niedziela, 27 grudnia 2020

Sekrety polskiego lotnictwa

Stare porzekadło mówi, że nie należy oceniać książki po okładce. Spece od marketingu przekonują z kolei, że można sprzedać wszystko, byle było dobrze opakowane. Starający się myśleć otwarcie klient - zapewniam, że tacy jeszcze są - zdezorientowany główkuje gdzie się ustawić, by w tym obrazkowym, pędzącym na złamanie karku świecie znaleźć swoje, w miarę bezpieczne miejsce. W niemniejsze zakłopotanie wprawiła mnie okładka książki Sekrety polskiego lotnictwa. Straszny tam misz-masz, niczym na okładce kolorowej gazety. Czegóż tam nie znajdziemy. Brakuje chyba tylko kapitana Wrony i Tupolewa, chociaż Ił-62 celujący skrzydłem w latarnię może się mocno skojarzyć. Przyznam, że wahałem się czy kupić tę książkę. Ciekawość zwyciężyła. I cóż znalazłem w środku? Ano podobny misz-masz. Dwadzieścia sześć krótkich opowiadań o wydarzeniach związanych z polskim lotnictwem, od pierwszych lat niepodległości po całkiem niedawne historie. Podobnie jak na okładce ułożone bez ładu i składu, przynajmniej go nie dostrzegłem. Na plus przemawia klasyczna sztywna okładka z atrakcyjnym nadrukiem i w ogóle staranne opracowani graficzne książki. Jakość papieru, druku i zdjęć też bardzo przyzwoita. Uprzedzając fakty należy również pochwalić staranne opracowanie redakcyjne tekstu.
No to zaczynam lekturę tego dziwadła. Pierwszy tekst o ucieczce podporucznika Jareckiego MiGiem-15 na Bornholm, o zgrozo w dniu śmierci Stalina. Jest sensacja, będzie jazda. I tu rozczarowanie, tekst porządnie napisany, rzeczowy, bez pogoni za tanią sensacją, pozostawiający pole do zastanowienia, zachęcający do dowiedzenia się czegoś więcej o opisanym wydarzeniu. W dodatku osadzający wydarzenie w konkretnym kontekście  społeczno-politycznym, co ułatwia zrozumienie opisanych zdarzeń.
Drugi tekst o samolotach RWD-13 podobny stylem i poziomem do poprzedniego. Jak to się mówi, do trzech razy sztuka. Czytam trzeci tekst, tym razem o katastrofie Antonowa dwunastego pod Bejrutem w maju 1977 roku. I znowu to samo - nie bardzo jest się do czego przyczepić. A więc lektura nie jest stratą czasu, a wydane na nią trzy dychy nie zostały wyrzucone w błoto. Pomimo kilku błędów, dalsza lektura utwierdza mnie w tym przekonaniu. Więcej, po przeczytaniu Sekretów lotnictwa polskiego jestem przekonany, że taka książka jest bardzo potrzebna dla zapoznania szerokiego grona czytelników z historią polskich skrzydeł. Nie z tą książkową, często nadęta i pompatyczną lub do przesady krytyczną, ale też nie z tą z poziomu kolorowego magazynu. Dla młodego czytelnika, nie obeznanego (jeszcze) z lotnictwem, taka mozaika może okazać się plusem, gdyż każdy tekst przenosi go w inny czas i miejsce, przez co lektura nie jest monotonna i nudna. Autor wybrał tematy nie zawsze łatwe i jednoznaczne, przedstawiając nie tylko obraz wzlotów, ale też bolesnych upadków polskich skrzydeł. Dla młodego pokolenia, przedstawicieli cywilizacji obrazkowej przyjęta forma powinna być łatwostrawna. Myślę, że książka zaciekawi wielu czytelników, dostarczając interesujących informacji o polskim lotnictwie. Być może niejednego skłoni do dokładniejszego przyjrzenia się omawianym tematom, a z czasem może też wzbudzi fascynację lotnictwem. Czego więcej po tego typu książce można oczekiwać?
Wspomniałem o kilku błędach. "... po niemieckiej linii frontu", str. 67; nieporozumieniem jest nazwanie silnika  odrzutowego AI-25 z samolotu PZL M-15 "superszybkim", str. 114; Także stwierdzenie, że silnik ten "spalał ponad cztery razy więcej paliwa niż odpowiadający mu tradycyjny silnik tłokowy", jest co najmniej niepoprawne, str. 155. Skąd takie porównanie? Trudno zgodzić się ze stwierdzeniem, że prędkość 130 km/h samolotu PZL M-15 była "na granicy wytrzymałości silnika", str. 116. Nie jest też prawdą, że SP-BNU "jest jedynym zachowanym egzemplarzem RWD-13", str. 122. Drugi znajduje się w Brazylii. W Polsce nie było w użyciu samolotów Su-22M3, tylko Su-22M4, str. 142. Ryzykowna by nie powiedzieć bezpodstawna jest sugestia, że Mikojan skopiował rozwiązanie z podwozia Grota w swoim MiGu-23. Podobnie ma się sprawa z podobieństwem bałkańskiego J-22 Orao do Grota. Czyżby autor nie widział Jaguara? No chyba, że Anglicy i Francuzi też coś pożyczyli od naszej niedoszłej konstrukcji. Na tej samej stronie 149 jest jeszcze podpis pod rysunkiem, mówiący o tym, że samolot szturmowy PZL-230 Skorpion został zaprojektowany. Od drewnianej makiety do gotowego projektu droga jeszcze bardzo, bardzo daleka.
Pomimo tych kilku, drobnych raczej potknięć, książkę należy ocenić wysoko, jako źródło informacji o wielu ciekawych, znanych raczej sympatykom lotnictwa niż szerokiemu ogółowi, wydarzeniach z historii polskiego lotnictwa. Jako materiał popularyzatorski lotnictwo jest dobra, może nawet ciut lepsza niż dobra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz