W dniach 13 i 14 czerwca
organizowane są w Poznaniu duże pokazy lotnicze pod nazwą AEROFESTIVAL 2015.
Oczywiście z całego serca życzę
organizatorom, a przede wszystkim Poznaniowi i Poznaniakom sukcesu imprezy.
Łatwo nie będzie. Z
organizacyjnego, logistycznego oraz marketingowego punktu widzenia Poznań jest
miejscem bardzo wymagającym dla organizatorów, o czym przekonali się w
minionych latach organizatorzy pokazów i pikników na Ławicy, Kobylnicy i
Krzesinach. Zważywszy na kilka wpadek marketingowych i co najmniej jedną (obym
się mylił) próbę oszustwa lub jak kto woli wprowadzenia widzów w błąd mam pewne
wątpliwości czy impreza okaże się sukcesem, choć osobiście bardzo na to liczę.
Prowadzona na szeroką skalę akcja
promocyjna odwołuje się często do pokazów AERO SHOW`91, jakie dwadzieścia
cztery lata temu. I bardzo dobrze, bo Poznań zasługuje na tej rangi i klasy
imprezę lotniczą. Z drugiej strony Aerofestival na pewno nie będzie tym samym
ani nawet podobnym do pamiętnych pokazów – nie ten czasy, nie ci ludzie nie to
lotnictwo. Żyjemy w zupełnie innych czasach, w innym kraju. AIR SHOW`91 był
moimi pierwszymi pokazami z prawdziwego zdarzenia, i choć od tamtego czasu byłem
na kilkudziesięciu podobnych imprez w kilku krajach, tamte pozostaną dla mnie
naj. Pierwsze w „Wolnej Polsce” międzynarodowe pokazy zorganizowano z rozmachem
i niespotykaną wcześniej kampanią informacyjną/reklamowa w mediach. Tu należy
wspomnieć o pięknym geście gen. Gotowały, który w sobotnich Wiadomościach
(pamiętna czołówka z „logo Volksvagena”) w materiale o pokazach nie tylko na
nie zaprosił mieszkańców Poznania i okolic na pokazy lecz także przeprosił
pozostałych za hałas na niebie i prosił o wyrozumiałość. Czy dziś któregoś z
dowódców Sił Powietrznych, 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego lub 31 Bazy
Lotnictwa Taktycznego stać by było na taki gest?
Organizacja, zwłaszcza dojazdu
okazała się totalna klapą. Chyba w najśmielszych snach organizatorzy nie
spodziewali się takiej frekwencji – 180-200 tysięcy widzów. Oby Aerofestival z
tym sobie poradził. Jakże byłem szczęśliwy gdy pod kinem Bałtyk wcisnąłem się
do trzeciego z podjeżdżających Ikarusów. Gdy w końcu wysiadałem po pół
godzinnej jeździe do ulicy Polnej już mniej. To było ok. 1/5 trasy. Idąc pieszo
po kilku minutach wyprzedziłem także te autobusy, do których wcześniej się nie
wcisnąłem.
Wewnątrz organizacja dużo lepsza. A
te samoloty! Już na statyce Amerykańskie F-15, F-16 i C-130, brytyjskie
Tornado, francuskie Mirage 2000, Falcon 900 i C-160 i rosyjski Su-27. Marzenia
się spełniają.
Z dzisiejszej perspektywy nie mniej
ciekawa była wystawa samolotów Made in Poland, z którymi następne lata obeszły
się niezbyt łaskawie zwłaszcza I-22 Iryda, PZL-130 Orlik, M-26 Iskierka,
PZL-Kania czy PZL-105 Flaming. Ktoś pamięta ten ostatni samolot? Więcej szczęścia
miał An-28, który z czasem „przeistoczył” się w M28 Bryza/Skytruck oraz
śmigłowiec Sokół. Co ciekawe na ziemi pokazano aż trzy Sokoły w tym Anakondę
0411 oraz Salamandrę 0317 inaczej uzbrojony w systemy zaadaptowane p części z
Mi-24 wariant W-3U. Jak się miało okazać jedyny egzemplarz w tej wersji
sprzedany później za granicę. Poza wymienionymi statkami powietrznymi wojsko,
przemysł i aerokluby pokazali chyba wszystkie najciekawsze konstrukcje jakie
mogli pokazać.
Pokazy w locie to już niezapomniany
„raj na niebie”. Wspomnę tylko te obrazy, które najczęściej powracają w
pamięci:
Mig-29 w bardzo dynamicznym
pokazie.
Czwórki MiG-ów-23 i Su-22 w
przelotach w różnych formacjach przy czym największe wrażenie robił przelot
maszyn ze skrzydłami ustawionymi w trzech różnych położeniach. Zwłaszcza w
przypadku MiG-ów, których skrzydła przestawiane są w całości przelot był bardzo
widowiskowy. W wojskowej części trzeba tez wspomnieć o „bombardowaniu” pasa
startowego przez Su-20. Samolot nagle pojawił się nad pasem, zrzucił kolejno
ładunki pirotechniczne (chyba 10), które wybuchały po kolei dna tej samej
wysokości i w równych odległościach. Nim się ktokolwiek zorientował, maszyna
już zniknęła nad Miastem. W pilotażu grupowym „gwoździem” programu był
niewątpliwie balet czterech Mi-24. Mniej spektakularny pokaz dały
Biało-czerwone Iskry. Co prawda zaprezentowane po raz pierwszy tak szerokiej
publiczności malowanie samolotów, to w którym latają do dziś, robiło (i robi) bardzo
miłe wrażenie to sam występ pokazywał, że zespół potrzebuje dużo pracy, by
osiągnąć poziom, jaki jak się na szczęście okazał już niedługo osiągnął.
Zapamiętałem jedno z przejść w pionie, chyba przy pętli gdzie wchodząc w lekkie
obłoczki formacja się mocno „rozjechała”. jakimże kontrastem był występ klucza
przepięknych Mirage 2000, które w podobnej sytuacji weszły dużo głębiej w
wiszącą właśnie nad lotniskiem chmurę. Nie zapomnę tego jęku zachwytu widzów,
gdy po kilkudziesięciu sekundach z brudnoszarej masy wyłoniła się trójka
trójkątów w dokładnie w takiej samej formacji, w jakiej zginęła nam z oczu.
Występy Amerykanów nie utkwiły mi bardzo w pamięci, zapewne były mniej
spektakularne. Pamiętam jedynie, że o ile Viper „kręcił” raczej w poziomie, to
Eagle zdecydowanie preferował figury pionowe. Jedne i drugie, wykonywane
niezwykle dynamiczne i ciasno zawarł w swojej wiązance występujący na końcu
programu pilot Su-27. Pomimo całodniowego zmęczenia i „przesytu” /o ile to
możliwe/ na pokaz ten patrzyłem z zapartym tchem. Jak to od wtedy mam w
zwyczaju z pokazów staram się wychodzić możliwie najpóźniej przez co z powrotem
nie miałem, i nie miewam, poważniejszych kłopotów.
Jak dla mnie drugich takich pokazów
nie doświadczę.
Mogę tylko życzyć „młodzieży” by
ich przygoda z pokazami lotniczymi dostarczała już na początku takich
niezapomnianych wrażeń.
Może już w czerwcu na Ławicy.lot-nisko.blog.pl 6 IV 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz