Bohaterem kwietniowego numeru Lotnictwo AI jest polski
samolot szkolno-treningowy PZL-130 Orlik. Po wycofaniu ze służby archaicznych
Iskier na stanie Sił Powietrznych pozostał już tylko jeden samolot polskiej
konstrukcji, Orlik właśnie. Świeżo
zmodernizowane i odnowione – wyzerowane resursy, samoloty w liczbie 28 egzemplarzy przez
kolejnych kilka dekad będą podstawowym samolotem szkolenia podstawowego naszego
lotnictwa wojskowego. Wyposażenie 42. Bazy Lotnictwa Szkolnego w Radomiu w
nowoczesne samoloty szkolno-treningowe, w dodatku polskiej konstrukcji i
produkcji, jest niewątpliwym sukcesem Sił Powietrznych. Wielu odtrąbiło go także
jako sukces polskiego przemysłu lotniczego i polskiego lotnictwa w ogóle. Czy takim
jest w rzeczywistości? Osobiście odnoszę się do tego stwierdzenia bardzo
sceptycznie. W zamieszczonej w omawianym numerze LAI pierwszej części
monografii Orlika dosyć dokładnie
przedstawiono historię powstania, rozwoju i modernizacji tego zgrabnego samolociku, do wersji TC-I włącznie. W założeniu Orlik
miał być kontynuacją tradycji budowy w naszym kraju samolotów
szkolno-treningowych zaczynając od prymitywnych Junaków poprzez całkiem udanego Biesa
i poczciwą Iskrę, aż po PZL-130
właśnie. Gdzieś na poboczu tej linii pojawiły się jeszcze Iskierka i Iryda. Jak
czas pokazał Orlik był kontynuatorem
tej linii w szerszym niż chcieliby konstruktorzy i wytwórcy Orlika zakresie. Mam tu na myśli eksportową
impotencję, która towarzyszyła tym maszynom przez cały okres ich produkcji. W
tym kontekście sprzedane za granicę dwa Biesy
i partia Iskier traktowane być
powinny jedynie jako wyjątek potwierdzający regułę. W tym kontekście najsłabiej
wypada właśnie Orlik, który
zaprojektowany został jako samolot w swoim czasie nowoczesny, wpisujący się w
ówczesne trendy w konstrukcji tego typu maszyn. Co więcej, potencjał
modernizacyjny konstrukcji okazał się naprawdę znaczący. W porównaniu z
pierwszymi prototypami, dzisiejsze Orliki w wersji TC-II to zupełnie inne
maszyny, w których z pierwotnej konstrukcji zostało niewiele, prawie że nic.
Jednakże mimo takiego potencjału klątwa eksportowej niemocy nie została z
polskich samolotów szkolno-treningowych zdjęta. Można powiedzieć, że Orlik miał podwójnego pecha. Najpierw
katastrofa turboorlika w Kolumbii, potem
okres transformacji ustrojowej w Polsce i wielkie zmiany w polityce, gospodarce
oraz armii wybitnie nie służyły rozwojowi zagranicznej kariery samolotu. Prób
sprzedaży czy to pierwszej wersji turbinowej do Izraela, czy głęboko zmodernizowanego
pod skrzydłami Airbusa, z nowymi skrzydłami od Airbusa Orlika do Indii czy Hiszpanii skończyły się totalną klapą. Duży wpływ na to miał splot
niekorzystnych warunków zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Przyznać
trzeba jednak, że i sama konstrukcja, a zwłaszcza właściwości lotne pierwotnych
Orlików pozostawiały wiele do
życzenia. Patrząc z perspektywy czasu cały program trudno uznać za sukces.
Zainwestowane środki przyniosły niewielką korzyść w postaci dość krótkiej serii
produkcyjnej maszyn, co sprawiło, że koszty w przeliczeniu na jedną maszynę w
służbie okazały się bardzo wysokie. Jeżeli do tego dodać kolejne, nie mniej
kosztowne, dla tak małej liczby maszyn, programy modernizacyjne, to mamy w
służbie bardzo drogie zarówno w pozyskaniu, jak i eksploatacji, unikatowe w
skali globalnej, jednakże polskie samoloty. Oczywiście i stopień „polskości”
współczesnego Orlika może być
podstawą do ożywionej dyskusji o charakterze raczej polityczno-ideologicznym na
temat aspektów i metod takiej oceny. Dla jej rozgrzania można postawić pytanie,
czy PZL-130 Orlik TC-II jest bardziej polski niż będą AW-149W - śmigłowce
wyprodukowane w Świdniku?
TOP 3 magazynu:
1. Na miarę polskich
możliwości samolot szkolno-treningowy PZL-130 Orlik. Autorskiemu duetowi
Gołąbek i Wrona wyszedł całkiem zgrabny materiał, w dodatku z bardzo trafnym
tytułem. I choć monografii Orlika
było już kilka, tą czytałem z zaciekawieniem. Ilustracją są mniej lub bardziej
znane zdjęcia Orlików, w tym
prototypu 002 w roli makiety uzbrojonego Turboorlika
z silnikiem M601E. I choć tekst posiada kilka niedociągnięć, jak: „Łączny czas
nalotu”, str. 53; „… nie są w stanie takie rozwiązanie przygotować…”, str. 54,
to ogólnie warto jest poświęcić mu nieco uwagi.
2. Agile Combat
Employment. Propozycja nowej doktryny USAF. Otaczająca bańka
informacyjna buduje w nas jako społeczeństwie wrażenie, że najważniejsze co się
dzieje na świecie mniej lub więcej związane jest z naszym lokalnym, polskim
szambełkiem polityczno-społecznym. Poczucie takie spotęgowały wydarzenia na Ukrainie,
które wprzęgły nasze, to znaczy zachodnie, media w tryby globalnej machiny
wojny ideologiczno-propagandowej, podporządkowując jej w znacznym stopniu
obowiązujący przekaz dnia. Rzadko docierają do nas choćby okruchy informacji o
tym, co dzieje się w szerokim świecie, a już niemal w ogóle o całej reszcie
świata, która niekoniecznie wyznaje i popiera nasz „zachodni” system wartości
oraz akceptuje obecny porządek świata. Trudno jest nam dla przykładu pojąć,
dlaczego Globalne południe ma co najmniej obojętny stosunek do wojny na
Ukrainie. Podobnie, dlaczego ta część globu, delikatnie mówiąc, nie darzy
zaufaniem USA i jego sojuszników. Niewątpliwie lepszy ogląd sytuacji mają
analitycy w Pentagonie, którzy inaczej patrzą na globalną szachownicę i ruchy wykonywane na niej przez najważniejsze figury i otaczające
je pionki. Ta świadomość skłania z kolei
do redefinicji doktryny sił zbrojnych USA, w tym grających w nich pierwsze
skrzypce sił powietrznych i kosmicznych. O tym, jak w obliczu zmieniającego się
układu sił na świecie oraz uwarunkowań wewnętrznych w USA zmienia się doktryna
US Air Force bardzo ciekawie pisze duet J. Fiszer i J. Gruszczyński. Kierunek i
skuteczność dalszego rozwoju tej doktryny znacząco wpłynie na przyszły układ
sił oraz obraz przyszłej wojny. W jeszcze większym stopniu wpłynie na sytuację w
naszym grajdołku, poprzez zdefiniowanie formy obecności wojsk najważniejszego
sojusznika. Artykuł ciekawy, skłaniający do głębszej refleksji.
3. Japonia i
Republika Korei. Kluczowi partnerzy USA na Pacyfiku. Pozostając w obszarze
zmieniającego się układu sił w skali globalnej, warto zwrócić uwagę na kolejną
analizę nowego w stajni Lotnictwo AI autora, jakim jest K. Kuska. Pokazuje on złożone
współzależności polityki i siły militarnej USA w rejonie Indopacyfiku w
kontekście współpracy z dwoma kluczowymi sojusznikami w tym obszarze, Japonią i
Republiką Korei. Co ciekawe sojusznikami, których ciągle silnie dzielą
zaszłości historyczne, co zmusza polityków i wojskowych, zwłaszcza jankeskich,
do wzniesienia się na wyżyny taktu i dyplomacji. Autor analizuje potencjał
lotnictwa obu państw w kontekście zmieniającego się układu sił w Azji oraz
krystalizującej się linii rywalizacji Chiny-USA, akcentując ich odmienność w
zakresie doktryny, stawianych zadań oraz wyposażenia. Ciekawe spojrzenie na nie
mniej ważny niż ukraiński front rywalizacji wschód-zachód. Wątpliwości budzi
określenie aż 554 śmigłowców japońskich mianem bojowych. W polskiej nomenklaturze
termin ten dotyczy głównie śmigłowców uderzeniowych, co najwyżej jeszcze innych
w wersjach uzbrojonych, str. 43. Także stwierdzenie, że „KF-21 jest bardziej niewidoczny
niż jakikolwiek myśliwiec 4 generacji”, jest trochę niefortunne, str. 46. Te drobiazgi
w niczym nie umniejszają wartości poznawczej i analitycznej materiału.