Wygląd
ma znaczenie, czy to się komuś podoba, czy nie. Historia lotnictwa
komunikacyjnego jest tego najlepszym potwierdzeniem. W świadomości społecznej
najlepiej funkcjonują konstrukcje o oryginalnym, zwykle atrakcyjnym wyglądzie.
Charakterystyczny garb Jumbo Jeta, smukła sylwetka Concorde, faliste cielsko
Ciotki Ju, czy potrójny ogon Connie. Ten ostatni samolot urzeka także
niecodziennym kształtem kadłuba oraz bardzo smukłym podwoziem. Można się
spierać czy sylwetka Constellation jest piękna, intrygująca jest na pewno.
Samolot ten jest symbolem pewnej epoki, a w zasadzie jej końca – epoki
samolotów pasażerskich napędzanych silnikami tłokowymi, kiedy to podróż
samolotem dostępna była tylko dla nielicznych. Samolot rozwijany był przez
niemal dwie dekady, w czasie których znacznie urósł, a jego wciąż poprawiane
osiągi pozwoliły na obsługę długich tras międzykontynentalnych lotami bez
międzylądowania, zbliżając zwłaszcza USA z Europą. I choć pod względem osiągów
konkurencyjne konstrukcje Douglasa i Boeinga nie ustępowały zbytnio dziecku
Lockheeda, to symbolem tego pokolenia podniebnych liniowców na zawsze
pozostanie Constellation. Samolot ten odniósł sukces nie tylko na rynku
cywilnym, ale także w mundurze. Zresztą pierwotnie projektowany był jako
transportowiec wojskowy. Był także pierwszym samolotem wyposażonym w duży radar
wykrywania i dozoru powietrznego, prekursora współczesnych AWACS-ów oraz
pierwszą maszyną latająca z kodem Air Force One. Niestety, w czasie gdy
Constellation był u szczytu kariery wiadomo już było, że przyszłość lotów
dalekodystansowych należy do szybkich, wygodnych, dużych samolotów odrzutowych.
Na krótszych trasach silniki tłokowe wyparte zostały przez turbinowe. Niestety
remotoryzacja Connie na silniki turbinowe nie odniosła sukcesu. Do dziś pozostało
więc kilka maszyn latających, niestety już nie w Europie i liczne eksponaty w
muzeach, które cieszą oczy zwiedzających.
Bohaterem
dziesiątego numeru Samolotów Pasażerskich Świata jest Lockheed Constellation. Jak
zwykle opisano historię powstania i rozwoju samolotu osadzoną w ówczesnych
realiach. Nie zapomniano także o wersjach wojskowych oraz liniach lotniczych
użytkujących Connie.
Jak
dla mnie, zamiast wypełniacza w postaci czterech stron historii linii lotniczych
TWA można było zamieścić krótki opis techniczny konstrukcji, chociaż nie
kwestionuję sensowności opisu linii tak bardzo związanej z tym samolotem.
Kwestia rozłożenia akcentów. Lektura sprawia dużo przyjemności, gdyż ciekawa
historia kultowego wręcz samolotu opisana jest bardzo przystępnym językiem. Jak
zwykle nie zaglądałem do stopki by zobaczyć który z dotychczasowych autorów popełnił
tekst i przyznam nie mogłem się zdecydować na kogo postawić. I dobrze, gdyż
okazało się, że w serii pojawili się nowi autorzy Paweł Bondaryk i Michał
Petrykowski, co znacząco wzmocniło zespół. Nie ustrzegli się jednak pewnych błędów
lub nieścisłości. Nie bardzo rozumiem dlaczego płomienie wydobywające się z rur
wydechowych silników wpływały ujemnie na wytrzymałość pokrycia skrzydeł „szczególnie
w nocy” oraz stwierdzono, że problem ten rozwiązano „stosując grube,
kilkucentymetrowe blachy” (str. 32). Błędnie podano też wartość prędkości maksymalnej
ok. 900 km/h (str. 9). Jak na debiut całkiem nie źle. Na uwagę zasługuje też przyzwoite
opracowanie redakcyjne. Po za powtórzeniem podpisu przy dwóch zdjęciach (str.
28 i 30) oraz błędy językowe na str.: 12, 42 i47. Podsumowując pierwszą dziesiątkę
tomików można stwierdzić, że po za jednym, dwoma numerami seria trzyma
przyzwoity poziom i jest cennym źródłem wiedzy dla początkujących i średnio
zaawansowanych entuzjastów lotnictwa.
Tom 10, Lockheed Constellation
Edipresse
Polska S.A.
64
strony, w miękkiej oprawie.
Liczne
zdjęcia.
Powiązane wpisy: