środa, 28 grudnia 2022

Skrzydlata Polska 12/2022. Hypki na Papieża

„Czas z tym skończyć, by wrócić do normalnego życia. Życia bez wojny”. Tymi szczytnymi słowami kończy swój komentarz redakcyjny w grudniowym numerze Skrzydlatej Polski-Magazynu Lotniczego Tomasz Hypki. Pod tym szczytnym hasłem podpisze się zapewne każdy, także decydenci z pałaców nad: Wisłą, Sekwaną, Tybrem czy Moskwą. Otwartym pozostaje jednak pytanie, jak ten koszmar zakończyć. Czy na kolanach prosząc w modlitwie o pokój, czy na kolanach oddając Kremlowi wszystko czego zapragnie, czy dzielnie walcząc o wolność ojczyzny, czy dzielnie wspierając walczących o wolność i życie, a może wreszcie wyciągając wnioski z bieżącej sytuacji i błędów przeszłości, przygotować się do funkcjonowania w nowym, znacznie niebezpieczniejszym, bezwzględnym świecie.
Pełna zgoda, że konflikt zbrojny jest potwornością. Każdy, a szczególnie ten, w którym bandy zwyrodniałych sołdatów w bestialski sposób mordują bezbronnych cywili. O tym jednak redaktor już nie wspomina. Podobnie jak cały miesięcznik, który w ciągu dziesięciu miesięcy wojny jej przebiegowi poświęcił jeden artykuł w marcowym numerze. Artykuł, który wieścił rychły koniec sił powietrznych Ukrainy, a niedługo i całego państwa. Później nic. Jakby ta straszna wojna u naszych granic w ogóle nie miała miejsca.

Zupełnie chybiona jest teza, że silna, dobrze uzbrojona armia przed niczym nas nie uchroni, bo potencjalny przeciwnik „dysponuje bronią atomową, która wielokrotnie może obrócić w perzynę nasze terytorium”. Sytuacja na Ukrainie pokazuje, że tak nie jest i być nie musi. Co więcej, gdyby Ukraińcy myśleli torem red. Hypkiego, to dziś mielibyśmy o dwóch sąsiadów mniej i granicę z Rosją od Bieszczadów po Zalew wiślany, z małą przerwą, albo i bez niej. Prawdą jest, że silna armia kosztuje i to nie mało, jednak w sytuacji nieobliczalnego, myślącego zupełnie innymi niż my kategoriami sąsiada, jest to wydatek konieczny. Ponownie sytuacja na Ukrainie potwierdza to w 100%.
Jednak Tomasz Hypki uważa, że zamiast wydawać niepotrzebnie tak wielkie pieniądze na armię lepiej wrócić do normalnego życia, „cieszyć się wolnością, rosnącym poziomem życia i możliwością zwiedzania świata”.
I będziemy żyli w spokoju i dobrobycie czekając przyjścia Pana.
Aż Pan w dobroci swej ześle swoje „anioły”
i w ślad za nimi zstąpi do nas prosto z…
Kremla.

Top 3 magazynu:
1. Zabytkowe Szybowce ponad Tatrami. Historia lotnictwa to nie tylko pomniki, muzea i stare fotografie. To również ludzie, którzy poświęcają swój czas i pieniądze, aby utrzymać w stanie lotnym wiekowe, wymagające wiele troski, czasu i środków statki powietrzne. Wśród nich są także szybowce. Bardzo cieszy, że w Polsce, w miejscu u zarania naszego szybownictwa z nim związanym, organizowane są zloty zabytkowych szybowców. Co więcej, połączone z minipokazami lotniczymi. Super pomysł, super ludzie. Dobrze że SP-ML poświęcił relacji z tego ważnego wydarzenia przewodni artykuł numeru.
2. Ostatnie Sokoły KLu. W kilku państwach Europy Zachodniej samoloty F-16 pierwszej generacji przechodzą na zasłużoną emeryturę. Tak jest np. w Holandii dziś zwanej Niderlandami. Historię nabycia, służby i modernizacji holenderskich Viperów przedstawia w obszernym Materiale M. Przeworski. Na zakończenie przedstawia on dzień dzisiejszy, kiedy to na F-16 lata już tylko jedna eskadra i w najlepsze trwa proces przezbrajania KLu w nowoczesne F-35.
3. Ostatnie NH-500 Guardia di Finanza. Grudniowy numer Skrzydlatej zdominowały latające zabytki, czy to już wycofane z aktywnej służby, jak wspomniane już szybowce, czy służbę tą kończące, jak F-16 czy opisane w kolejnym artykule latające jajka w służbie włoskiej policji skarbowej. Niezbyt popularne w Europie, bardzo zwrotne i uniwersalne śmigłowce przez wiele lat odgrywały istotną rolę w służbie włoskiej służby. Niestety czas owocnej zielono-żółtych niczym wielkanocne pisanki, latających jajek dobiega końca. Zastąpią je nowsze konstrukcje koncernu Leonardo: AW136 i AW169. 




niedziela, 25 grudnia 2022

PZL-101 Gawron – bez fajerwerków i bez wpadek

Wydawnictwo Stratus wyraźnie przyspiesza z serią Samolot po polsku MAXI. Po bardzo udanej monografii jednomiejscowych wersji MiGa-15 pojawiła się kolejna, także dotycząca samolotu budowanego w Polsce na radzieckiej licencji, a właściwie opracowanej lokalnie jego wersji rolniczej. PZL-101 Gawron, bo o nim mowa, był w zasadzie Jakiem-12M z drobnymi zmianami lepiej dostosowującymi płatowiec do zadań agro: zmiana kąta skosu skrzydeł, „garb„ w tylnej części kadłuba, inaczej zaklinowane podwozie. Prosty i tani w produkcji i obsłudze samolot znalazł zastosowanie nie tylko w agrolotnictwie, wprowadzając polskie agrolotnictwo na światowe rynki, ale także w aeroklubach i lotnictwie sanitarnym. Przez dekadę produkcji powstało 325 maszyn.
Układ książki jest już klasyką dla serii. Trochę tekstu o historii samolotu oraz opisu technicznego. Do tego bardzo dużo zdjęć, w sposób biało-czarny lub kolorowy oddających klimat polskich lotnisk cywilnych czterech ostatnich dekad XX wieku. Do tego kilka schematów i rysunki w rzutach poszczególnych wersji. Całości dopełniają  barwne sylwetki (17) oraz lista produkcyjna samolotów.
Tekst rozpoczyna się od opisu początków agrolotnictwa w powojennej Polsce. Tutaj zbyt obszernie, w stosunku do reszty tekstu, opisano zastosowanie samolotów Li-2 do zwalczania szkodników w lasach. Ten fragment tekstu (str. 3-6) skopiowany został niemal słowo w słowo z monografii samolotu Li-2 z tej samej serii (str. 83-84). Dalej mamy opisane okoliczności powstania Gawrona, jego produkcji i eksploatacji. Opis konstrukcji zajmuje w sam raz tyle miejsca, ile potrzeba na przedstawienie tej stosunkowo prostej konstrukcji. Porównując ze wspomnianą już monografią samolotu Li-2 tego samego Autora, wyraźnie widać poprawę zarówno w formie, jak i treści, a przede wszystkim znacznie mniej jest błędów, w zasadzie tylko redakcyjnych. Strona graficzna i jakość druku jak zwykle na bardzo przyzwoitym poziomie.

Dariusz Karnas
Samolot wielozadaniowy PZl-101 Gawron
Stratus,
2022
92 strony w miękkiej oprawie.
Liczne zdjęcia, rysunki, tablice barwne

 
Powiązane wpisy:

Mikojan Guriewicz MiG-15. wersje jednomiejscowe w lotnictwie polskim – wspaniały samolot. A książka?
Samolot wielozadaniowy Lisunow Li-2 - książka niedopracowana
TS-8 Bies – Samolot po polsku MAXI nabiera rozpędu
RWD-8 - sprawiedliwość oddana niedocenianej maszynie

 

niedziela, 18 grudnia 2022

Jedno życie za jeden lotniskowiec. Kamikaze w oczach tych, którzy przeżyli

Ludziom wychowanym w kręgu zachodnich systemów wartości, zwłaszcza tych bardziej liberalnych, bardzo trudno jest pojąć fenomen Specjalnego Korpusu Szturmowego pilotów samobójców powszechnie znanych jako Kamikaze. Choć powiedziano i napisano o nich bardzo wiele, ich poświęcenie i chart ducha są dla nas niepojęte. I choć w historii wojen, także w Europie zdarzały się epizody bohaterskich samobójczych ataków lub beznadziejnych aktów odwagi w obronie, nigdy zjawisko dobrowolnego oddawania życia w ataku na wroga nie przybrało tak systemowej formy. Pojawiają się więc pytania, czy było to dobrowolne poświęcenie, czy może mniej lub bardziej zakamuflowany przymus. Co czuli ci młodzi ludzie, ich rodziny i bliscy? Czy i dlaczego nikt się temu nie sprzeciwił? Kto za to wszystko odpowiada? Jednoznacznej odpowiedzi, zwłaszcza z naszego punktu widzenia nie ma. 

Myślałem sobie: jedno życie za jeden lotniskowiec. Uderzymy w okręty wroga, uratujemy naszą ojczyznę!

Nie przynosi jej też książka „Kamikadze, rozkaz śmierci”. Wydana w oryginale w roku 2001 jest zapisem rozmów, jakie Autor – korespondent niemieckiej sieci telewizyjnej ARD odbył z: pilotami Kamikaze, którzy w skutek zbiegu okoliczności lub raczej kaprysu losu przeżyli, bliskimi takich pilotów, instruktorami, świadkami tamtych dni, w tym marynarzami z amerykańskich lotniskowców, które jako pierwsze zostały zaatakowane przez jednostki pilotów samobójców. Obraz, jaki wyłania się ze słów tych ludzi nie jest jednoznaczny. Lektura pozostawia z większą liczbą pytań niż odpowiedzi, także tych o szerszym znaczeniu, znacznie wykraczającym poza ostatnie miesiące wojny na Pacyfiku. 

Moim zdaniem słowo „rozkaz” nie jest tutaj najszczęśliwiej użyte. Nasze elity nie musiały doprawdy odwoływać się do trybu rozkazującego, aby przeprowadzić swoją wolę.

Pomimo starannie zadanych pytań Autor nie otrzymuje potwierdzenia przymusu i wielkiej manipulacji, jakie stały za rekrutacją do jednostek Kamikaze. Mimo, że odpowiadają ludzie w podeszłym wieku, z długim, powojennym doświadczeniem życia w duchu pokoju i pacyfizmu, nie potępiają w sposób otwarty tego, co się wówczas działo, czego byli świadkami i uczestnikami. Szukają raczej uzasadnienia, bardziej niż usprawiedliwienia, w historii, tradycji i kulturze Japonii. W zaszczepianej od wieków miłości do ojczyzny, szacunku dla rodziny oraz poświęcenia dla cesarza, pogardy dla śmierci i śmierci samobójczej jako szczególnie honorowej.

Wielu musiało jednak zadowolić się przestarzałymi maszynami pochodzącymi jeszcze z czasów wojny japońsko-rosyjskiej, które w gruncie rzeczy nadawały się tylko na złom. To doprawdy smutne, w jakich okolicznościach umierali ci ludzie.

Z drugiej strony mamy wspomnienia amerykańskich marynarzy/mechaników lotniczych, którzy mówią o przerażeniu i utracie bojowego ducha od czasu, gdy na niebie pojawili się piloci Kamikaze. I choć bezpośrednie straty przez nich zadane nie były bardzo duże, efekt psychologiczny oraz zmiany w taktyce amerykanów, znacznie zmniejszające impet ich ofensywy są niezaprzeczalne. Śmiem twierdzić, że osiągnięcie podobnych efektów tradycyjnymi metodami walki wymagałoby większych ofiar. 

Wodzowie zawsze posyłają na śmierć swoich ludzi, nieprawdaż?

Cóż, życie żołnierzy na wojnie, to tylko jeden z zasobów, którymi dowódcy dysponują w sposób mniej lub bardziej rozsądny i efektywny. Liczy się efekt, a jednym z elementów kosztów jest liczba zaangażowanych żołnierzy pomnożona przez prawdopodobieństwo ich utraty. Czy patrząc w ten sposób i porównując z wieloma naszymi bohaterskimi dowódcami należy uznać twórców jednostek Kamikaze za zbrodniarzy? Czy niższe prawdopodobieństwo śmierci żołnierza jest usprawiedliwieniem? Jeśli tak to jakie?

Klaus Scherer
Kamikadze, rozkaz śmierci
Bellona
2004
208 stron w miękkiej oprawie
zdjęcia czarno-białe

niedziela, 11 grudnia 2022

Lotnictwo 11/2022 – Su-25 w trzech odsłonach

Od lat osiemdziesiątych, od czasu inwazji Związku Radzieckiego na Afganistan Su-25 buduje swoją legendę bardzo groźnego i niezwykle twardego gracza wśród samolotów uderzeniowych. Wszędzie, gdzie od tego czasu Rosja wkłada swoje zbrojne paluchy pojawiają się Su-25. W najnowszym konflikcie na Ukrainie samoloty te stanęły po obu stronach frontu. I stąd pierwsza odsłona – artykuł, sprawozdanie z
 przebiegu wojny na początku jesieni. Liczne doniesienia mediów o atakach z użyciem samolotów Su-25, a częściej o ich zestrzeleniu budzą zrozumiałe zainteresowanie tą oryginalną maszyną. Jak najbardziej na czasie jest wiec jej druga odsłona – minimonografia. Trzecia odsłona pojawia się w opisie lotnictwa wojskowego Preu, odległego i egzotycznego państwa, gdzie Su-25, także w zmodernizowanej wersji dwumiejscowej znajdują zastosowanie w zwalczaniu partyzantki oraz handlarzy narkotyków.
 
Top 5 magazynu:
1. Supermarine Spiteful i Seafang. W ostatnich elementach linii rozwojowej legendarnego myśliwca Spitfire konstruktorzy musieli się mierzyć z niemal do końca wykorzystanymi możliwościami tej skąd inąd doskonałej konstrukcji, z konkurencją dużo nowszych maszyn z napędem jeszcze tłokowym oraz rodzącymi się, jak na razie w bólach, pierwszymi maszynami odrzutowymi. W tej trudnej sytuacji, zaprojektowano zupełnie nowe skrzydła o profilu laminarnym i obrysie zupełnie nie podobnym do finezyjnego płata poprzednika. Także i kadłub z każdym dniem oddalał się od pierwowzoru. Trudno jednoznacznie ocenić efekt prac projektowych, gdyż ani Spiteful, ani Seafang nie zdążyły wejść do służby, a część z nich została skasowana wkrótce po wyprodukowaniu, jeszcze w skrzyniach przed złożeniem. Sama konstrukcja stanowi bardzo ciekawe studium ulepszania czegoś już niemal do końca dopracowanego, swego rodzaju połączenie nowych trendów z tradycją. Pod koniec wojny i zaraz po niej na podobne resentymenty nie było już miejsca.
2. Siły Powietrzne Peru. Obszerny, bo obejmujący aż 17 stron artykuł opisujący trochę historii, dość dokładnie dzień dzisiejszy i nieco planów na przyszłość lotnictwa wojskowego tego egzotycznego kraju. W latach osiemdziesiątych głównym kierunkiem pozyskiwania sprzętu lotniczego był ZSRR: MiG-29, Su-25, An-32, Mi-24, Mi-8/17. W tym czasie pozyskano też francuskie Mirage 2000. Samoloty te są dziś już mocno wyeksploatowane, a ze względu na nieustanne problemy budżetowe tylko w części zmodernizowane, lub jak MiGi już wycofane. Tylko nieco lepiej jest w lotnictwie szkolnym i transportowym. Dużo więcej w swoim, jak zwykle dobrym artykule zawarł L.A. Wieliczko.
3. Samolot szturmowy Suchoj Su-25. Typowa mini monografia, porządnie napisana i zilustrowana.
4. Zmodernizowane szkolno-treningowe PZL-130 Orlik w komplecie. Dobra wiadomość, gdyż polskie lotnictwo wojskowe dysponuje wcale pokaźną flotą nowoczesnych samolotów szkolno-treningowych PZL-130 TC-II Orlik, co na wiele lat pozwoli zaspokoić nasze potrzeby w tym zakresie, nawet wobec znacząco wzrastających potrzeb szkoleniowych. Fajnie też, że jedna z ostatnich konstrukcji lotniczych okresu prosperity polskiego przemysłu lotniczego, nosząca wciąż oznaczenie PZL, jeszcze kilka dekad będzie licznie gościć na polskim niebie. Z drugiej strony dzięki potężnemu zakresowi modernizacji mamy praktycznie nowe, mające nie za wiele wspólnego z pierwowzorem maszyny. Szkoda tylko, że mamy je tylko my, i ani PZLowi, ani Airbusowi nie udało się ich sprzedać nikomu innemu.
5. Działania lotnicze na froncie francusko-włoskim w czerwcu 1940 r. Druga część materiału jest nie mniej ciekawa niż pierwsza i też trochę egzotyczna. Drugoplanowy front dla cofających się pod naporem Niemców armii francuskiej oraz niska skuteczność licznego lecz nie koniecznie nowoczesnego, a już na pewno mało skutecznego lotnictwa Włoch, dają ciekawy kalejdoskop działań lotniczych. Jeżeli do tego dodamy, że znaczna część działań toczy się nad wodami Morza Śródziemnego jest jeszcze ciekawiej. Warto poczytać i popatrzeć na zdjęcia i rysunki nie zawsze powszechnie znanych maszyn.

 
Powiązane wpisy:

Lotnictwo 9/2022 – pilna potrzeba czy zakupomania? 
Lotnictwo 7-8/2022 – wiatr ze wschodu, Dalekiego Wschodu
Lotnictwo 6/2022 – lato latających olbrzymów
Lotnictwo 5/2022 – modernizacja u Bratanków
Lotnictwo 4/2022 – wojna dzień po dniu
Lotnictwo 3/2022 – pocztówki z wojny
lot-nisko: Lotnictwo 2/2022 – mosty, mosty, mosty
Lotnictwo AI 1/2022 – przyszłość nadejdzie szybciej niż nam się wydaje
Lotnictwo AI 12/2021 – rocznicowe dylematy
Lotnictwo 11/2021 – pierwszy wielki sukces Antonowa
Lotnictwo10/2021 – wiosenna wojenka 1939
Lotnictwo9/2021 – dzień dzisiejszy lotnictwa wojskowego RP
Lotnictwo6/2021 – Łukaszenka nie był pierwszy?
Lotnictwo5/2021 – szpiedzy 50+
Lotnictwo4/2021 – kwietniowa mozaika
Lotnictwo 3/2021 – magazyn gdybających dziennikarzy
Lotnictwo 2/2021 - dwie rosyjskie ikony (lotnictwa)
Lotnictwo 1/2021 - przyzwoity start
Lotnictwo 12/2020 - nowe stare samoloty
Lotnictwo 11/2020- nowe stare
Lotnictwo 10/2020 - numer delta
Lotnictwo 9/2020
Lotnictwo 8/2020 - znowu czarna owca w numerze
Lotnictwo 7/2020
Lotnictwo 6/2020 – pod znakiem latających olbrzymów

sobota, 3 grudnia 2022

Lotnictwo AI 11/2022 – przekleństwo Jaskółki

Całkiem niedawno bo 28 października minęło równo pół wieku od dnia, kiedy dla przestworzy narodził się pierworodny syn Airbusa – szerokokadłubowy A300. Narodziny te były owocem małżeństwa z rozsądku, które kilka lat wcześniej zawarły przemysły lotnicze Francji i Niemiec wspierane przez kuzynostwo z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i innych państw Europy zachodniej. Pewnie tylko najwięksi optymiści widzieli w swych marzeniach wielki koncern europejski, który nieomal w swoje złote gody przejmie palmę pierwszeństwa, jako największy producent samolotów pasażerskich na świecie. Nikt się wówczas też nie spodziewał, że jeden z oddziałów koncernu mieścił się będzie w Warszawie. Nie pokuszę się o jakąkolwiek wizję Airbusa za kolejne 50 lat. Mogę jedynie życzyć, aby jego samolotami ludzie latali zawsze: bezpiecznie, wygodnie, tanio i ekologicznie.

TOP 5 magazynu:
1. Messerschmitt Me 262 Schwalbe przekleństwo Luftwaffe. Dla osób mniej obeznanych z dziejami Luftwaffe, zwłaszcza w drugiej połowie wojny, powyższy tytuł może być zaskoczeniem lub nawet szokiem. Tym bardziej należy zapoznać się z ciekawą i bardzo rzeczową analizą Krzysztofa Janowicza. Autor skupia się na problemach organizacyjnych oraz konfliktach między oficerami wysokiego szczebla w Luftwaffe, chociaż nie pomija chorób wieku dziecięcego tej nowatorskiej konstrukcji oraz problemów z jakością produkcji w coraz bardziej zniszczonej wojną Trzeciej Rzeszy. Z drugiej strony znajdziemy coś z bardziej znanego obszaru, czyli opisy pierwszych walk samolotów alianckich z Me 262. Tekst napisany dobrze, a spojrzenie bardzo ciekawe i rozwijające.
2. Myśliwce MiG-31 w działaniach przeciwko Ukrainie. Ten unikatowy myśliwiec rzadko pojawia się w doniesieniach z wojny na Ukrainie, najczęściej w roli nosiciela pocisków Kindżał. Piotr Butowski przedstawia inną, bez wątpienia ważniejszą rolę tego myśliwca w konflikcie. Chodzi o, jak pisze „trzymanie w szachu lotnictwa ukraińskiego na sporej części południowego wschodu Ukrainy”, co umożliwiają pociski powietrze-powietrze dalekiego zasięgu R-37M. Tamtejsze warunki dla ich zastosowania są wyjątkowo korzystne gdyż nie ma problemu z identyfikacją celów. Praktycznie wszystko co lata nad Ukrainą to ukraińskie wojskowe statki powietrzne, więc ryzyko pomyłki jest bliskie zeru. Tekst jak zwykle u P. Butowskiego ciekawy i dobrze napisany.
3. Flota linii lotniczych 2022. Coroczna pokaźna dawka statystyki zapodana przez J. Liwińskiego. Jak zwykle bardzo ciekawie, choć w tym roku kiepsko z gramatycznego punktu widzenia. „… z której wykonują loty ocalałe pięć An-124”, str. 20; „… za sprawą ponad trzydziestoletnich Airbusów A300 i Fokker F100/70”, str. 21. Największą wpadka językową jest powszechne w tekście podawanie wieku w formie: 8,4 lat, 7,5 lat.
4. Baza Lotnictwa Transportowego w Warszawie – nr 1 nie tylko w nazwie. Szkoda, że w tytule nie podano pełnej nazwy bazy, ale taki był widocznie zamysł Autora. Sam artykuł przedstawia w zwięzłej formie historię jednostki, której istnienie związane jest z wprowadzeniem nowych samolotów do przewozu polskich VIPów oraz samych samolotów. W dzisiejszych trudnych czasach na barkach 1. Bazy spoczywa ciężar intensywnych lotów związanych z dużą aktywnością dyplomatyczną polskich władz. Dobrze, że mamy nowoczesna flotę maszyn służących do czegoś więcej niż darmowy przewóz piłkarzy i działaczy PZPNu na komercyjną imprezę.
5. Zmierzch samolotów szturmowych AV-8B Harrier II. Zacznę od nietrafionego, wprowadzającego w błąd tytułu. Z czternastu stron tylko jedna dotyczy bezpośrednio tematu zawartego w tytule. Reszta to historia służby Harrierów w US Marine Corps i nieco o służbie u trzech pozostałych użytkowników poza krajem producenta. Informacje ciekawe, poprawnie zebrane w spójną całość. Jednak jak zwykle u P. Henskiego jest wiele kwiatków w stylu: „celownika przeziernego (HUD), str. 52. Co ciekawe dwie strony dalej HUD jest już wyświetlaczem przeziernym. U nasady statecznika pionowego mamy „ciśnieniowy wlot powietrza”, str. 55. Na str. 60 napisano „Były to najcięższe straty we flocie Harrierów od czasu operacji „Desert Storm””. Problem w tym, że mowa jest o stracie sześciu i uszkodzeniu 2 maszyn, podczas gdy dwie strony wcześniej Autor podaje straty w czasie operacji DS. wynoszące 5 maszyn. Dywizjon VMA-311 zostanie reaktywowany jako VMFA-311, a nie 211, str. 61.Ciekawie brzmi też „bardziej uproszczona konstrukcja”, str. 54. Do tego kilka błędów redakcyjnych. Szkoda, że wiedząc o „słabych punktach” P. Henskiego, redakcja magazynu nie przygląda się bliżej jego tekstom przed opublikowaniem. Wielu wpadek można by w ten sposób uniknąć, znacząco poprawiając poziom całego czasopisma.

Powiązane wpisy:

Lotnictwo AI 10/2022 – szklane kule Airbusa i Boeinga

Lotnictwo AI 9/2022 – śmigłowce na fali wznoszącej
Lotnictwo AI 8/2022 – śmigłowiec, którego nie ma
Lotnictwo AI 7/2022 – spalone marzenie
Lotnictwo AI 6/2022 – drony po polsku
Lotnictwo AI 5/2022. Zbrojne niebo nad nami
Lotnictwo AI 4/2022. Aligator – historia upadku
Lotnictwo AI 3/2022 – powietrzni zwiadowcy duzi i mali
Lotnictwo AI 2/2022 – numer ostatni przedwojenny 
Lotnictwo 1/2022 -przyszłość nadejdzie szybciejniż nam się wydaje
Lotnictwo 12/2021 - rocznicowe dylematy
Lotnictwo 11/2021 – pierwszy wielki sukces Antonowa
Lotnictwo10/2021 – wiosenna wojenka 1939
Lotnictwo9/2021 – dzień dzisiejszy lotnictwa wojskowego RP
Lotnictwo6/2021 – Łukaszenka nie był pierwszy?
Lotnictwo5/2021 – szpiedzy 50+
Lotnictwo4/2021 – kwietniowa mozaika
Lotnictwo 3/2021 – magazyn gdybających dziennikarzy
Lotnictwo 2/2021 - dwie rosyjskie ikony (lotnictwa)
Lotnictwo 1/2021 - przyzwoity start
Lotnictwo 12/2020 - nowe stare samoloty
Lotnictwo 11/2020- nowe stare
Lotnictwo 10/2020 - numer delta
Lotnictwo 9/2020
Lotnictwo 8/2020 - znowu czarna owca w numerze
Lotnictwo 7/2020
Lotnictwo 6/2020 – pod znakiem latających olbrzymów
Lotnictwo 4-5/2020 - co z tym Lotnictwem?Lotnictwo 3/2020 - dno jest blisko
Lotnictwo 2/2020-- ciekawie, choć nadal z dodatkiem bylejakości
Lotnictwo 12/2019 - sinusoida
Lotnictwo 10-11/2019 - jeden artykuł rozwalił cały numer 
Lotnictwo 6/2019, nie tracę nadziei 
Lotnictwo 1-2 /2019 - równia pochyła?
Lotnictwo 12/2018, jakość czy jakoś?