Stare
porzekadło mówi, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Tego
typu sytuacja, nie po raz jedyny zresztą, wystąpiła w polskim lotnictwie pod
koniec lat pięćdziesiątych z samolotem rolniczym. Gospodarce narodowej
potrzebny był samolot do wydajnej walki ze szkodnikami pól i lasów. Archaiczne Kukuryźniki lub doraźnie przystosowane
do opylania lasów Li-2 nie były
rozwiązaniem ani perspektywicznym, ani nowoczesnym. Jedynym sensownym, na owe
czasy, rozwiązaniem okazało się przekonstruowanie budowanego Polsce,
licencyjnego Jaka-12M. Co prawda istniała rolnicza wersja Jakowlewa, lecz
daleko było jej nie tyle do doskonałości, co do sensownej funkcjonalności.
Powstała modyfikacja oznaczona PZL-101 Gawron
też była daleka od doskonałości, ale jak to się na wsi mawiało, z gówna bata
nie ukręcisz. Gawron miał jednak ważną zaletę – był, i to był tani, łatwy w
produkcji i eksploatacji oraz wydajny, jak na ówczesne standardy. To, że
brakowało mu trochę mocy, warunki pracy pilota dalekie były od komfortowych, a
ochrona tegoż w razie wypadku raczej iluzoryczna, to już decydentów obchodziło
w mniejszym stopniu. Czynniki te zeszły na jeszcze dalszy plan, gdy okazało
się, że poczciwymi Gawronami można
opryskiwać pola za granicą, szczególnie w Egipcie i Sudanie, gdzie nie tylko
sezon agrolotniczy trwa dłużej, ale i przychody generowane są w tak potrzebnej
socjalistycznej gospodarce walucie barwy zielonej. W owym czasie pieniądze te
była obiektem pożądania każdego Polaka, gdyż w sklepach dewizowych można było
kupić za nie praktycznie wszystko. Nie inaczej było z pilotami, z których wielu
po przeszkoleniu w lotach agro wylatywało na kontrakty dewizowe. To dolary, a
nie egzotyka i chęć przeżycia przygód pozwalały znosić trudy i
niebezpieczeństwa pracy pod palącym słońcem Afryki. Z drugiej strony, to
latający tam piloci przyczynili się do rozwoju polskiego agrolotnictwa,
pośrednio także do powstania doskonałych samolotów rolniczych PZL-106 Kruk i PZL M-18 Dromader, choć ten ostatni podobnie jak Gawron wywodził się z konstrukcji zagranicznej, tym razem jednak
amerykańskiej.
W książce Samolot PZL-101 Gawron we
wspomnieniach agrolotników znajdziemy wspomnienia jedenastu byłych pilotów tego
ciekawego samolotu. Różni autorzy, różne objętości i styl, jak różne są
osobowości autorów. Znajdziemy tu więc krótkie notatki, jak i długie barwne
opowiadania, które aż proszą się o rozwinięcie do postaci książkowej. Wspomnienia
są barwne, jak barwna była praca w Egipcie i Sudanie. Wspomnień oraz zdjęć z
Polski jest znacznie mniej. Tu w dobie siermiężnego socjalizmu nie było tak
barwnie, a na aparat fotograficzny oraz filmy do niego pozwolić sobie mogło
niewielu. Zdjęć o różnej jakości jest bardzo dużo, nie tylko ilustrujących opisane
wspomnienia, lecz także w drugiej połowie książki - tej poświęconej Gawronom, tym zachowanym w muzeach, tym
po których zostały tylko zdjęcia i wspomnienia oraz nielicznym jeszcze latającym. Do pełni szczęścia brakuje jedynie sylwetki samolotu w rzutach oraz
kilku barwnych tablic z najciekawszymi malowaniami. Wiem, są to wygórowane
wymagania, gdyż bez tego książka też merytorycznie i technicznie prezentuje się
świetnie. Wysokiej jakości papier i druk, a przede wszystkim staranne
opracowanie redakcyjne i atrakcyjna szata graficzna dopełniają wysokiej oceny
książki.
Delikatnym cieniem na całości kładzie się kilka błędów, głównie w
terminologii i oznaczeniach, choć trafiają się też merytoryczne. W oparciu o
indeks w książce można dopracować historię poszczególnych egzemplarzy, nie
modeli samolotu Gawron ale poszczególnych egzemplarzy (maszyn, samolotów itp.), str. 9. „… ciężaru
użytecznego 500 kg”, str. 7. „Pipery Cup”, str. 29. W lotnictwie o
katastrofie mówimy wówczas, gdy jej skutkiem są ofiary śmiertelne, str. 69.
Prędkość kątowa ziemi jest niezależna od szerokości geograficznej, str. 93. „Let-200
Morava”, str. 105. „Zlin Z-525”, str. 113. „ … wsparte dwoma zastrzałami i
sześcioma ścięgnami”, str. 155. Rozstaw podwozia - baza podwozia, str. 159. Prędkość podano w KM/h, str. 160, a ciężar w kg, str.
160 i 161. Wypadkowi się ulega, nie przechodzi się go, str. 205. Zdjęcie na
str. 263 pokazuje samolot ze skoczkami, nie skoczkiem spadochronowym. W
lotnictwie prędkość tłumaczymy na język angielski jako speed, nie velocity, str. 298.
W opisach zdjęć
jest pewna niekonsekwencja. Czasami podane są nazwy samolotów i samochodów
widocznych na drugim planie. W innych przypadkach, choć identyfikacja nie
nastręcza żadnych problemów, maszyny te pominięto.
Ogólnie drugą
książkę w serii „Latające traktory” oceniam pozytywnie, a jej lekturę za
interesującą i przyjemną.
Czekam na
następne tomy. W Szreniawie jest jeszcze kilka ciekawych eksponatów.
Niestrawski
Mariusz (red.)
Samolot
PZL-101
we
wspomnieniach agrolotników
Muzeum Narodowe
Rolnictwa w Szreniawie2023,
312 strony w twardej oprawie,
330 zdjęć barwnych i czarno-białych.
Powiązane wpisy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz