Kolejna publikacja znanego i uznanego autora książek o tematyce lotniczej przenosi nas do dalekiego, surowego i niedostępnego Afganistanu w czasie interwencji wojsk radzieckich (1979-1989). Przebieg i kulisy konfliktu nie są w polskich publikacjach dostatecznie szeroko i rzetelnie opisane. Dlatego też książka opisująca działania lotnicze podczas konfliktu wydaje się być cennym uzupełnieniem istniejącej luki. Gwarantem solidności i wysokiej jakości opracowania był Jerzy Gotowała – autor wielu popularnych książek z dziedziny lotnictwa, w szczególności historii i taktyki lotnictwa wojskowego. Od lat siedemdziesiątych zajmujący kolejne stanowiska dowódcze, czynny pilot wojskowy, doktor habilitowany nauk historycznych, były prorektor Akademii Obrony Narodowej.
Książka składa się z ośmiu rozdziałów, przeprowadzających czytelnika przez lata konfliktu w sposób możliwie chronologiczny, a zarazem spójny. Na początku zostają przedstawione zagadnienia związane z uwarunkowaniami: historycznymi, politycznymi, geograficznymi i militarnymi radzieckiej interwencji. Dalej omówiono działania: lotnictwa rozpoznawczego. Po nich przychodzi kolej na opis dwóch podstawowych rodzajów lotnictwa biorących udział w walkach: lotnictwa armijnego i szturmowców reprezentowanych przez dwie „legendy Afganistanu” – śmigłowiec Mi-24 „Hind” i samolot Su-25 „Frogfoot”. Część ta zajmuje, stosownie do roli odegranej w konflikcie 70 % książki. Dalej znalazły się krótsze rozdziały poświęcone wykorzystaniu lotnictwa myśliwsko-bombowego, myśliwskiego oraz bombowego na tym, interesującym teatrze działań. Książka kończy się podsumowaniem i wnioskami.
Jak zwykle u Gotowały mocną stroną jest narracja, w
której zimna analiza aspektów militarnych i technicznych przeplata się z
barwnymi, beletrystycznymi opisami działań widzianymi z różnej perspektywy,
najczęściej z kabiny pilota. Specyficzny styl i język Generała
sprawiają, że obraz jest bardzo plastyczny i przekonywujący. Wyraźnie czuć, że
wie o czym pisze i często utożsamia się ze swoimi bohaterami. Czyta się bardzo
dobrze.
Sam obraz wojny, znanej nam lepiej z kolejnej odsłony,
w której mieliśmy też swoje „Szachownice nad Afganistanem” jest raczej ponury.
Kraj, a raczej naród o strukturze klanowej, który od wielu dziesięcioleci
walczy z kolejnymi „najeźdźcami”. Współgrający z przyrodą, wtopiony w
niedostępne góry, w których czuje się jak w domu walczy o swoją wolność. Wraz z
rozwojem techniki i strategii współczesnych wojen skutecznie dostosowuje swoją
taktykę do aktualnej sytuacji, do maksimum wykorzystując przewagę
własnego, jakże trudnego terenu. I jeśli nawet siły wroga opanują największe
miasta oraz drogi, ukryci po wsiach lub w górskich jaskiniach bojownicy
śmiertelnie kąsają przeciwnika. Wygrali z Brytyjczykami, Wygrali z Sowietami a
w końcu i NATO zmusili do „wycofania się” z niegościnnej ziemi.Ze względu na ukształtowanie powierzchni kraju, jego
rozległość i charakter prowadzonych działań lotnictwo jest głównym narzędziem
prowadzenia wojny przez wojska niosące „wolność i demokrację”. Spektrum
realizowanych zadań jest bardzo szerokie, od zwiadu i zaopatrzenia, poprzez
desanty i wsparcie ogniowe walczących wojsk po ataki na wybrane elementy
infrastruktury przeciwnika. Każdy z elementów wymaga zaangażowania innego
sprzętu i odmiennej taktyki działania. W trakcie walk taktyka ulega
systematycznej modyfikacji adekwatnej do działań drugiej strony. Wydawać by się
mogło, że przewaga techniczna i ekonomiczna stawia „przybyszów” na wygranej
pozycji. Nic bardziej mylnego.
Co więcej, po
lekturze „Gwiazd nad Afganistanem” ma się wrażenie swego rodzaju de javu. Mając
na uwadze interwencję NATO uderzające jest podobieństwo prowadzonych działań,
popełnianych błędów i finału. Choć w aktualnych warunkach geopolitycznych
porażka nie jest tak spektakularna, jak ta której doświadczyli Sowieci.Szczegółowa ocena aspektów technicznych,
nomenklaturowych oraz edycyjnych nie wypada już tak korzystnie.
Wielką niekonsekwencją wykazuje się Pan Generał jeśli chodzi o oznaczenia typów
maszyn. Autor ma to zagadnienie w niewielkim poważaniu. Czyżby wieloletnia
kariera wojskowa, naukowa i publikatorska kazała mu zlekceważyć to zagadnienie?
W szczególności dotyczy to rodziny śmigłowców Mi-8. Przykładowo na s. 69 podpis
pod zdjęciem mówi o Mi-8 podczas gdy kilka stron dalej
(s. 69 i 70) ta sama wersja nosi już oznaczenie Mi-17! Na s. 113 ponownie
podpisano je jako Mi-8. W tekście pod koniec książki (s. 268 i 271) śmigłowce
te wymieniane są oddzielnie. Autor często myli wersje maszyn oraz ich
wyposażenie.
W śmigłowcach Mi-24 walczących w Afganistanie „ … w ruchomej wieżyczce
zamontowano działko kalibru 23 mm GSz-23Ł” (s. 99). Problem polega na tym, że
tego typu uzbrojenie pojawiło się jako uzbrojenie Hindów wiele lat po wojnie.
Co gorsza, na wcześniejszej stronie jako uzbrojenie Mi-24 podano ”1 km. kal
12,7 mm”. Podany udźwig 5 000 kg (s. 53) też jest zawyżony. Ciąg silników
wyrażany jest w „KN” (s. 140) lub „kg” (s. 223). Poważnym błędem jest nazywanie
samolotu Tu-22M Backfire mianem Tu-22 gdyż są to dwa zupełnie różne samoloty! Z
kolei Tu-16 nigdy nie był „bombowcem strategicznym” (s. 249). Oznaczenie
popularnego Suchoja to Su-7B, nie Su-7b. Podobnie MiG-21PFM a nie „pfm”. Co
ciekawe na tej samej stronie (213) jest MiG-21M a na 220 MiG-21MF, a obok
„MiG-17f i pf”, z dużej litery. Przecież samoloty te służyły w Polsce za czasów
służby Autora, a na MiG-ach-21 sam latał!
W swoich oratorskich zapędach Autor czasem się nieco zapętla: „Starając się go
uniknąć Bucharin zwiększył wysokość lotu pozostawiając w górze desantowego
Mi-8” (s. 100). Turbiny śmigłowca można przestawić na wysoka moc, nie „wysoki
ciąg” (s. 104, 19), „ … .. przeraźliwy ryk odrzutowych silników. Jakie to
śmigłowce?” Ale nic to skoro mamy „Przeciwpancerną osłonę newralgicznych
elementów konstrukcji śmigłowca …”. Podobnie „przeciwpancerna„ była osłona
kabiny Su-25, które ponadto miały „klapy podskrzydłowe”. To napisał emerytowany
generał Wojska Polskiego, wieloletni dowódca w wojskach lotniczych! Kolejne
cacko „ …ten nie zmienił ani na centymetr kąta spadania” (s. 224).
Nie lepiej jest z redakcja i korektą. Bardzo dużo błędów gramatycznych,
stylistycznych, przecinków na początku wiersza itp. Jednak zdecydowanie najsłabszą stroną książki jest
szata graficzna, z której godna uwagi jest tylko okładka. Biało-czarne zdjęcia
są bardzo niewyraźne, z czytelnością licznych grafik jest jeszcze gorzej. Nazwy
miejscowości na wielu mapach rozmyte, czasami w ogóle nie czytelne. Sylwetki
samolotów wyglądają, jakby pochodziły ze średniej jakości ksero. Linie
nierówne, poszarpane, czasem wręcz niknące – żenada. Może lepiej by było,
gdyby, zwłaszcza map, w ogóle nie było. Czyżby Wydawnictwo ZP uważało, że osoba
Autora, ciekawy temat i atrakcyjna okładka wystarczyły na sukces?
Trudno jest jednoznacznie ocenić „Gwiazdy nad Afganistanem”. Z jednej strony
jest ciekawa warta polecenia opowieść, z drugiej po lekturze wcześniejszych
książek A. Gotowały, można się było spodziewać czegoś lepszego, bardziej
dopracowanego. I choć ilość różnego rodzaju błędów mocno w czasie czytania
„wkurza”, może warto przeczytać i ocenić samemu.
Jerzy
Gotowała
Gwiazdy
nad Afganistanem
Wydawnictwo
ZP
Warszawa
2014
290
stron w miękkiej okładce, liczne rysunki i zdjęcia.
3 II 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz