Ostatnie zdanie książki. Zamykam okładkę, i nie mogę się oprzeć, od razu sięgam po pilota i wyszukuję film „Dziennik pilota Góry” i w zadumie oglądam. Była to jedyna rzecz, jaką mogłem zrobić po lekturze książki Tadeusza Chwalczyka „Medalowe wzloty”. I choć film mnie nie powalał, to zobaczenie Bezmiechowej i posłuchanie opowieści zakochanego w niej, będącego u schyłku swojej wspaniałej kariery słynnego lotnika było koniecznym dopełnieniem lektury, na swój sposób pięknej i wzruszającej.
Pod wymownym, choć niewiele mówiącym niewtajemniczonym, tytułem kryje się biografia Tadeusza Góry, osoby której chyba nikomu wiedzącego cokolwiek o lotnictwie przedstawiać nie trzeba. Czy aby na pewno? Rekordowy przelot Bezmiechowa-Soleczniki Małe, pierwszy w świecie Medal Lilienthala, cztery pewne zwycięstwa powietrzne nad samolotami Luftwaffe, mistrzowskie „szybowcowe lądowanie” na MiGu-19, to znają wszyscy. Ale to nie wszystko. Życiorys Pana Tadeusza to barwna opowieść będąca gotowym materiałem na film fabularny, przygodowy i romantyczny zarazem.
Los
sprawił, że bohater książki bierze aktywny udział w kilku ważnych okresach w
historii polskiego lotnictwa cywilnego i wojskowego. Towarzysząc mu brałem
udział w zdarzeniach oraz spotykałem ludzi mniej lub bardziej znanych z kart
innych książek i artykułów. Zdarzeniach bardzo różnych z ludźmi o bardzo
odległych życiorysach połączonych zamiłowaniem do przebywania tam w górze.
Nastolatek,
który jako dziecko odbył krótki lot samolotem, zapisuje się na kurs szybowcowy,
i za pieniądze uzyskane ze sprzedaży matczynego kilimu rozpoczyna szkolenie na
podwileńskim lotnisku. Momentem przełomowym jest wyjazd na kurs do
Bezmiechowej, miejsca w którym zakochał się na całe życie, do którego wracał
przy niemal każdej rozmowie i każdym wspomnieniu. Fascynacja lataniem, talent
który zauważają instruktorzy, a z drugiej strony brak finansów i jedzenia,
problemy z nauką to tylko niektóre z wątków z przedwojennego życia młodego
Tadziuńcia Góry. Oczywiście nie brakuje tu opisu rekordowego przelotu z
Bieszczad pod Wilno, zawodów szybowcowych oraz szkolenia samolotowego, którego
końcowym epizodem była dramatyczna ucieczka na szkolnym RWD-8 przed dwoma
ścigającymi go Me-109. Tak zaczyna się kariera myśliwska Góry, która po przybyciu do Francji, a jakże przez Wielka Brytanię, a właściwie dopiero po powrocie na Wyspę Ostatniej Nadziei nabrała rumieńców. Tu już nie uciekał jak bezbronne pisklę lecz walczył jak drapieżny orzeł w 316 Dywizjonie Myśliwskim. Jak wspomina, gdyby nie wyłączony karabin, miałby zapewne zaliczone kolejne zwycięstwo powietrzne i tytuł Asa. Tak skończyło się na czterech pewnych zestrzeleniach. Dzięki doskonałemu pilotażowi i wrodzonemu rozsądkowi udaje mu się cało przejść przez wojenną zawieruchę. Co ciekawe i bardzo wyjątkowe, przez cała swoją lotnicza karierę Tadeusz Góra ani razu nie używał spadochronu ratowniczego. Umiejętności, talent, opanowanie i trochę, jakże ważnego, lotniczego szczęścia.
Tadeusz
Chwalczyk
Medalowe wzlotyKagero
Lublin 2008
272 strony w twardej okładce, z licznymi zdjęciami biało-czarnymi.
lot-nisko.blog.pl
25 II 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz