wtorek, 12 grudnia 2017

Caracal wystartuje z polskiego bagna?

Od kilku dni wiemy już, jaki śmigłowiec wielozadaniowy najprawdopodobniej znajdzie się na wyposażeniu naszego wojska. Będzie to Airbus H225M Caracal. Najprawdopodobniej, gdyż jak powiedział odpowiedzialny za zakupy uzbrojenia wiceminister obrony Czesław Mroczek: „ Wydaje się mało prawdopodobne, by śmigłowiec nie przeszedł planowanych na przełom maja i czerwca testów”. Jak było do przewidzenia wybór wywołał liczne kontrowersje i komentarze, zwłaszcza ze strony przegranych firm i ich (zwykle nie bezinteresownych) zwolenników. Przyznam, że ilość wylanych pomyj i wysączonego jadu przerosła moje oczekiwania, po raz kolejny pokazując, że ciągle bliżej nam do republik bananowych niż cywilizowanego państwa XXI wieku. Jest to tym bardziej smutne, ze prym w tym paskudnym procederze wiodą najwyższego (polskiego) szczebla pracownicy wiodących koncernów lotniczych cywilizowanego świata. Do najciekawszych „idei” zaliczam:
- Graniczące z pewnością przekonanie przegranych, że ich produkt był najodpowiedniejszy dla polskiej armii. Wynika stąd, że dowództwo Wojska Polskiego nie ma pojęcia co dla niego jest najlepsze, najbardziej potrzebne, podczas gdy przedstawiciele zachodnich koncernów zbrojeniowych wiedza to najlepiej.
- Szczytem obłudy jest lament licznych polityków, związkowców i dziennikarzy nad „zdradą” polskiego przemysłu, robotnika, podatnika. Zwykle tych samych który bronią polski przemysł i gospodarkę przed „obcymi”. W wygodnej dla nich chwili dopadła ich totalna amnezja. Zapomnieli, że zarówno Sikorski produkujący (raczej montujący)  w Mielcu S-70i, jak i AgustaWestland planująca wytwarzanie w Świdniku AW149 są firmami zagranicznymi odpowiednio amerykańską i włoską. Paradoksalnie łódzkie WZL-2, w którym mają być montowane Caracale jest firmą polska, w dodatku należąca do Skarbu Państwa. Chyba kasa i chęć zachowania ciepłych, patologiotwórczych etatów odjęła związkowca rozum i przyzwoitość?
- Przepychanki słowne dyrektorów i ministrów (wice|) na portalach społecznościowych i mediach pokazują, że ludzie ci nie dorośli do pełnionych funkcji.
- Nie można też bezkrytycznie patrzeć na sposób podejmowania decyzji przez MON. Ostateczna liczba zakupionych śmigłowców dziwnie zgadza się z planami z roku 2008, kiedy to planowano nabyć 51 maszyn. Podczas przemówienia towarzyszącego ćwiczeniom Anakonda 2012 w Drawsku Pomorskim premier Donald Tusk podbił jednak stawkę do 70 śmigłowców. Niestety teraz wyraźnie widać, że był to tylko zabieg PR-owski a przez te trzy lata nikt nie odważył się zakwestionować deklaracji wielkiego wodza. Kurtyna opadła dopiero w dniu ogłoszenia rozstrzygnięcia. Różnicę tych 19 śmigłowców (ponad 27%) można tez wytłumaczyć inaczej – żenującym brakiem kompetencji Inspektoratu Uzbrojenia MON-u. Po prostu błędnie oszacowali koszty zakupu 70 maszyn i kasy po prostu zabrakło.  Pytanie retoryczne: jak długo ci panowie popracowali by w prywatnej firmie po analizie, w której pomylili się o ponad ¼ wartości kontraktu?
Kto więc zawinił? Megaloman Tusk czy ekonomiczny analfabeta IU MON. Odpowiedź pozostawiam Państwu.
Niewątpliwym plusem podjętej decyzji jest to, że w końcu została podjęta – po dziewięciu latach od podjęcia Narodowego Programu Śmigłowcowego.
W tym czasie sytuacja polityczno-militarna w Europie zmieniła się na gorsze a liczba śmigłowców zmalała trzykrotnie.
Od liczby śmigłowców ważniejsze jest jednak do czego one posłużą. jak na razie widać, że jedynie do rozgrywek biznesowo-politycznych.
Lepiej nie myśleć, kto i jak będzie nas bronił, jeśli na razie jedynym celem jest obrona własnych - zwykle zagranicznych koncernów – nie zaś zdolności operacyjnych Wojska Polskiego.
lot-nisko.blog.pl
30 IV 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz