W
ostatnich tygodniach nasze Siły Powietrzne pochwalić się mogą nowym malowaniem
samolotów Su-22. Kamuflaż w dwóch odcieniach szarości prezentuje się
nowocześnie i co najważniejsze uznany może być za widoczną innowację w naszym
lotnictwie. Jednak że po za wydźwiękiem PR-owskim jest to pusty gest budzący
niesmak, że służby propagandowe Wojska Polskiego próbują, przy wydatnej pomocy
mediów zrobić nas obywateli na szaro. Odnoszę wrażenie, że zarówno wojskowi,
jak i politycy bardzo się boją spojrzeć w twarz obywatelom i rzeczowo
odpowiedzieć nie na pytanie: po co nam szare Su-22? lecz po co nam w ogóle te
samoloty są potrzebne?
Śmiem twierdzić, że dalsza
eksploatacja stanowi chyba najdroższy program socjalny nowoczesnej Europy.
Jedyną korzyścią jest utrzymanie licznych etatów żołnierskich począwszy od
Świdwina, na Warszawie skończywszy. O wiele taniej i uczciwiej względem
podatników byłoby wypłacać tym ludziom pensje wraz z ZUS-em i innymi pochodnymi
tylko za „pozostawanie w rezerwie kadrowej”. Większy problem byłby pewnie z
kilkoma pułkownikami i generałem/ami, których etaty należałoby zlikwidować. Dlaczego
tak twierdzę?
Po
pierwsze; nie ma co się oszukiwać, pozostające w służbie od połowy lat
osiemdziesiątych samoloty nie były poddane żadnej poważniejszej modernizacji a
jedynie kosmetycznym doposażeniom i tak pozostanie do końca ich służby z
biało-czerwona szachownicą na skrzydłach. Aktualny
zestaw
wyposażenia i uzbrojenia samolotu bliższy wojnie
Wietnamskiej niż polu walki drugiej dekady XXI wieku. Tym bardziej, że
uzbrojenie kierowane skończyło już dawno swój żywot i dziś pozostały tylko
działka i bomby swobodnie spadające-po prostu bomba. Wydarzenia na Wschodniej
Ukrainie, a zwłaszcza wysokie straty wśród Su-25 znacznie lepiej przystosowanych
do zadań uderzeniowych niż Su-22 pokazują, że nawet w przypadku konfliktu o
małej intensywności prawdopodobieństwo skutecznego wykonania misji
uderzeniowych zbliżone będzie do zera. Rodzi się więc pytanie, po co „cudować”
z nowym kamuflażem? Przecież dla potencjalnych „zielonych ludzików” będzie on
ułatwieniem, oczywiście po za szachownicą „tu celować”. W przypadku konflikty
pełnoskalowego Suki „spadną” szybciej niż FVIII i RWD-8 we wrześniu 1939.
Ciekawe czy w razie czego (oby nie) dowódcy wydający rozkaz startu pilotom
Su-22 będą mieli odwagę spojrzeć, zapewne ostatni raz tym ludziom w oczy? Skoro
samolot te będą, być może w stanie wykonać jedną, może dwie misje, po wydawać
na wieloletnie szkolenie „idących na śmierć” ciężkie miliony, których tak
bardzo armii brakuje? Po drugie; kłamstwem należy nazwać
brednie o potrzebie zachowania doświadczonej kadry dla potrzeb nowych
samolotów. Doświadczenie przy analogowym Su-22 będzie raczej balastem w
szkoleniu na maszyny cyfrowe – zapewne F-35. Kuriozalność takiej argumentacji
brutalnie obnaża kalandaż. O doświadczonej kadrze możemy mówić po co najmniej trzech
latach służby. Jeśli do tego dodać kolejne 5-8 lat oczekiwania na rozpoczęcie
szkolenia na nowy typ, rok szkolenia i kolejne trzy-pięć nabywania doświadczenia,
to nim dzisiejszy wykwalifikowany personel opanuje nowy sprzęt osiągnie już
wiek emerytalny. Delegowanie tak zaawansowanych wiekowo „fachowców” byłoby
zwykłym marnotrawstwem.
Choć wielu wojskowych oraz cywili
darzy samoloty te sentymentem i sympatia, czas płynie nieubłaganie, a ich
miejsce już dawno jest w muzeach, skansenach i na pomnikach a nie w jednostkach
operacyjnych. Jest to tym bardziej uzasadnione, że zostaliśmy ostatnim
użytkownikiem tego typu w Europie i jednym z nielicznych na świecie.
I nie zmieni tego aplauz jaki nasze
Su-22 wzbudzają na pokazach w kraju i za granicą. W normalnym świecie
demonstracją lotniczego skansenu zajmują się organizacje do tego powołane nie
jednostki woskowe, w szczególności operacyjne.
lot-nisko.blog.pl
7 VII 2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz