Zwykle tak w życiu bywa, że jak coś lub ktoś jest do wszystkiego, to za
razem jest do niczego. Od każdej reguły są jednak wyjątki. Do takich z
pewnością zalicza się, jako lotnik, Józef Wójtowicz. Swoją lotniczą wszechstronność rozszerzył jeszcze o zdolności literackie popełniając autobiografię. Autor jest jednym z nielicznych, a może jedynym polskim
pilotem, który latał w tak wielu działach lotnictwa. Aeroklub, wojsko,
lotnictwo sanitarne, agrolotnictwo, samoloty pasażerskie i na koniec
lotnictwo amatorskie oraz prezentacja zabytkowych samolotów lub ich replik
na pokazach i piknikach lotniczych. Wystarczyć mogłoby na kilka ciekawych
życiorysów. Tu mamy jeden barwny, uzupełniony góralskim charakterem,
otwartością na ludzi i zamiłowaniem do biesiad, także tych w góralskim
stylu.
Droga Wójtowicza do kabiny Boeinga 767 była długa i kręta, co wynikało z
uwarunkowań zarówno osobistych, jak i tych związanych z czasem, w którym
Autorowi przyszło żyć i latać. Najpierw szkolenie szybowcowe w Aeroklubie
Tatrzańskim oraz pierwsze kroki w kierunku wyczynu szybowcowego. Dalej
Lotnicze Przysposobienie Wojskowe, loty na Junakach i pierwszy, jak się
później okazało jedyny przypadek chuligaństwa powietrznego, który szersze
światło ujrzał dopiero teraz, w „Książce pilota”. Dla młodego chłopaka
najprostsza droga do zawodowego latania wiodła wówczas przez lotnictwo
wojskowe. Szczęśliwie Autor dostaje się do Dęblina i przeszkala się na
Iskrach i Limach. Drobna, jak by się mogło wydawać kontuzja sprawia, że
młody Wójtowicz przechodzi a właściwie wraca do cywila, co go oczywiście
zbytnio nie martwi, gdyż może nadal latać, szkolić siebie oraz, jako
instruktor, kolejne pokolenia adeptów latania. Okres pracy w Aeroklubie jest
w „Książce pilota” najbarwniej opisany. Codzienne życie, ciekawe postaci i
wiele interesujących zdarzeń, nie koniecznie lotniczych. Kolejnym etapem
lotniczego życia pana Józefa jest lotnictwo sanitarne, gdzie lata na
ulubionym L-200 Morava oraz śmigłowcach
Mi-2. Ten okres to ciężka, ale dająca wiele satysfakcji praca oraz wypadek, na
szczęście bez ofiar na ulubionej Moravie właśnie, w dodatku z VIPem na pokładzie.
Ostatnim, bardzo długim etapem profesjonalnej kariery jest latanie na
samolotach pasażerskich w PLL LOT. Tu poznajemy latanie i stosunki
międzyludzkie u narodowego przewoźnika. Wójtowicz lata na
An-24,
Tu-134
i
Ił-62
by przesiąść się w końcu na
Boeinga 767. Od Iła-62 zaczyna się prawdziwe życie kapitana obieżyświata, opis którego
czytając zazdrość bierze nie raz. Długie trasy, egzotyczne miejsca, ciekawi
ludzie. Bardzo interesujący jest opis mniej znanego epizodu z historii LOTu,
czyli kontraktu na loty pomiędzy Gujaną a USA, dokładniej między Georgetown
i Nowym Jorkiem, z częstymi lądowaniami w Trynidadzie. Pasażerów woził
egzotycznie pomalowany SP-LPB, którego zdjęcie zobaczyłem po raz pierwszy.
Co ważne, w tym czasie nie zapomina Wójtowicz o pracy instruktora w
Aeroklubie Tatrzańskim. Przejście na emeryturę nie oznaczało końca latania.
Pan Józef staje się właścicielem małego samolociku G-3 Mirage oraz
użytkownikiem minilądowiska „Truteń”. Często lata na pokazy lotnicze, na
których prezentuje zabytkowego Jaka-18 lub replikę przedwojennego samolotu
RWD-5. Często też lata swoim Mirage ze znajomymi w różne ciekawe miejsca pędząc aktywne
życie emeryta, aktywnego lotnika. I tu znowu wiele ciekawych opowieści o
pokazach lotniczych widzianych „od kuchni”, w jakże inny sposób od tego co
widzą widzowie. Niestety pewnego dnia następuje kraksa Mirage i kontuzja
Autora. Na szczęście wszystko kończy się dobrze, choć nie do końca. Pan
Józef kupuje kolejny samolocik, który jednak wkrótce sprzedaje – kryzys
COVIDowy. Ostatnie zdanie książki brzmi „ Bez latania swoim samolotem czuję
się fatalnie, nie wiem, kiedy odzyskam równowagę”. Panie Józefie, oby jak
najszybciej.
W tej obszernej, ponad pięćset stron, książce redakcja nie ustrzegła się
kilku błędów w łamaniu tekstu, kiedy to brakuje części tekstu lub pojawia
się w innym miejscu, str.: 102, 112, 115, 139. Błędów redakcyjnych i
językowych znalazłem kilkanaście, co na tak grubą książkę, w polskich
warunkach wygląda całkiem dobrze, choć nie idealnie. Pojawia się też
problem z oznaczeniami typów samolotów. Najwidoczniejszy jest na str. 155
gdzie zaledwie 11 wersów dzieli AN-2 od An-2. Podobnie mamy raz B767, w
inny miejscu B-767. MI-2, str. 196, Il-62, str. 305. Ponad to w tekście,
co pewien czas pojawiają się dwucyfrowe liczby, zapewne znaki redakcji,
których nie usunięto. Tekst i zdjęcia posiadają też kilka niedostatków
merytorycznych. 7 g, nie 7G, str. 97. Jako pilot, Autor ma problem z oceną
wymiarów, gdyż pokazany na zdjęciu na str. 253 „tymczasowy znak drogowy”
na pewno nie ma wymiarów 1 x 2 m. Pokazane na zdjęciu na str. 331
śmigłowce wcale nie są rosyjskimi Mi-24, a amerykańskimi Boeing-Vertol V-107. Jak można
pomylić tak różne maszyny. Na str. 349 zamieszczono niewłaściwy podpis
zdjęcia. Gujańskie targowisko, to nie miejsce po wieżach WTC. Nazwanie
samolotu OV-10 Bronco „szturmowcem” to jednak przesada, str. 451.
Z punktu widzenia czytelnika, mojego punktu, zabrakło mi dokładniejszego
umiejscowienia opisywanych wydarzeń w czasie, czyli dat lub chociażby lat,
w których miały miejsce. Skoro mamy „Książkę pilota”, to przydało by się
też dokładniejsze podsumowanie lotniczej aktywności Autora: typy statków
powietrznych, nalot itp. Dane podane w sylwetce zamieszczonej na ostatniej
stronie okładki są zbyt ogólne, zwłaszcza jak na tak bogaty lotniczy
życiorys.
Ogólnie książkę czyta się dobrze. Jej lektura zajęła mi znacznie mniej
czasu niż się spodziewałem. Doświadczone wrażenia i przyjemność poznania
pana Józefa Wójtowicza i lotniczej historii jego życia warte były każdej
poświęconej na lekturę minuty.
Książka pilota
Wójtowicz Józef
TEMAT Wydawnictwo Artystów i Pisarzy
Bydgoszcz 2023
508 stron w twardej oprawie
liczne zdjęcia biało-czarne oraz barwne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz