
W roku 1947,
kiedy oblatano prototyp samolotu wielozadaniowego An-2, jego konstrukcja, układ
aerodynamiczny i zastosowane rozwiązania techniczne miały niewiele wspólnego
z nowoczesnością. Niemal dekadę później Wielki Brat podjął decyzję, że samolot
będzie produkowany w Polsce, w mieleckich zakładach produkujących dotychczas
nowoczesne samoloty bojowe o napędzie odrzutowym. Był to niewątpliwie krok
wstecz, a według niektórych źródeł kara za rok 1956 oraz wyraz braku zaufania
do polskich władz. Nikt wówczas nie przypuszczał, że samolot zostanie
wyprodukowany w kilkunastu tysiącach egzemplarzy, na wiele lat zasilając
jednostki wojskowe, aerokluby i szeroko pojęte lotnictwo gospodarcze. Jego
masowa produkcja sprzyjała rozwojowi WSK Mielec do rozmiarów typowego
socjalistycznego molocha. Jednym z głównych zadań w jakich popularny Antek sprawdził się doskonale było
agrolotnictwo. Nie była to konstrukcja optymalna do rozsiewania nawozów czy
rozpylania środków ochrony roślin. Niezbyt ekonomiczny, niebezpieczny dla
załogi w przypadku wypadku, z nieszczelną słabo wentylowaną kabiną. Na owy czas
w obozie socjalistycznym nie było jednak nic lepszego. Z czasem okazało się, że
jego trwałość, prostota obsługi, właściwości pilotażowe i pojemny kadłub
stanowią zalety przewyższające jego słabsze punkty. W porównaniu z
poprzednikami jak CSS-13 czy PZL-101 Gawron
zapewniał on pod każdym względem znacznie większe możliwości. Samolot w wersji
rolniczej pojawił się w Polsce w najlepszym możliwym momencie, czyli okresie
rozwoju PGR-ów i powszechnej „chemizacji” rolnictwa oraz czasie wchodzenia
polskich agrolotników na rynek Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Dostępna w
dużych ilościach, dobrze znana pilotom, łatwa w eksploatacji maszyna szybko opanowała
niebo nad rodzimymi polami. Za granicą mogła zaś konkurować z firmami z
zachodu, stanowiąc jednocześnie źródło dochodu w tak potrzebnych
socjalistycznej gospodarce dewizach. Dla pilotów agro stwarzała doskonałe
warunki do pracy na dobrze płatnych kontraktach. W ciągu kilku lat polskie Antki na dobre zadomowiły się nad polami
Egiptu, Sudanu czy Iranu. W mniejszej liczbie także w innych państwach.
Doświadczenia z eksploatacji Anów-2 w agrolotnictwie dostarczyły cennych
wskazówek dla konstruktorów kolejnego pokolenia polskich już (no prawie) samolotów
agro: Kruka, Dromadera i Belfegora. Niestety
zbieg niekorzystnych zdarzeń geopolitycznych lat osiemdziesiątych i
dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku nie pozwolił, pomimo dysponowania dwoma
dobrymi, nowoczesnymi typami samolotów rolniczych, na utrzymanie dominującej pozycji Polaków
w usługach agrolotniczych za granicą. W kraju upadek PGR-ów, zmiany ekonomiczne
i formalno-prawne także zdmuchnęły samoloty rolnicze znad pól i łąk. Dlatego
też już na zawsze lata świetności polskiego agrorolnictwa będą związane z An-2,
niezgrabnym wręcz archaicznym samolotem. Czas ten należy do jednego z
najlepszych okresów w polskim lotnictwie i w pełni zasługuje na przypominanie i
propagowanie osiągnięć tamtych lat i sukcesów ludzi z nimi związanych.
W serii Skrzydlate traktory ukazała się trzecia
pozycja. Po wspomnieniach pilotów CSS-13 i Gawronów
przyszedł czas na pilotów Antków. Samolot
pojawił się w czasie i okolicznościach, które pozwoliły na zgromadzenie licznych
wspomnień oraz bogatego materiału zdjęciowego. W pierwszej części książki
zawarto wspomnienia dziewięciu lotników. Zebrane teksty dotyczą różnych okresów
i obszarów. Swoje miejsce znalazły opowiadania z dalekich egzotycznych krajów
jak: Egipt, Sudan, Iran czy Pakistan. Nie zabrakło też obszernych opisów pracy
w polskich PGRach. Opisane historie i ich język są bardzo różnorodne, jak różne
były losy autorów powiązanych z Antkami,
tak odmienne, jak odmienne charaktery, osobowości czy kwiecistość języka
posiadają kolejni Autorzy. Ten kalejdoskop dodaje wspomnieniom uroku i sprawia,
że w żadnej chwili nie nużą one czytelnika. Spośród tych kilku opowiadań
najbardziej przypadły mi do gustu te najdłuższe. Dlaczego? Ano dlatego, że
rozpisując się szerzej Autorzy wspominają wiele mniej istotnych drobiazgów, dla
których w krótszych opisach na pewno miejsca by nie starczyło. Tych
niepowtarzalnych smaczków jest wiele i to one właśnie pozwalają lepiej poczuć
atmosferę tamtego czasu i lepiej zrozumieć symbiozę agropilotów i ich samolotu.
Bernard wolny
opisuje pracę w zachodniopomorskich PGRach, poświęcając wiele miejsca
organizacji pracy, współpracy z dyrektorami zakładów rolnych, agronomami czy załogą
od załadunku. Opisuje wiele ciekawych lotów, czasem malowniczych, czasem niebezpiecznych,
a czasem nawet z elementami powietrznego Chuligaństwa. Nie brak też elementów humorystycznych.
Rozdział autorstwa Wojciecha Bielawy opisujący przelot do Pakistanu, specyfikę
pracy w tym kraju i powrót jest na tyle ciekawy, obszerny i barwny, że z
powodzeniem mógłby być podstawą do napisania kolejnych wspomnień. W opowiadaniu
swoje miejsce ma: Antek, załogi,
pakistańscy gospodarze, lotniska etapowe, przelot przez wysokie góry
obciążonymi samolotami, warunki życia i obrazki turystyczne z egzotycznego
kraju. W wielu wspomnieniach piloci skupiają się na walorach turystycznych
miejsc, w których byli, którymi mogą się pochwalić. U Bielawy nie ma czegoś
takiego. Barwna narracja osnuta jest wokół akcji Pakistan `76, z bardzo
zbalansowanym udziałem wspomnianych wyżej zagadnień, oczywiście z Antkiem jako bohaterem pierwszego planu.
Nie mniej
egzotyki, chociaż krócej niestety, opisanej jest we wspomnieniach Bogdana
Likusa z przelotu do i pracy w Iranie.
Działania
polskich agrolotików w Iranie i Pakistanie są mniej znane niż w Afryce, a też
zasługują na swoje miejsce w historii polskich skrzydeł. Bardziej niż pozytywna
ocena wspomnianych wyżej rozdziałów w niczym nie umniejsza znaczenia i
pozytywnej oceny efektów pracy pozostałych Autorów. Po prostu te wywarły na mnie największe wrażenie.
Integralną
częścią książki jest bogata kolekcja ponad dwustu zdjęć rolniczych (najczęściej) Antków,
które wraz z tymi umieszczonymi w głównym tekście ucieszą oczy i zaspokoją
ciekawość chyba każdego sympatyka tego pokracznego nieco ptaka.
Na bardzo korzystnym
obrazie książki pojawiło się kilka rys w postaci błędów, czasem drobnych redakcyjnych
lub językowych, a czasem całkiem poważnych jak np.: „Mieleckie Zakłady Lotnicze”,
str. 11; „4. Pułk Lotnictwa Myśliwskiego „Kraków”", str. 223; „Do lotów szkolnych
w Szczecinie-Dąbiu i Szczecinie”, str. 223. Na str. 272 - 273 pomylono śmigłowiec
Mi-8 z Mi-14. Nie zmienia to faktu, że książkę czyta i ogląda się bardzo dobrze,
z prawdziwą przyjemnością.
Całość podsumować
mogę jednym zdaniem: z niecierpliwością czekam na Kruka, Dromadera i Mi-2, we wspomnieniach agrolotników.
Niestrawski M.,
(red.)
Samolot
An-2 we wspomnieniach agrolotników
Muzeum Narodowe
Rolnictwa w Szreniawie
2024
366 stron w twardej
oprawie
Liczne zdjęcia czarno-białe
oraz kolorowe
Powiązane wpisy: