sobota, 30 czerwca 2018

Lockheed Constellation - podniebna dama

Lockheed Constellation, podniebna dama
Wygląd ma znaczenie, czy to się komuś podoba, czy nie. Historia lotnictwa komunikacyjnego jest tego najlepszym potwierdzeniem. W świadomości społecznej najlepiej funkcjonują konstrukcje o oryginalnym, zwykle atrakcyjnym wyglądzie. Charakterystyczny garb Jumbo Jeta, smukła sylwetka Concorde, faliste cielsko Ciotki Ju, czy potrójny ogon Connie. Ten ostatni samolot urzeka także niecodziennym kształtem kadłuba oraz bardzo smukłym podwoziem. Można się spierać czy sylwetka Constellation jest piękna, intrygująca jest na pewno. Samolot ten jest symbolem pewnej epoki, a w zasadzie jej końca – epoki samolotów pasażerskich napędzanych silnikami tłokowymi, kiedy to podróż samolotem dostępna była tylko dla nielicznych. Samolot rozwijany był przez niemal dwie dekady, w czasie których znacznie urósł, a jego wciąż poprawiane osiągi pozwoliły na obsługę długich tras międzykontynentalnych lotami bez międzylądowania, zbliżając zwłaszcza USA z Europą. I choć pod względem osiągów konkurencyjne konstrukcje Douglasa i Boeinga nie ustępowały zbytnio dziecku Lockheeda, to symbolem tego pokolenia podniebnych liniowców na zawsze pozostanie Constellation. Samolot ten odniósł sukces nie tylko na rynku cywilnym, ale także w mundurze. Zresztą pierwotnie projektowany był jako transportowiec wojskowy. Był także pierwszym samolotem wyposażonym w duży radar wykrywania i dozoru powietrznego, prekursora współczesnych AWACS-ów oraz pierwszą maszyną latająca z kodem Air Force One. Niestety, w czasie gdy Constellation był u szczytu kariery wiadomo już było, że przyszłość lotów dalekodystansowych należy do szybkich, wygodnych, dużych samolotów odrzutowych. Na krótszych trasach silniki tłokowe wyparte zostały przez turbinowe. Niestety remotoryzacja Connie na silniki turbinowe nie odniosła sukcesu. Do dziś pozostało więc kilka maszyn latających, niestety już nie w Europie i liczne eksponaty w muzeach, które cieszą oczy zwiedzających.

Bohaterem dziesiątego numeru Samolotów Pasażerskich Świata jest Lockheed Constellation. Jak zwykle opisano historię powstania i rozwoju samolotu osadzoną w ówczesnych realiach. Nie zapomniano także o wersjach wojskowych oraz liniach lotniczych użytkujących Connie.
Jak dla mnie, zamiast wypełniacza w postaci czterech stron historii linii lotniczych TWA można było zamieścić krótki opis techniczny konstrukcji, chociaż nie kwestionuję sensowności opisu linii tak bardzo związanej z tym samolotem. Kwestia rozłożenia akcentów. Lektura sprawia dużo przyjemności, gdyż ciekawa historia kultowego wręcz samolotu opisana jest bardzo przystępnym językiem. Jak zwykle nie zaglądałem do stopki by zobaczyć który z dotychczasowych autorów popełnił tekst i przyznam nie mogłem się zdecydować na kogo postawić. I dobrze, gdyż okazało się, że w serii pojawili się nowi autorzy Paweł Bondaryk i Michał Petrykowski, co znacząco wzmocniło zespół. Nie ustrzegli się jednak pewnych błędów lub nieścisłości. Nie bardzo rozumiem dlaczego płomienie wydobywające się z rur wydechowych silników wpływały ujemnie na wytrzymałość pokrycia skrzydeł „szczególnie w nocy” oraz stwierdzono, że problem ten rozwiązano „stosując grube, kilkucentymetrowe blachy” (str. 32). Błędnie podano też wartość prędkości maksymalnej ok. 900 km/h (str. 9). Jak na debiut całkiem nie źle. Na uwagę zasługuje też przyzwoite opracowanie redakcyjne. Po za powtórzeniem podpisu przy dwóch zdjęciach (str. 28 i 30) oraz błędy językowe na str.: 12, 42 i47. Podsumowując pierwszą dziesiątkę tomików można stwierdzić, że po za jednym, dwoma numerami seria trzyma przyzwoity poziom i jest cennym źródłem wiedzy dla początkujących i średnio zaawansowanych entuzjastów lotnictwa.





Samoloty Pasażerskie Świata

Tom 10, Lockheed Constellation

Edipresse Polska S.A.

64 strony, w miękkiej oprawie.

Liczne zdjęcia.







Powiązane wpisy:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz