Jedną z wielu ważnych lekcji, jakich udziela nam wojna rosyjsko-ukraińska
jest decydujące dla funkcjonowania lotnictwa w czasie konfliktu znaczenie
rozproszenia posiadanej floty. To dzięki niemu lotnictwo Ukrainy nadal
istnieje, wciąż stanowiąc siłę, z którą w mniejszym lub większym stopniu
agresor musi się liczyć. Polskie lotnictwo w epoce przedjastrzębiowej miało
niemałe doświadczenia w operowaniu z tzw. DOLi czyli Drogowych Odcinków
Lotniskowych -
porozrzucanych po kraju odcinków dróg przystosowanych do prowadzenia operacji
lotniczych przez samoloty bojowe. Po przezwyciężeniu zapaści ekonomicznej i
sprzętowej armii związanej z odprężeniem dekad przełomu wieków z czasem
pozyskaliśmy nowe samoloty. W międzyczasie olbrzymiej poprawie zarówno
ilościowej, jak i jakościowej uległa sieć naszych dróg, a światowe odprężenie
trafił szlag. Dobrze więc, że nasi decydenci, w sposób naturalny lub raczej z
konieczności chwili, wyzbyli się strachu o drogocenne maszyny i potencjalne
kosztowne ich uszkodzenie podczas działań w warunkach polowych lub raczej
drogowych. Oby strach przed FODem i panika po zassaniu ciała obcego przez silnik
Jastrzębia, jak w czasie NATO Tiger Meet w Cambrai, minęły bezpowrotnie. Mając
dużo dobrych dróg należy w sposób mniej lub więcej niejawny przystosować wiele
odcinków do roli DOLi, a piloci powinni ćwiczyć ich użycie tak często, by
operacje na nich stały się rutyną, a nie tylko sporadycznym popisem dowódców.
Możliwości techniczne są. Jak pokazał tegoroczny eksperyment na DOLu Wielbark,
organizacyjne także. Czy wojskowym starczy odwagi i determinacji, by operowanie
z doraźnych lotnisk stało się standardem? Oby, gdyż nasz najbardziej
prawdopodobny przeciwnik na własnej, niedźwiedziej skórze przekonał się, jak
bardzo taka funkcjonalność zwiększa skuteczność i zdolności przetrwania lotnictwa
drugiej strony. To musi i zapewne jest brane pod uwagę w kalkulacjach
potencjalnych działań. Pomimo przedstawiania w mediach rosyjskich wojskowych
jako co najmniej niedorozwiniętych barbarzyńców, oni i ich ludzie – także
działający w Polsce – obserwują, analizują i kalkulują znacznie lepiej niż nam
się wydaje.
1. Co musisz wiedzieć o systemie bezzałogowym MQ-9 Reaper? Jak dla mnie samolot bez pilota to coś ciągle abstrakcyjnego, nie z mojej bajki. Jednak współczesny świat, a zwłaszcza wojsko nie może już się obejść bez bezpilotowców. Maszyny tego typu stają się coraz większe, coraz bardziej autonomiczne, coraz bardziej zabójcze. Konflikt ukraiński oraz jego otoczenie pokazują, że tzw. drony przejmują na swoje skrzydła bądź wirniki coraz większy ciężar prowadzenia walki. Na szczęście dronowa rewolucja ma miejsce także w naszej armii. W Mirosławcu stacjonują amerykańskie samoloty, bo tak je trzeba nazwać, bezzałogowe typu MQ-9 zarówno będące na służbie Wuja Sama, jak i dwa dzierżawione przez polski MON od firmy General Atomics Aeronautical Systems Inc., producenta tych maszyn. Wkrótce otrzymamy też nasze własne, zakupione w USA Reapery. W zawiłości powstania konstrukcji, jej możliwości oraz zastosowania operacyjnego, w tym na wschodniej flance NATO, wprowadza w sposób ciekawy i rzeczowy wspomniany artykuł. Trochę wpadek językowych (długość lotu oscyluje w granicach 42 godziny, wskazywania celi, planowanie przed wypadkowe) nieco obniża ocenę artykułu.
Znaczenie Australii, jako ważnego i nieustannie wiernego sojusznika USA stale rośnie. Wzrasta też rola jego lotnictwa, które ze względu na uwarunkowania geograficzne oraz możliwości operacyjne staje się najważniejszym rodzajem sił zbrojnych, w które Australia stale inwestuje, zacieśniając jednocześnie współpracę z USA, a także kompatybilność swoich sił zbrojnych z amerykańskimi. Zagadnienia te w sposób jak zwykle ciekawy opisano w artykule. Nadmienić jednak warto, że koncern Boeing ma siedzibę w Chicago, nie w Seattle, a na stanie znajdują się, nie znajduje się, 22 egzemplarze, str. 40.
3. Drogowe Odcinki Lotniskowe. Tegoroczne odrodzenie operacji na DOLach zaowocuje zapewne wieloma artykułami w prasie lotniczej i nie tylko. Pierwsi, przynajmniej w obszarze mojego czytelnictwa, są Gołąbek i Wrona na łamach miesięcznika Lotnictwo AI. W swoim artykule sięgają trochę do historii tego typu działań w PRLu i w początkach nowej, wolnej Polski. Dalej opisują aktualne wydarzenie. Całkiem zgrabnie i ciekawie, choć jak zwykle u nich nie brakuje potknięć i „ciekawostek”, jak chociażby ta, że przed przezbrojeniem na samoloty F-16 6. elt latała na samolotach MiG-21, str. 49. Podobnie ćwiczenia na DOLu Wielbark nosiły kryptonim „Router 604”, str. 51. Nie mniej ciekawe jest stwierdzenie, że przeznaczenie DOL Kliniska zdradzała nawierzchnia z płyt betonowych, skoro cała droga – poniemiecka autostrada – wykonana była z takich płyt, str. 46. Na zdjęciu tytułowym nie widać w tle wspomnianego w podpisie zestawu Pilica, no chyba, że dwóch stojących przy płocie żołnierzy to jego nowa, specjalna wersja, str. 44. Nie wiem, śmiać się, czy płakać?
Ponownie kiepsko wypada dział wiadomości, zwłaszcza z lotnictwa cywilnego. Nie dość, że znaczna część tekstu jest reklamą samolotów Airbusa, to jeszcze w dwóch sąsiednich newsach są cichsze od poprzedników raz o 40, a raz o 50%, str. 14. Najlepsza jednak jest „ … ubiegłotygodniowa emisja obligacji” w newsie, w którym nie podano żadnej daty, co wygląda na bezmyślne skopiowanie tekstu z innego źródła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz