wtorek, 12 grudnia 2017

Szara Suka

W ostatnich tygodniach nasze Siły Powietrzne pochwalić się mogą nowym malowaniem samolotów Su-22. Kamuflaż w dwóch odcieniach szarości prezentuje się nowocześnie i co najważniejsze uznany może być za widoczną innowację w naszym lotnictwie. Jednak że po za wydźwiękiem PR-owskim jest to pusty gest budzący niesmak, że służby propagandowe Wojska Polskiego próbują, przy wydatnej pomocy mediów zrobić nas obywateli na szaro. Odnoszę wrażenie, że zarówno wojskowi, jak i politycy bardzo się boją spojrzeć w twarz obywatelom i rzeczowo odpowiedzieć nie na pytanie: po co nam szare Su-22? lecz po co nam w ogóle te samoloty są potrzebne?
Śmiem twierdzić, że dalsza eksploatacja stanowi chyba najdroższy program socjalny nowoczesnej Europy. Jedyną korzyścią jest utrzymanie licznych etatów żołnierskich począwszy od Świdwina, na Warszawie skończywszy. O wiele taniej i uczciwiej względem podatników byłoby wypłacać tym ludziom pensje wraz z ZUS-em i innymi pochodnymi tylko za „pozostawanie w rezerwie kadrowej”. Większy problem byłby pewnie z kilkoma pułkownikami i generałem/ami, których etaty należałoby zlikwidować. 
Dlaczego tak twierdzę?
Po pierwsze; nie ma co się oszukiwać, pozostające w służbie od połowy lat osiemdziesiątych samoloty nie były poddane żadnej poważniejszej modernizacji a jedynie kosmetycznym doposażeniom i tak pozostanie do końca ich służby z biało-czerwona szachownicą na skrzydłach. Aktualny zestaw wyposażenia i uzbrojenia samolotu bliższy wojnie Wietnamskiej niż polu walki drugiej dekady XXI wieku. Tym bardziej, że uzbrojenie kierowane skończyło już dawno swój żywot i dziś pozostały tylko działka i bomby swobodnie spadające-po prostu bomba. Wydarzenia na Wschodniej Ukrainie, a zwłaszcza wysokie straty wśród Su-25 znacznie lepiej przystosowanych do zadań uderzeniowych niż Su-22 pokazują, że nawet w przypadku konfliktu o małej intensywności prawdopodobieństwo skutecznego wykonania misji uderzeniowych zbliżone będzie do zera. Rodzi się więc pytanie, po co „cudować” z nowym kamuflażem? Przecież dla potencjalnych „zielonych ludzików” będzie on ułatwieniem, oczywiście po za szachownicą „tu celować”. W przypadku konflikty pełnoskalowego Suki „spadną” szybciej niż FVIII i RWD-8 we wrześniu 1939. Ciekawe czy w razie czego (oby nie) dowódcy wydający rozkaz startu pilotom Su-22 będą mieli odwagę spojrzeć, zapewne ostatni raz tym ludziom w oczy? Skoro samolot te będą, być może w stanie wykonać jedną, może dwie misje, po wydawać na wieloletnie szkolenie „idących na śmierć” ciężkie miliony, których tak bardzo armii brakuje? 
Po drugie; kłamstwem należy nazwać brednie o potrzebie zachowania doświadczonej kadry dla potrzeb nowych samolotów. Doświadczenie przy analogowym Su-22 będzie raczej balastem w szkoleniu na maszyny cyfrowe – zapewne F-35. Kuriozalność takiej argumentacji brutalnie obnaża kalandaż. O doświadczonej kadrze możemy mówić po co najmniej trzech latach służby. Jeśli do tego dodać kolejne 5-8 lat oczekiwania na rozpoczęcie szkolenia na nowy typ, rok szkolenia i kolejne trzy-pięć nabywania doświadczenia, to nim dzisiejszy wykwalifikowany personel opanuje nowy sprzęt osiągnie już wiek emerytalny. Delegowanie tak zaawansowanych wiekowo „fachowców” byłoby zwykłym marnotrawstwem.
Choć wielu wojskowych oraz cywili darzy samoloty te sentymentem i sympatia, czas płynie nieubłaganie, a ich miejsce już dawno jest w muzeach, skansenach i na pomnikach a nie w jednostkach operacyjnych. Jest to tym bardziej uzasadnione, że zostaliśmy ostatnim użytkownikiem tego typu w Europie i jednym z nielicznych na świecie. 
I nie zmieni tego aplauz jaki nasze Su-22 wzbudzają na pokazach w kraju i za granicą. W normalnym świecie demonstracją lotniczego skansenu zajmują się organizacje do tego powołane nie jednostki woskowe, w szczególności operacyjne.



lot-nisko.blog.pl
7 VII 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz