Chociaż
w Sali głównej znajdowało się kilka maszyn bojowych z czasów
„przedodrzutowych”, właściwa kolekcja maszyn bojowych znajduje się w kolejnym
pawilonie. Po drodze do niego skręcam w jasny korytarz prowadzący do budynku
zwanego „Red Barn” czyli widzianej wcześniej z zewnątrz oryginalnej wytwórni
Boeinga. Piętrowy, drewniany budynek rzeczywiście przypomina stodołę. Pierwsza
ciągnąca się przez całą długość budynku sala urządzona została na wzór hali produkcyjnej
z licznymi maszynami do obróbki drewna oraz kadłubem i skrzydłami drewnianego
samolotu. Dzięki brakowi poszycia można dokładnie przyjrzeć się ich
konstrukcji. Wśród oryginalnych maszyn znajduje się tokarka, której działanie
demonstrował bardzo miły starszy pan. Jedyną zmianą jest współczesny napęd
elektryczny uzupełniony jednak dochodzącym z głośnika dźwiękiem pracy silnika
parowego. Pokaz zrobił wrażenie. Po za eksponatami ściany pełne są plansz i
tablic interaktywnych ilustrujących pracę zakładu i jego produkty. Pietro
poświęcone jest, a jakże, Boeingowi. Tu znajdujemy liczne eksponaty i zdjęcia najważniejszych
konstrukcji amerykańskiego giganta, zwłaszcza samolotów bombowych. Jedną z
ciekawostek są drewniane modele bombowców przeznaczone do badań w tunelu
aerodynamicznym. Wspaniała, pachnąca trocinami i olejem rycynowym lekcja
historii.
Dalej
mamy właściwą galerię z podziałem na pierwszą – na piętrze i drugą Wojnę
Światową na parterze. Obie ekspozycje zorganizowane są w sposób przemyślany,
dogodny dla zwiedzających z wyjątkiem fotografów. Czarne ściany, nieliczne
reflektory i w miarę ciasne ułożenie eksponatów czynią wykonanie przyzwoitych
zdjęć niemożliwym, przez co w tej części zdjęć nie ma zbyt dużo.
Trzymając
się chronologii zaczynam od piętra, gdzie zgromadzono eksponaty z I Wojny
światowej zwanej inaczej Wielką Wojną. W ciemnej, nieco dusznej sali
zgromadzono osiemnaście maszyn z tego okresu, przy czym większość stanowią
rekonstrukcje. Pierwsze wrażenie jest nieco „przygnębiające” gdyż przy wejściu
wyeksponowano najstarszy w tym pawilonie eksponat - Caproni Ca.20, którego stan
jest opłakany. Obdarte płótno, powyginane listwy słowem obraz nędzy i rozpaczy,
oczywiście dokładnie wyreżyserowanej. Dalej otwiera się widok na obszerną salę
pełną stojących i wiszących maszyn, z których każda ma swoje zasłużone miejsce
w historii lotnictwa. Po za Ca.20 warte szczególnej uwagi są: Aviatik D.I
Nieuport 28 C1, Curtiss Jenny oraz Pfalz D.XII. Dlaczego? Bo to są maszyny
oryginalne.
Samoloty
poustawiane są w scenerii przypominającej tamte czasy, także tablice
informacyjne trzymają klimat epoki. Liczne plansze, także z prostymi zabawami
dla najmłodszych przypominają o funkcji edukacyjnej, która także pełni obiekt. Okres
pionierski lotnictwa nie jest moim ulubionym więc w obszarze tym spędzam tylko
pół godziny. Nie, nie żebym nie chciał więcej, jednak to jeszcze nawet nie
połowa ekspozycji, a czas goni. Trzeba przenieść się w czasie o dwie lat do
czego wystarczy zejść po schodach.
Kolekcjasamolotów
z II WŚ wita lśniącym świeżym lakierem Spitfirem Mk.IX i lecącym spod sufitu w
jego kierunku żółtodziobym Bf 109 E-3. Podwieszenie Emila pozwala zajrzeć mu
pod ogon oraz zobaczyć umieszczoną pod nim małą ekspozycję poświęconą
Luftwaffe. Przy każdym eksponacie oprócz opisu na obszernej tablicy oraz
monitora z filmem dotyczącym danego okresu i teatru wojny znajduje się
„puszka”, z której po naciśnięciu guzika wydobywają się dźwięki z tego okresu:
muzyka, dźwięki silnika itp.. Ciekawe, choć jeśli kilku zwiedzających uruchomi
jednocześnie „szczekaczki” przy swoich eksponatach robi się niezbyt przyjemnie.
Ciekawe wrażenie robi Curtiss P-40N Warhawk, wyglądający solidniej niż na
większości zdjęć. Odwrotnie sprawa się ma z Nakajimą Ki-43 Hayabusa, który w
realu wygląda bardziej filigranowo i delikatnie. Widać też inny standard
wykonania niż w samolotach zachodnich. Dalej lotnictwo morskie, gdzie ponownie
Wildcat wydał mi się znacznie większy niż sadziłem, podczas gdy Corsair
wyglądał tak, jak go już kiedyś widziałem. Kolejne dwa amerykańskie samoloty
legendy to P-47D i P-51D. Najkrócej o nich; Thunderbolt – potęga olbrzyma,
Mustang – lekkość i finezja linii. Pomiędzy nimi zobaczyć można radzieckiego Jaka-9U.
W takim położeniu wydaje się jakby mały, słaby, wykonany w sposób wręcz
toporny, choć kształtami też oko cieszy. Na koniec należy wspomnieć o drugim
wiszącym eksponacie, którym jest P-38L Lightning. Pomysł z jego podwieszeniem
jest doskonały, gdyż można się lepiej przyjrzeć tej ciekawej konstrukcji,
zwłaszcza szczątkowemu kadłubowi, którego rzeczywisty kształt i detale na
większości zdjęć nie są zbyt dobrze odzwierciedlone. Uff, wojna się skończyła,
choć niezupełnie. Dwa największe eksponaty z tego okresu stoją pod wiatą po
drugiej stronie ulicy. Tam jednak zajrzymy przy okazji kolejnego wpisu.
lot-nisko.blog.pl
Świetnie napisany wpis. Czekam na wiele więcej
OdpowiedzUsuń