Samolot TS-8
Bies zajmuje szczególne miejsce w historii polskiego lotnictwa, zarówno myśli
konstruktorskiej, przemysłu, jak i szkolnictwa wojskowego oraz aeroklubowego. W
okresie powojennym był to najbardziej polski z polskich samolotów, który
jedynie w obszarze wyposażenia korzystał nieco z obcych urządzeń. W zakresie
zastosowanych rozwiązań nie był maszyną rewolucyjną, bo nie rewolucja, a
solidny samolot szkolno-treningowy dla wojska był wówczas potrzebny. I taki
samolot, na miarę potrzeb i możliwości wciąż dźwigającego się z wojennej pożogi
państwa zespół Tadeusza Sołtyka zaprojektował. Był to także kamień milowy dla
konstruktora, gdyż stanowił wyjście z chałupniczo-warsztatowej mizerii łódzkiej
manufaktury Doświadczalnych Warsztatów Lotniczych do przemysłu lotniczego przez
duże P. Przez kilkanaście lat Biesy
stanowiły ważne narzędzie szkolenia pilotów wojskowych, a później przez ponad
dekadę także działalności szkoleniowej aeroklubów. Na tym na szczęście historia
Biesów się nie zakończyła. Po za
kilkoma przywróconymi do stanu lotnego maszynami wiele z nich trafiło na
pomniki, po dziś dzień stanowiąc świadectwo możliwości polskiego przemysłu
lotniczego lat pięćdziesiątych, przy okazji budując lub konserwując mit Polski,
jako lotniczej potęgi. Jednak w odróżnieniu od licznie po kraju rozsianych
obelisków, śmigieł, usterzeń itp. stawionych dla, a nie ku pamięci. Szkoda, że
nie udało się samolotu sprzedać w większej ilości za granicę co zapewne
znacznie wzmocniło by nasz przemysł lotniczy, a być może też doprowadziło do
szybszego powstania następcy, od początku projektowanego pod napęd
turbośmigłowy, a nie zabawy w kotka i
myszkę jak to było z Orlikiem i
co na dobre mu nie wyszło.
Książka Samolot szkolno-treningowy TS-8 Bies
autorstwa A. Glassa i P. Pawłowskiego jest trzecią pozycją w serii Samolot po polsku MAXI. Znaczy to chyba,
że seria nabiera rozpędu, tym bardziej, że zapowiadana jest już kolejna
publikacja. Książka jest wyraźnie grubsza od poprzednich i bardziej kolorowa,
co wynika z dużej liczby zachowanych Biesów,
co pozwoliło na zebranie bogatego materiału fotograficznego. Jego uzupełnieniem
jest spis zachowanych, aż dwudziestu siedmiu egzemplarzy. 25 w Polsce i po
jednym w Indonezji i Włoszech. Publikacja zawiera też liczne plansze barwne
oraz ciekawy materiał zdjęciowy uzupełniony o liczne rysunki zaczerpnięte
głównie z instrukcji obsługi samolotu, po przestudiowaniu których Bies nie ma już prawie żadnych tajemnic.
Nie mniej interesujący, a moim zdaniem najbardziej wartościowy, choć już nie
kolorowy, jest bogaty, najliczniejszy zestaw zdjęć prezentujący Biesy w okresie od budowy makiety,
poprzez prototypy, służbę w wojsku po aerokluby. Uzupełnieniem są trzy tabele z
danymi technicznymi, rozkładem produkcji na poszczególne lata oraz listą
zbudowanych egzemplarzy. Szkoda że ostatnia zawiera jedynie numer fabryczny,
wersję, znaki (numer taktyczny) oraz rejestrację po przejęciu przez aeroklub. Oczywiście
jest i tekst zajmujący stosunkowo mało miejsca. Jak dla formatu tej serii i dla
miłośników detali i barwnych malowań zapewne w sam raz. Jak dla mnie,
preferującego czytanie, jest go trochę za mało, ale to mój problem. Sam tekst,
ciekawy, dobrze napisany, przedstawia historię Biesa od zarania, czyli od pracy Tadeusza Sołtyka w Lotniczych
Zakładach Doświadczalnych, poprzez opracowanie samolotu już w Warszawie, jego
powstanie, produkcję, eksploatację w wojsku i aeroklubach, po wspomniane już
zachowane egzemplarze. Zwięźle i na temat. Niewątpliwie ciekawym i mało znanym
epizodem ze służby wojskowej Biesów była
ucieczka oficera LWP do Berlina w lipcu 1963 r. Ciekawych informacji znaleźć
można oczywiście dużo więcej. Atutem książki jest też jakość szaty graficznej,
druku i papieru.
Jednakże
zarówno redakcja, jak i autorzy nie ustrzegli się kilku, najczęściej
redakcyjnych błędów. Nie bardzo rozumiem, dlaczego w podpisach kilku zdjęć
znalazł się opis kierunku zdjęcia, np.
„LWD Miś od przodu z prawej strony”, str. 5; podobnie jest z umieszczaniem
nazw własnych samolotów w cudzysłowie; „… takie podejście okazało się to
wystarczające”, str. 3; „łopaty ze szklanych kompozytów”, str. 35 – to nie to
samo co kompozyty szklane; :… z zamalowaną na czarno lub szaro górą kadłuba i
osłoną silnika przed kadłubem..”, str. 90; W roku 1995 Strachowice były już
częścią Wrocławia, więc pisanie „podwrocławskich Strachowicach”, str. 125 nie
jest poprawne; „… skąd dwa lata później w został przewieziony do Gorzyc”, str.
138; „… pozostał jako w Mirosławicach jako eksponat …”, str. 142. Poważniejszym
błędem jest podanie daty produkcji - 1955 r. egzemplarza 1E02-07 (wg tekstu,
str. 134) lub 1E07-01(podpis pod zdjęciem na tej samej stronie). Co prawda
wspomniano też o poprawnym roku 1958, ale bez wyraźnego nań wskazania.
Tymczasem zarówno tekst, jak i tabele na str. 92 wyraźnie pokazują, że nie mógł
to być rok 1955, gdyż wówczas zbudowano jedynie prototypy.
Od pierwszego
tytułu książki tej ciekawej serii kojarzą mi się z podobną co do układu, zawartości,
sposobu prezentacji i grafiki monografią samolotu RWD-13 z roku 2004.
Współautorem obu jest Andrzej Glass. W tej wcześniejszej dominował tekst.
Ogólnie książka
interesująca, która powinna się znaleźć na półkach modelarzy i pasjonatów
lotnictwa, w szczególności polskiego.
Andrzej Glass,
Paweł Pawłowski
Samolot
szkolno-treningowy TS-8 Bies
Stratus, Muzeum
Sił Powietrznych w Dęblinie
2021
164 strony w
miękkiej oprawie.
Liczne zdjęcia,
rysunki, tablice barwne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz