Po mrocznym
pawilonie Warbirdów czas na spacer na świeżym powietrzu. Najpierw przez most na
drugą stronę ulicy, gdzie już z oddali pod potężną wiatą majestatycznie stoją
podniebne olbrzymy. Już z mostu widać dominujące nad ekspozycją kadłuby Jumbo
Jeta i Dreamlinera oraz potężny ogon B-29. Jednak aby dostać się pod wiatę
należy przejść przez halę kosmiczną gdzie w centrum bogatej, bardzo edukacyjnej
ekspozycji umieszczono funkcjonalny model promu kosmicznego. Przyznam, że na
zdjęciach wyglądał mniej okazale. Największe wrażenie zrobił na mnie ogrom
makiet - dość prymitywnych - dysz silników napędowych oraz rozmiary komory
ładunkowej. Jest naprawdę ogromna, znacznie większa niż to sobie wyobrażałem.
Kolejne drzwi, wkraczam do największej części lotniczego raju w Seattle. Ogrom
wiaty robi wrażenie, jednak gdy spojrzeć niżej widać tłok upakowanych pod nią
samolotów. Nie jest to typowy tłok, lecz raczej ciasne, jedyne możliwe i
sensowne ułożenie tylu eksponatów, które nie przeszkadza w ich oglądaniu.
Jednak na zdjęcia z dużymi samolotami w pełnym ujęciu nie ma szans. Ale nic to,
tym bardziej, że w nagrodę aż pięć maszyn można zwiedzić od środka.
Od czego zacząć? Żyjąc jeszcze wizytą w pawilonie samolotów
wojennych zaczynam od B-17. Latająca forteca wygląda pięknie, choć w tym
towarzystwie może niezbyt okazale. Największe zdziwienie budzi bardzo niskie na
ziemi położenie stanowiska tylnego strzelca i jego dramatycznie małe rozmiary.
Jeszcze bardziej podziwiam i współczuję strzelcom, którzy godzinami w takiej
ciasnocie, zimie i deficycie tlenu musieli wpatrywać się w bezkres nieba, by
chwilę później stoczyć walkę na śmierć i życie. Obok drugi z legendarnych
bombowców - B-29. Znacznie większy, gładszy, dla załogi wręcz luksusowy – w
porównaniu z B-17. Budzi zachwyt i respekt. Z takiej maszyny zrzucono bomby
atomowe na Hiroszimę i Nagasaki. Tu spotykam kolejnego wolontariusza, byłego
mechanika superfortecy, który z zapałem opowiada o historii i rozwiązaniach
technicznych samolotu. Można by słuchać i słuchać, tym bardziej, że miły
starszy pan ma polsko-ukraińskie korzenie. Och gdybym na każdą halę miał po
jednym dniu. Obok stoi przedstawiciel kolejnej generacji bombowców, a jakże
Boeinga, w końcu to Seattle. Mowa tu o B-47 Stratojet. Zawsze intrygował mnie
ten układ gondoli silnikowych 2+1, z niego przecież wyewoluował B-52, zresztą
prototypy strstofortress, zwłaszcza w obrębie kabiny pilotów były bardzo do
niego podobne. Płynne przejście do samolotów pasażerskich umożliwia kolejny
eksponat, którym jest Boeing 707 w wojskowej wersji VC-137B, czyli maszyna
przeznaczona do przewozu prezydenta USA, która podobnie jak dzisiaj, gdy był on
na pokładzie przyjmowała calsign "Air Force One". Wchodzę na pokład,
by przez chwilę poczuć się jak VVIP. Wszystkie „klamoty” w dostępnych w muzeum
wnętrzach, po za Jumbo Jetem, zabezpieczone są ścianami z plexi, co dając dobrą
widoczność zabezpiecza eksponaty, chociaż ogranicza miejsce i utrudnia
fotografowanie. Jednak bliskość podniebnej wersji gabinetu owalnego, gdzie
niejednokrotnie podejmowano decyzje o globalnym znaczeniu robi wrażenie.
Samolot służył przez 37 lat (1959-1996), choć tylko na początku służby w
najważniejszej roli.
Wnętrze B727 pominę z braku miejsca i od razu przejdę do
największego eksponatu - Boeinga 747 N7470 City of Everett – pierwszego prototypu
legendarnego kolosa. Dostępny dla zwiedzających jest główny pokład z
możliwością zajrzenia do przedziału wyposażenia na dolnym poziomie dziobu
maszyny. Jako samolot fabryczny City of Everett do późnych lat
dziewięć- dziesiątych służył różnym programom badawczym. Stąd też w środku
pozbawiony jest w większości wewnętrznych okładzin, a olbrzymi pokład pełen
jest różnorodnego sprzętu pomiarowego, którego funkcje objaśniają liczne
tablice. Największe wrażenie zrobiła na mnie liczba prowadzonych pod sufitem
linek poruszających powierzchniami sterowymi maszyny. Linki, koła, przelotki –
ciekawe, fascynujące, choć dziś już bardzo nienowoczesne. Bonusem był pracownik
Boeinga (nie wiem czy były czy aktualny) który bardzo ciekawie opowiadał o
samolotach pasażerskich. Jego wiedza i sposób mówienia sprawiała, ze nie
chciało się iść dalej. Ale trzeba, bo tuż obok kolejny prototyp podniebnego
liniowca, już bez linek – B787 N787BX – trzeci prototyp liniowca marzeń.
Chociaż Dreamlinera zwiedzałem już podczas jego wizyty na Ławicy, tu wydał mi
się większy, potężniejszy. We wnętrzu przez plexi można zajrzeć do kabiny
załogi oraz pomieszczenia wypoczynkowego oraz obejrzeć fotele pierwszej klasy.
Środkowa część kabiny pasażerskiej pozbawiona jest foteli, dzięki czemu widać w
całej okazałości jak przestronne jest wnętrze. Oczywiście jest tu też miejsce
na promocję - mała wystawka poświęcona Dreamlinerowi oraz prezentacja
najważniejszych, łatwych do pokazania rozwiązań wpływających na komfort
pasażerów, przyciemnianych elektrycznie szyb. Na sąsiednich oknach wyrysowano
obrys szyb konkurencyjnych modeli Airbusa pokazując o ile są mniejsze.
Na koniec
włóczenia się „po samolotach” trochę ekstrawagancji. Hasło Concorde mówi
wszystko. Drugi oblatany (Tu-144 jest „starszy” o trzy miesiące), jedyny z
powodzeniem eksploatowany naddźwiękowy samolot pasażerski. Prezentowany G-BOAG
w barwach British Airways przyleciał do Seattle 5 listopada 2003 bijąc przy
okazji rekord czasu przelotu Nowy Jork – Seattle. Pierwszy kontakt „live” z
Concorde jest emocjonujący. Samolot jest po prostu piękny. Szkoda, że nie można
spojrzeć na niego z większej odległości, efekt byłby zapewne jeszcze większy. W
środku tylny przedział pasażerski zamknięty ścianą plexi. Przejście przez
przedni z fotelami osłoniętymi tym samym tworzywem jest kłopotliwe. Luksus,
snobizm i ciasnota. Do kabiny trudno zajrzeć, gdyż „niewidoczna ściana”
znajduje się już przed ciasnym korytarzem wypełnionym panelami z wyposażeniem
samolotu. Uff, wyjście z klaustrofobicznego wnętrza na wysoko posadowiony
pomost pozwala nacieszyć oczy sąsiednimi maszynami, zwłaszcza stojącym przede
mną „face to face” B-29. Wracam pod ogon Jumbo Jeta gdzie znajduje się kolekcja
samolotów pokładowych i jeden bardzo bliski memu sercu rodzynek – Antonow An-2!
Prezentowany N61SL o
nazwie własnej Polar 1, brał udział w wyprawie upamiętniającej polarny lot
Eielsona i Wilkinsa z roku 1928. 13 kwietnia 1998 dzielny Antek wylądował na
biegunie północnym! Przyznam, ze nie wiedziałem o tym wydarzeniu. Zaciekawiło
mnie super czyste i przezroczyste oszklenie kabiny, jakiego nigdy nie widziałem
w naszych maszynach. Wciśnięte w kąt hali, pod ogonem Jumbo wyglądające
niepozornie stoją legendy lotnictwa pokładowego USA ery odrzutowej: F-18A
Hornet w barwach słynnego zespołu Blue Angels, F-14A Tomcat, EA-6A Prowler,
A-6E Intruder obładowany girlandami bomb, AV-8C Harrier II (US Marine Corps),
A-4 Skyhawk także w barwach Blue Angels, oraz F9F-8 (F-9J) Cougar. Przez kilka
minut czułem morską bryzę na twarzy, a przy Tomcacie rozglądałem się czy zza
skrzydła nie wyjdzie Topgunowski Maverick.
Nie można też pominąć
pierwszego prototypu Boeinga B737-100 przez lata używanego przez producenta,
a następnie NASA w różnych programach badawczych. Egzemplarz ten wprowadził na
niebo całą rodzinę najpopularniejszych na świecie samolotów pasażerskich,
których dotychczas wyprodukowano ponad 10 000, a produkcja w sąsiednim Renton
trwa i długo jeszcze będzie trwała w najlepsze.Pod wiatą jest też historyczny
Boeing 274D, który w latach trzydziestych otworzył erę szybkich, wygodnych,
metalowych samolotów pasażerskich.
Aby dopełnić spektrum
wrażeń muszę dodać, że ponad obiektem nonstop przelatywały samoloty podchodzące
do lądowania w porcie Seattle Tocama. Zwykle były to standardowe Dashe-8, B737
i A320, choć całkiem często też większe maszyny, w tym B747.
Upływające godziny
przypominają o potrzebach fizjologicznych. Choć miło byłoby zjeść hotdoga
„B-52`s” pod skrzydłem Concorda, to świadomość, że tuż obok znajduje się
czynne lotnisko, oraz druga kafejka z ogródkiem z widokiem na pas, gna mnie z
powrotem do głównego budynku muzeum. Przyznam, że tu też dopisało mi szczęście
i zobaczyłem więcej niż się spodziewałem, a może nawet marzyłem. Ale o tym w
kolejnej części.
lot-nisko.blog.pl
13 IX 2017
Powiązane wpisy:
Seattle I. W drodze
Seattle IIa. Randka z Czarnym ptakiem
Seattle IIb. Drapieżne ptaki wojen światowych
Seattle IId. A tam blisko to było lotnisko
Seattle III. Zakłady Boeinga w Everett
Seattle IV. Jedno miasto - dwa żywioły
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz