zajmują one w sumie powyżej 1/3 książki, przez co zacząłem się zastanawiać czy kupiłem książkę ze wspomnieniami Marcina Modrzewskiego czy album fotografii lotniczej. Prze chwilę poczułem się jak na promocji, jednej z tych nie do końca fair. W książce znajduje się 25 zdjęć autorstwa Bartosza Bery, które zajmują powyżej 18% jej objętości. Jak zwykle u tego fotografa są naprawdę z najwyższej półki. Bez wątpienia stanowiłyby ozdobę niejednego albumu o tematyce lotniczej. Jednakże w tej książce związek niektórych z nich z treścią jest, powiedziałbym bardzo luźny, a w przypadku niektórych wręcz „wymuszony”. Mam tu na myśli zwłaszcza po dwa zdjęcia E-3A, A-10 i Eurofightera Ghost Tiger. Jak dla mnie większą wartość w książce mają zdjęcia bezpośrednio dotyczące Autora, stanowiące cenne uzupełnienie narracji książki. I takich jest dużo, zwykle słabszych warsztatowo, jednakże bezpośrednio związanych z tym o czym czytam, o czym opowiada Modrzewski. Wraz z powyższymi przemyśleniami pojawiła się obawa, czy tekst Marcina udźwignie ciężar barwnej oprawy.
Literatura wspomnieniowa pilotów, w tym dowódców różnego szczebla, jest dosyć bogata. Są to zwykle autobiografie pisane u schyłku lub po zakończeniu lotniczej kariery, będące swego rodzaju jej podsumowaniem. Wydarzenia i osoby, zwłaszcza te z lat młodości, opisywane są z punktu widzenia seniora, jego doświadczenia życiowego, często przysłonięte mgiełką niepamięci. Jest to zwykle cenna, bardzo ciekawa lektura, z lekka trącąca myszką. U Modrzewskiego jest inaczej. Jego wspomnienia są świeże, spisane bardziej z punktu widzenia fotela ACES II, niż z wygodnego fotela seniora siedzącego przy kominku. Autor skupia się na faktach, wydarzeniach i osobach nie zagłębiając się w ich ocenę, zwłaszcza zabarwioną nutką mentorstwa i filozofii. Tekst czyta się dobre, z zainteresowaniem, bez szans na nudę. I choć czasami chciałoby się poczytać więcej o konkretnych misjach, wydarzeniach ludziach, niedostatek ten nie daje się zbytnio we znaki. Tym bardziej, że krótka perspektywa czasowa, ze zrozumiałych względów, nie pozwoliła Autorowi pisać o wielu sprawach. Język jest poprawny, prosty, bez sztucznego, literackiego zacięcia, typowy dla oficjalnego języka oficera-pilota. Także przekazane informacje są na wysokim poziomie rzetelności. No może po za B-24 biorącymi udział w rajdzie na Tokio 18 kwietnia 1942 roku. W rzeczywistości były to B-25. Ten drobiazg nie przesłania w żaden sposób faktu, że Marcin Modrzewski jest nie tylko pilotem, ale też pasjonatem lotnictwa, w szczególności jego historii. Z kart książki możemy wyczytać wiele ciekawych informacji, nie tylko dotyczących współczesnego lotnictwa, lecz także jego historii i ludzi ją tworzących, w szczególności tych, których Autor spotkał osobiście. W kilku miejscach przewija się też kwestia kolosalnych różnić kulturowych, systemowych i mentalnych pomiędzy polskim lotnictwem i jego ludźmi, a tym zachodnim, zwłaszcza amerykańskim. Na problem ten bardzo często zwracali uwagę, w licznych rozmowach, pozostali nasi piloci F-16, zwłaszcza ci z większym stażem i nalotem na maszynach poprzedniej generacji, z poprzedniego systemu polityczno-militarnego. Świetnym przykładem jest opisany w książce problem przydziału rękawic dla pilotów. Ze stron Pilota F-16 wyłania się obraz Marcina Modrzewskiego jako pilota spełnionego w kabinie F-16. Jako jeden z nielicznych znalazł się w pierwszej od czasu II wojny światowej grupie polskich pilotów samolotów bojowych biorących udział w realnych działaniach bojowych. Od świetnego opisu misji rozpoznawczej nad Irakiem rozpoczyna zresztą swoją opowieść o romansie z samolotem F-16.
Książka obejmuje część lotniczego życiorysu związaną z samolotem F-16: szkoleniem, treningiem, misjami zagranicznymi, w tym bojowymi. Nie ma natomiast prawie nic o tym, co przez te lata działo się w kraju, w Łasku, na Krzesinach, … . W tym kontekście hasło z okładki „Historia dowódcy 10 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Łasku” nie jest do końca zgodne ze stanem faktycznym. Osobiście traktuję je bardziej jako bardziej element wątpliwego etycznie marketingu, niż zapowiedź zawartości książki. Do tego zapis nazwy jednostki bez kropki po liczbie10 w zestawieniu z starannie przygotowaną resztą książki budzi pewien niesmak. 
Od strony redakcyjnej i technicznej książka opracowane jest bardzo starannie. Ładna, miła w dotyku półsztywna okładka, porządny papier, przejrzysty układ, czytelny druk i wysokiej jakości zdjęcia. Czego chcieć więcej.
Odpowiedź na postawione w tytule pytanie pozostawiam Państwu.
Nie będzie to trudne, gdyż książkę Pilot F-16 Marcina Modrzewskiego uważam za lekturę obowiązkową każdego sympatyka lotnictwa.

Modrzewski M.
Pilot F-16
Historia Dońcy 10 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Łasku
War Book
2021
272 strony w utwardzonej oprawie.
Liczne, kolorowe zdjęcia.