czwartek, 11 lipca 2024

Wójtowicz – pilot wielozadaniowy

Zwykle tak w życiu bywa, że jak coś lub ktoś jest do wszystkiego, to za razem jest do niczego. Od każdej reguły są jednak wyjątki. Do takich z pewnością zalicza się, jako lotnik, Józef Wójtowicz. Swoją lotniczą wszechstronność rozszerzył jeszcze o zdolności literackie popełniając autobiografię. Autor jest jednym z nielicznych, a może jedynym polskim pilotem, który latał w tak wielu działach lotnictwa. Aeroklub, wojsko, lotnictwo sanitarne, agrolotnictwo, samoloty pasażerskie i na koniec lotnictwo amatorskie oraz prezentacja zabytkowych samolotów lub ich replik na pokazach i piknikach lotniczych. Wystarczyć mogłoby na kilka ciekawych życiorysów. Tu mamy jeden barwny, uzupełniony góralskim charakterem, otwartością na ludzi i zamiłowaniem do biesiad, także tych w góralskim stylu. 
Droga Wójtowicza do kabiny Boeinga 767 była długa i kręta, co wynikało z uwarunkowań zarówno osobistych, jak i tych związanych z czasem, w którym Autorowi przyszło żyć i latać. Najpierw szkolenie szybowcowe w Aeroklubie Tatrzańskim oraz pierwsze kroki w kierunku wyczynu szybowcowego. Dalej Lotnicze Przysposobienie Wojskowe, loty na Junakach i pierwszy, jak się później okazało jedyny przypadek chuligaństwa powietrznego, który szersze światło ujrzał dopiero teraz, w „Książce pilota”. Dla młodego chłopaka najprostsza droga do zawodowego latania wiodła wówczas przez lotnictwo wojskowe. Szczęśliwie Autor dostaje się do Dęblina i przeszkala się na Iskrach i Limach. Drobna, jak by się mogło wydawać kontuzja sprawia, że młody Wójtowicz przechodzi a właściwie wraca do cywila, co go oczywiście zbytnio nie martwi, gdyż może nadal latać, szkolić siebie oraz, jako instruktor, kolejne pokolenia adeptów latania. Okres pracy w Aeroklubie jest w „Książce pilota” najbarwniej opisany. Codzienne życie, ciekawe postaci i wiele interesujących zdarzeń, nie koniecznie lotniczych. Kolejnym etapem lotniczego życia pana Józefa jest lotnictwo sanitarne, gdzie lata na ulubionym L-200 Morava oraz śmigłowcach Mi-2. Ten okres to ciężka, ale dająca wiele satysfakcji praca oraz wypadek, na szczęście bez ofiar na ulubionej Moravie właśnie, w dodatku z VIPem na pokładzie. Ostatnim, bardzo długim etapem profesjonalnej kariery jest latanie na samolotach pasażerskich w PLL LOT. Tu poznajemy latanie i stosunki międzyludzkie u narodowego przewoźnika. Wójtowicz lata na An-24, Tu-134 i Ił-62 by przesiąść się w końcu na Boeinga 767. Od Iła-62 zaczyna się prawdziwe życie kapitana obieżyświata, opis którego czytając zazdrość bierze nie raz. Długie trasy, egzotyczne miejsca, ciekawi ludzie. Bardzo interesujący jest opis mniej znanego epizodu z historii LOTu, czyli kontraktu na loty pomiędzy Gujaną a USA, dokładniej między Georgetown i Nowym Jorkiem, z częstymi lądowaniami w Trynidadzie. Pasażerów woził egzotycznie pomalowany SP-LPB, którego zdjęcie zobaczyłem po raz pierwszy. Co ważne, w tym czasie nie zapomina Wójtowicz o pracy instruktora w Aeroklubie Tatrzańskim. Przejście na emeryturę nie oznaczało końca latania. Pan Józef staje się właścicielem małego samolociku G-3 Mirage oraz użytkownikiem minilądowiska „Truteń”. Często lata na pokazy lotnicze, na których prezentuje zabytkowego Jaka-18 lub replikę przedwojennego samolotu RWD-5. Często też lata swoim Mirage ze znajomymi w różne ciekawe miejsca pędząc aktywne życie emeryta, aktywnego lotnika. I tu znowu wiele ciekawych opowieści o pokazach lotniczych widzianych „od kuchni”, w jakże inny sposób od tego co widzą widzowie. Niestety pewnego dnia następuje kraksa Mirage i kontuzja Autora. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, choć nie do końca. Pan Józef kupuje kolejny samolocik, który jednak wkrótce sprzedaje – kryzys COVIDowy. Ostatnie zdanie książki brzmi „ Bez latania swoim samolotem czuję się fatalnie, nie wiem, kiedy odzyskam równowagę”. Panie Józefie, oby jak najszybciej.
W tej obszernej, ponad pięćset stron, książce redakcja nie ustrzegła się kilku błędów w łamaniu tekstu, kiedy to brakuje części tekstu lub pojawia się w innym miejscu, str.: 102, 112, 115, 139. Błędów redakcyjnych i językowych znalazłem kilkanaście, co na tak grubą książkę, w polskich warunkach wygląda całkiem dobrze, choć nie idealnie. Pojawia się też problem z oznaczeniami typów samolotów. Najwidoczniejszy jest na str. 155 gdzie zaledwie 11 wersów dzieli AN-2 od An-2. Podobnie mamy raz B767, w inny miejscu B-767. MI-2, str. 196, Il-62, str. 305. Ponad to w tekście, co pewien czas pojawiają się dwucyfrowe liczby, zapewne znaki redakcji, których nie usunięto. Tekst i zdjęcia posiadają też kilka niedostatków merytorycznych. 7 g, nie 7G, str. 97. Jako pilot, Autor ma problem z oceną wymiarów, gdyż pokazany na zdjęciu na str. 253 „tymczasowy znak drogowy” na pewno nie ma wymiarów 1 x 2 m. Pokazane na zdjęciu na str. 331 śmigłowce wcale nie są rosyjskimi Mi-24, a amerykańskimi Boeing-Vertol V-107. Jak można pomylić tak różne maszyny. Na str. 349 zamieszczono niewłaściwy podpis zdjęcia. Gujańskie targowisko, to nie miejsce po wieżach WTC. Nazwanie samolotu OV-10 Bronco „szturmowcem” to jednak przesada, str. 451.
Z punktu widzenia czytelnika, mojego punktu, zabrakło mi dokładniejszego umiejscowienia opisywanych wydarzeń w czasie, czyli dat lub chociażby lat, w których miały miejsce. Skoro mamy „Książkę pilota”, to przydało by się też dokładniejsze podsumowanie lotniczej aktywności Autora: typy statków powietrznych, nalot itp. Dane podane w sylwetce zamieszczonej na ostatniej stronie okładki są zbyt ogólne, zwłaszcza jak na tak bogaty lotniczy życiorys.
Ogólnie książkę czyta się dobrze. Jej lektura zajęła mi znacznie mniej czasu niż się spodziewałem. Doświadczone wrażenia i przyjemność poznania pana Józefa Wójtowicza i lotniczej historii jego życia warte były każdej poświęconej na lekturę minuty.


Książka pilota
Wójtowicz Józef
TEMAT Wydawnictwo Artystów i Pisarzy
Bydgoszcz 2023
508 stron w twardej oprawie
liczne zdjęcia biało-czarne oraz barwne
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz