niedziela, 10 grudnia 2017

Aerofestival 2015 vs. Airshow`91

W dniach 13 i 14 czerwca organizowane są w Poznaniu duże pokazy lotnicze pod nazwą AEROFESTIVAL 2015.
Oczywiście z całego serca życzę organizatorom, a przede wszystkim Poznaniowi i Poznaniakom sukcesu imprezy.
Łatwo nie będzie. Z organizacyjnego, logistycznego oraz marketingowego punktu widzenia Poznań jest miejscem bardzo wymagającym dla organizatorów, o czym przekonali się w minionych latach organizatorzy pokazów i pikników na Ławicy, Kobylnicy i Krzesinach. Zważywszy na kilka wpadek marketingowych i co najmniej jedną (obym się mylił) próbę oszustwa lub jak kto woli wprowadzenia widzów w błąd mam pewne wątpliwości czy impreza okaże się sukcesem, choć osobiście bardzo na to liczę.
Prowadzona na szeroką skalę akcja promocyjna odwołuje się często do pokazów AERO SHOW`91, jakie dwadzieścia cztery lata temu. I bardzo dobrze, bo Poznań zasługuje na tej rangi i klasy imprezę lotniczą. Z drugiej strony Aerofestival na pewno nie będzie tym samym ani nawet podobnym do pamiętnych pokazów – nie ten czasy, nie ci ludzie nie to lotnictwo. Żyjemy w zupełnie innych czasach, w innym kraju. AIR SHOW`91 był moimi pierwszymi pokazami z prawdziwego zdarzenia, i choć od tamtego czasu byłem na kilkudziesięciu podobnych imprez w kilku krajach, tamte pozostaną dla mnie naj. Pierwsze w „Wolnej Polsce” międzynarodowe pokazy zorganizowano z rozmachem i niespotykaną wcześniej kampanią informacyjną/reklamowa w mediach. Tu należy wspomnieć o pięknym geście gen. Gotowały, który w sobotnich Wiadomościach (pamiętna czołówka z „logo Volksvagena”) w materiale o pokazach nie tylko na nie zaprosił mieszkańców Poznania i okolic na pokazy lecz także przeprosił pozostałych za hałas na niebie i prosił o wyrozumiałość. Czy dziś któregoś z dowódców Sił Powietrznych, 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego lub 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego stać by było na taki gest?
Organizacja, zwłaszcza dojazdu okazała się totalna klapą. Chyba w najśmielszych snach organizatorzy nie spodziewali się takiej frekwencji – 180-200 tysięcy widzów. Oby Aerofestival z tym sobie poradził. Jakże byłem szczęśliwy gdy pod kinem Bałtyk wcisnąłem się do trzeciego z podjeżdżających Ikarusów. Gdy w końcu wysiadałem po pół godzinnej jeździe do ulicy Polnej już mniej. To było ok. 1/5 trasy. Idąc pieszo po kilku minutach wyprzedziłem także te autobusy, do których wcześniej się nie wcisnąłem.
Wewnątrz organizacja dużo lepsza. A te samoloty! Już na statyce Amerykańskie F-15, F-16 i C-130, brytyjskie Tornado, francuskie Mirage 2000, Falcon 900 i C-160 i rosyjski Su-27. Marzenia się spełniają.
Z dzisiejszej perspektywy nie mniej ciekawa była wystawa samolotów Made in Poland, z którymi następne lata obeszły się niezbyt łaskawie zwłaszcza I-22 Iryda, PZL-130 Orlik, M-26 Iskierka, PZL-Kania czy PZL-105 Flaming. Ktoś pamięta ten ostatni samolot? Więcej szczęścia miał An-28, który z czasem „przeistoczył” się w M28 Bryza/Skytruck oraz śmigłowiec Sokół. Co ciekawe na ziemi pokazano aż trzy Sokoły w tym Anakondę 0411 oraz Salamandrę 0317 inaczej uzbrojony w systemy zaadaptowane p części z Mi-24 wariant W-3U. Jak się miało okazać jedyny egzemplarz w tej wersji sprzedany później za granicę. Poza wymienionymi statkami powietrznymi wojsko, przemysł i aerokluby pokazali chyba wszystkie najciekawsze konstrukcje jakie mogli pokazać.
Pokazy w locie to już niezapomniany „raj na niebie”. Wspomnę tylko te obrazy, które najczęściej powracają w pamięci:
Mig-29 w bardzo dynamicznym pokazie.
Czwórki MiG-ów-23 i Su-22 w przelotach w różnych formacjach przy czym największe wrażenie robił przelot maszyn ze skrzydłami ustawionymi w trzech różnych położeniach. Zwłaszcza w przypadku MiG-ów, których skrzydła przestawiane są w całości przelot był bardzo widowiskowy. W wojskowej części trzeba tez wspomnieć o „bombardowaniu” pasa startowego przez Su-20. Samolot nagle pojawił się nad pasem, zrzucił kolejno ładunki pirotechniczne (chyba 10), które wybuchały po kolei dna tej samej wysokości i w równych odległościach. Nim się ktokolwiek zorientował, maszyna już zniknęła nad Miastem. W pilotażu grupowym „gwoździem” programu był niewątpliwie balet czterech Mi-24. Mniej spektakularny pokaz dały Biało-czerwone Iskry. Co prawda zaprezentowane po raz pierwszy tak szerokiej publiczności malowanie samolotów, to w którym latają do dziś, robiło (i robi) bardzo miłe wrażenie to sam występ pokazywał, że zespół potrzebuje dużo pracy, by osiągnąć poziom, jaki jak się na szczęście okazał już niedługo osiągnął. Zapamiętałem jedno z przejść w pionie, chyba przy pętli gdzie wchodząc w lekkie obłoczki formacja się mocno „rozjechała”. jakimże kontrastem był występ klucza przepięknych Mirage 2000, które w podobnej sytuacji weszły dużo głębiej w wiszącą właśnie nad lotniskiem chmurę. Nie zapomnę tego jęku zachwytu widzów, gdy po kilkudziesięciu sekundach z brudnoszarej masy wyłoniła się trójka trójkątów w dokładnie w takiej samej formacji, w jakiej zginęła nam z oczu. Występy Amerykanów nie utkwiły mi bardzo w pamięci, zapewne były mniej spektakularne. Pamiętam jedynie, że o ile Viper „kręcił” raczej w poziomie, to Eagle zdecydowanie preferował figury pionowe. Jedne i drugie, wykonywane niezwykle dynamiczne i ciasno zawarł w swojej wiązance występujący na końcu programu pilot Su-27. Pomimo całodniowego zmęczenia i „przesytu” /o ile to możliwe/ na pokaz ten patrzyłem z zapartym tchem. Jak to od wtedy mam w zwyczaju z pokazów staram się wychodzić możliwie najpóźniej przez co z powrotem nie miałem, i nie miewam, poważniejszych kłopotów.
Jak dla mnie drugich takich pokazów nie doświadczę.
Mogę tylko życzyć „młodzieży” by ich przygoda z pokazami lotniczymi dostarczała już na początku takich niezapomnianych wrażeń.
Może już w czerwcu na Ławicy.

lot-nisko.blog.pl 6 IV 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz