Od prostego współzawodnictwa
w pracy czy sporcie, poprzez media społecznościowe i działalność gospodarczą,
aż po działania wojenne propaganda stanowi istotny ich element. Potwierdzenie
powyższej tezy znajdujemy także w konflikcie zbrojnym toczonym za naszą
wschodnią granicą. Do walki o serca i umysły obywateli państw walczących i ich
stronników wykorzystuje się wiele metod, od najprostszej dezinformacji
poczynając. Od zawsze w budowaniu i/lub podtrzymaniu morale wojska i
społeczeństwa wykorzystywane są przykłady bohaterów, którzy nie patrząc na
przeciwności odnoszą sukcesy, a ponadto są uosobieniem szlachetności.
Pojawienie się nowego środka walki, jakim w okresie Wielkiej Wojny był samolot
zrodziło zapotrzebowanie na nowy typ bohatera, mężnego pilota myśliwskiego
walczącego z samolotami wroga, posyłającego je w znacznej liczbie do ziemi. Niezbędny
był rycerz przestworzy, którego szybko nazwano asem. Za asa, początkowo we
Francji, oficjalnie uznawano pilota, który odniósł co najmniej pięć zwycięstw
powietrznych. Kryterium to szybko przyjęły inne armie, jako wyróżnik
najwyższego kunsztu i odwagi pilota. Nazwiska asów trafiały na łamy gazet i do
świadomości społecznej, a oni sami cieszyli się sławą i szacunkiem społeczeństwa oraz licznymi przywilejami. Tytuł nie tylko podnosił morale wojsk, ale też stał się
elementem propagandy. Masowe zastosowanie lotnictwa stworzyło okazję do
szybkiego powiększania się grona asów oraz osiągania przez nich coraz większej
liczby zwycięstw co prowadziło do nie zawsze szlachetnego współzawodnictwa. Jak to na wojnie bywa, a
zwłaszcza w walce powietrznej toczonej w trzech wymiarach i przy dużej dynamice
zdarzeń, piloci często w wirze walki uznawali swoje ofiary za zestrzelone nie
widząc ich końca. Nie może to dziwić, gdyż wielu pilotów odprowadzając wzrokiem
swoje ofiary szybko podzielało ich los. Nie wszystkie pędzące do ziemi maszyny
rozbijały się grzebiąc swoje załogi czy zmuszając je do opuszczenia maszyn.
Część umykała przy ziemi, część odnosiła tylko uszkodzenia, a jeszcze inne
lądowały w terenie przygodnym i często po naprawie wracały w powietrze. Kolejną
trudnością było potwierdzanie zwycięstw, zwłaszcza gdy strącony samolot upadł
po stronie przeciwnika lub tonął w wodzie, a naocznych świadków nie było. W brutalnej walce nie bardzo było
też miejsce na rycerskie zachowania. W tak złożonej sytuacji wielu lotników,
ludzi z definicji bardzo ambitnych, mniej skrupulatnie potwierdzało los swoich
ofiar, a często wręcz zawyżało liczbę własnych zwycięstw. Sława otaczająca
największych asów dodatkowo potęgowała pokusę. Wszystkie te czynniki prowadziły
do zawyżania liczby zestrzelonych samolotów przeciwnika oraz seryjnej produkcji
tak potrzebnych propagandzie asów przestworzy. Nie mogą więc dziwić
rozbieżności pomiędzy zgłoszonymi zestrzeleniami a faktycznymi stratami
przeciwnika, które w mniejszym lub większym stopniu pojawiały się we wszystkich
armiach, na wszystkich frontach. Nie znaczy to bynajmniej, że piloci myśliwcy
byli oszustami. Jednak jak w każdym środowisku, zwłaszcza obarczonym tak
wielkim obciążeniem psychicznym i fizycznym zdarzały się czarne owce. Wszystko
to każe spojrzeć z większym dystansem na liczby zestrzeleń podawane w
statystykach i rankingach asów i traktować je bardziej jako wskazanie
skuteczności danego mistrza niż matematyczne odzwierciedlenie jego faktycznych
sukcesów. I choć z upływem lat, odkrywaniem nowych dokumentów i nowymi
analizami coraz więcej wiemy o wynikach walk powietrznych, to cała prawda nie
zostanie odkryta nigdy. I niech tak pozostanie. Każdy czas potrzebuje swoich
bohaterów, tych prawdziwych i tych wykreowanych.
TOP 3
1. Erich Hartmann nad przyczółkiem sandomierskim. Wielkie polowanie, którego nie było. Szesnaście stron wnikliwej analizy walk niemieckiego asa z sierpnia 1944 roku, kiedy to przekroczył magiczną liczbę trzystu zestrzeleń. W artykule Robert Michulec obrał ten okres jako punkt odniesienia do ogólniejszych rozważań nad postępowaniem i losami asa w kontekście działań bojowych, systemu zaliczania zestrzeleń i rzetelności zgłoszeń. Te z kolei umieścił w jeszcze szerszym kontekście sytuacji niemieckiego lotnictwa w końcowym okresie wojny, motywacji pilotów i dowódców, a także działania machiny propagandowej III Rzeszy. I choć Autor czasem zapędza się w swoich rozważaniach do granic „mędrkowania”, to tekst jest całkiem znośny do czytania, a informacje i rozważania skłaniają do refleksji.
2. P-51H i inne lekkie wersje Mustanga. Artykuł opisuje ostatnie, najszybsze i najbardziej dopracowane wersje legendarnego myśliwca. Ze względu na koniec wojny i nastanie ery odrzutowców nie zrobiły one wielkiej kariery, ani nie uzyskały popularności, zarówno w armii, jak i świadomości pasjonatów lotnictwa. Warto tę lukę uzupełnić lub przypomnieć sobie tą historię. Tyn bardziej, że jak zwykle u L. A. Wieliczko artykuł jest dobrze i ciekawie napisany.
3 Gripen w Czeskich Siłach Powietrznych. Druga część artykułu obejmuje okres od roku 2011 po
dzień dzisiejszy oraz wybiega nieco w przyszłość. Bardzo drobiazgowa
wyliczanka, w układzie chronologicznym, ćwiczeń w jakich czeskie Gripeny brały
udział przeplatana jest informacjami o postępach w szkoleniu, drobnych
modernizacjach oraz zintegrowanym uzbrojeniu. Wszystko opatrzone licznymi zdjęciami
samolotów, z aż dziewięcioma wariantami malowania okolicznościowego, co czyni
zarówno samoloty, jak artykuł naprawdę kolorowymi.
TOP 3
1. Erich Hartmann nad przyczółkiem sandomierskim. Wielkie polowanie, którego nie było. Szesnaście stron wnikliwej analizy walk niemieckiego asa z sierpnia 1944 roku, kiedy to przekroczył magiczną liczbę trzystu zestrzeleń. W artykule Robert Michulec obrał ten okres jako punkt odniesienia do ogólniejszych rozważań nad postępowaniem i losami asa w kontekście działań bojowych, systemu zaliczania zestrzeleń i rzetelności zgłoszeń. Te z kolei umieścił w jeszcze szerszym kontekście sytuacji niemieckiego lotnictwa w końcowym okresie wojny, motywacji pilotów i dowódców, a także działania machiny propagandowej III Rzeszy. I choć Autor czasem zapędza się w swoich rozważaniach do granic „mędrkowania”, to tekst jest całkiem znośny do czytania, a informacje i rozważania skłaniają do refleksji.
2. P-51H i inne lekkie wersje Mustanga. Artykuł opisuje ostatnie, najszybsze i najbardziej dopracowane wersje legendarnego myśliwca. Ze względu na koniec wojny i nastanie ery odrzutowców nie zrobiły one wielkiej kariery, ani nie uzyskały popularności, zarówno w armii, jak i świadomości pasjonatów lotnictwa. Warto tę lukę uzupełnić lub przypomnieć sobie tą historię. Tyn bardziej, że jak zwykle u L. A. Wieliczko artykuł jest dobrze i ciekawie napisany.
P.S.
Ponownie pojawił się numer podwójny miesięcznika Lotnictwo.
Ponownie też dla „wyrównania strat” prenumeratorów, choć zapewne nie był to główny powód, wydano kolejny numer specjalny „Samoloty bojowe Sojuszu Północnoatlantyckiego”, który spokojnie czeka na półce na swoją kolej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz