Przed dwoma laty, po poprzedniej wizycie w MLP w
Krakowie czułem niedosyt, zwłaszcza, że przez „problemy sprzętowe” przeszła mi
koło nosa szansa na sfotografowanie wielu ciekawych eksponatów wystawionych z
hangaru głównego. W tym roku zaistniała szansa na nadrobienie zaległości
związana z remontem tegoż hangaru. Oczywiście każda wizyta w tej szanownej
instytucji jest interesująca, warta starań, wysiłku organizacyjnego oraz
poniesionych kosztów, tym bardziej, że w międzyczasie odnowiono kilka ciekawych
eksponatów, w tym LWD Żuraw i MD-12.
Nie inaczej było w pierwszy weekend lipca, kiedy to ponownie wybrałem się do Krakowa. Sobotni poranek zwiastował
piękną letnią pogodę, niestety z temperaturą powyżej 30 stopni w cieniu.
Oczywiście po wejściu między samoloty umknęło to mojej uwadze, a uzewnętrzniło
dopiero wieczorem w postaci „spalonych”: twarzy, karku i rąk. Obszerność
ekspozycji została znacząco ograniczona trwającym remontem. Niedostępny był
hangar z ekspozycją zimnowojenną oraz ekspozycja destruktów i silników
lotniczych. Dodatkowo poza zasięgiem było kilka ciekawych eksponatów z
remontowego hangaru, w tum szybowce. Pomimo tego ekspozycja jest obszerna,
różnorodna i bardzo ciekawa, więc przez te dwa dni nudzić się prawie nie
miałem okazji. Jak zwykle rozterki budzi stan wielu eksponatów, które bazując
pod chmurką, czasem bez właściwego zabezpieczenia szybko popadają w ruinę. Z
drugiej strony widać efekty prac konserwatorskich prowadzonych przy
najcenniejszych eksponatach i szansę na ekspozycję wielu maszyn w gruntownie
odremontowanym hangarze.
Efektem remontu tegoż hangaru jest wytoczenie wielu
samolotów na plac przed nim, co daje możliwość bliższego zapoznania z wieloma
zwykle trudnodostępnymi zabytkami techniki lotniczej. Jednakże ze zrobienia fajnych
zdjęć najcenniejszych z wystawionych eksponatów nic nie wyszło, gdyż wiele
maszyn miało kabiny i inne wrażliwe elementy przesłonięte brezentowymi
płachtami lub folią. Szkoda, choć cieszy, że pomyślano o zabezpieczeniu, często
unikatowych eksponatów, jak RWD-21 i M-4 Tarpan, Foceniu nie sprzyjało też
ciasne upakowanie sprzętu przed hangarem, zwłaszcza Iła-10, Sea Venoma,
Vampire, Jaka-18. Bardzo pozytywnie na tym tle wypadły
odrestaurowane duże samoloty, Tu-2 świeżutki niczym z fabryki oraz nasz
niedoszły samolot pasażerski MD-12.
Niewątpliwą atrakcją było wystawienie na
placyku za budynkiem głównym dwóch bohaterów II wojny światowej Spitfire i Bf 109 w naturalniej scenerii trawiastego lotniska. Co prawda bliskie położenie
taśm ograniczających, a przede wszystkim „blokada śmigła” Spitfire w postaci
okalającej je oraz podwozie liny psuły kadry, jednak wrażenie i tak było
bardzo realistyczne. Obok w podobnej sytuacji można było znaleźć także
odrestaurowane pierwsze odrzutowce polskiego lotnictwa Jak-17 i Jak-23.
Kolejnym pozytywem był stan odnowionych samolotów amerykańskich, odrzutowców:
F-5, F-105, A-37 oraz tłokowej Cessny UC-78. Znacznie gorzej z maszynami
brytyjskimi, zwłaszcza skorupami Jaguara i Harriera, które pozostawione bez
żadnego zabezpieczenia szybko popadają w ruinę. Pewną nadzieję na restaurację
lub wręcz uratowanie bardzo cennych dla historii polskiego lotnictwa
śmigłowcowego SM-1 i SM-2 daje ich umieszczenie pod wiata „remontową”, zresztą
obok restaurowanego, jak się wydaje, unikatu BZ-4 Żuk.
Pozostając przy Żuku
nasuwa się smutna refleksja, że wiele zgromadzonych tu eksponatów jest z jednaj
strony świadectwem zdolności polskich konstruktorów i rzemieślników w
prototypowniach, z drugiej strony słabości systemu, w którym z wielu przyczyn
skończyło się na prototypach (Bielik, Flaming, M-4, MD-12, Żuk, Żuraw, Mi-2M)
lub niedługich seriach niemalże tylko na polski rynek (Iryda, Junak, Kania,
Orlik, SM-2, Szpak, Zuch). Aż serce się kraje, gdy spojrzeć na stojące bez żadnego
zabezpieczenia pod gołym niebem prototypy Orika i Flaminga, zwłaszcza na ten
ostatni z telepaną przez letni wiaterek lotką. Co się dzieje przy wichurze
lepiej nie myśleć. Polska smutna rzeczywistość. Z czynnych ekspozycji stałych
zwrócę uwagę tylko na „Skrzydła wielkiej wojny”, do której zaglądam za każdym
razem. Bardzo ciekawy, realistyczny sposób ekspozycji unikatowych samolotów w
częściach pawilonu stylizowanych np. na warsztat, kasyno, czy przystań, które w
niesamowity sposób wprowadzają w klimat tamtych dni.
Tutaj podłączyłem się na
trochę do wycieczki oprowadzanej przez pracownika muzeum. I choć jak dla mnie
niewiele nowego powiedział, to sposób prezentacji, a zwłaszcza szerokie
umiejscowienie omawianych samolotów w polityczno-techniczno-militarnych
realiach tamtych czasów sprawiło, że nie
żałuję ani minuty. Słowa uznania dla przewodnika, widać było, że osoby biorące
udział w wycieczce choć raczej nie były zapalonymi fanami awiacji, z wielkim
zainteresowaniem słuchały i oglądały. Brawo. Serce rośnie w hali budynku
głównego, gdzie ciekawa wystawa edukacyjna wraz z możliwością wejścia do kabiny
Flaminga pozwala na rozwinięcie lotniczych zainteresowań młodszego pokolenia.
Upchnięty w kącie kadłub legendarnej Iskry z odsłoniętym wnętrzem ujawnia z
kolei sekrety budowy samolotu, szkoda tylko, że dobrze dostępne tylko z jednej
strony. Nazajutrz w niedzielę nieco chłodniejsze powietrze i piękne, dynamiczne
niebo sprzyjało spacerowi pośród eksponatów. Na godzinę dwunastą zaplanowana
była, jak dla mnie duża atrakcja w postaci kolejnego „Spotkania przy
samolocie”, tym razem poświęconego Su-25, jednemu z bohaterów wojny afgańskiej.
Wiele razy już widziałem w necie zaproszenia na te spotkania i zawsze
chciałem wziąć w tym udział. Kolejne daty i samoloty coraz bardziej wzmagały
mój apetyt. Tym razem się udało, termin wizyty zgrał się z kolejnym spotkaniem.
No to jestem w kameralnej, klimatyzowanej sali kinowej MLP, gdzie starszy,
sympatyczny pan zaczyna swą opowieść. Mówi ciekawie, ze swadą poruszając wiele
interesujących tematów. Jednakże z każdą minutą odbiega coraz bardziej od
głównego tematu. Na ekranie, po za jednym krótkim filmikiem z netu prawie non
stop jedno, jak na dzisiejsze czasy słabiutkie zdjęcie bohatera spotkania. A o czym mowa? Oprócz
bardzo ciekawych informacji o walkach powietrznych wiele jest o współpracy gospodarczej
naszych wrogów Niemiec i Związku Radzieckiego po klęsce wrześniowej i pociągach
z surowcami jadących na zachód aż do ranka 22 czerwca 1941.
Mniej ciekawią mnie
opowieści o polskiej motoryzacji i zaletach Stara 266 czy porównanie
zachorowalności na raka mieszkańców Hiroszimy i Krakowa, a już zupełnie mam gdzieś to,
jakie strony otwierają się opowiadającemu w trakcie poszukiwania materiałów
źródłowych dotyczących lotnictwa na rosyjskich stronach www. I wiele innych
wątków, w tym bardziej osobistych, opowiadanych ze swadą jednakże bez związku z
tematem spotkania. Po godzinie wychodzę na spacerek ogrzać się wśród zabytków
lotniczych. Wracam i widzę, tematyka bez zmian jeszcze przez kilka minut, po
czym w końcu powrót do Su-25, coś nowego na ekranie, m.in. zdjęcia wersji
dwumiejscowej z charakterystycznym dla rosyjskich "szparek"
peryskopem. Jednak gdy słyszę, że mogły one być używane tylko do kołowania oraz
startu i lądowania, kiedy to mogły być otwarte tylko do/od pewnej niewielkiej
prędkości aby za mocno nie wiało do kabiny - wychodzę. Przed samym wyjazdem ok.
14.30 jeszcze raz, na pożegnanie wchodzę na chwilkę do sali kinowej i co widzę
na ekranie - rysunki wczesnych koncepcji nowego szturmowca. Do widzenia.
Wychodząc wyobrażam sobie, jak bym był "zawiedziony" gdybym wcześniej
kiedyś wybrał się do Muzeum z głównym calem w postaci "Spotkania przy
samolocie". To zdecydowanie nie dla mnie impreza. Pomijając epizod z Su-25
dwudniowy pobyt w MLP uznaję za udany. Patrząc na to co się tam dzieje jestem
przekonany, że za kolejne dwa lata znowu się pojawię w tej szacownej
instytucji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz