Najważniejszym
dokumentem w lotniczym życiu pilota jest jego dzienniczek ucznia zwany dziennikiem lotów. Bardziej zwięzły, dokładny
i konkretny, wręcz oschły jest przeciwieństwem pamiętnika, w którym nad datami,
czasami i zadaniami górę biorą wspomnienia i emocje. Nic dziwnego, dziennik
jest oficjalnym dokumentem, a pamiętnik – jak sama nazwa wskazuje, odnosi się do
pamięci, do przeżyć autora. W swojej książce Andrzej Dobrzeniecki wykorzystuje
zapisy ze swojego dziennika lotów z lat 1949-1956, aby wokół nich snuć przemyślenia
i opisywać wydarzenia, których był uczestnikiem. A wydarzenia te były bardzo
ważne zarówno w lotniczym życiu Autora, jak i polskiego lotnictwa wojskowego w trudnych
czasach odbudowy, rozbudowy i rewolucji napędu odrzutowego. Okres opisany w
książce zaczyna się od przeszkolenia na samolocie Jak-9, kolejno w trzech
odmianach: W – dwumiejscowej, szkolno-bojowej; M – bojowej starego typu z
płóciennym pokryciem i wreszcie wymarzonym, typowo bojowym P. Nim na dobre
opanował ten pełnokrwisty myśliwiec, już na stan warszawskiego pułku zaczęły
wchodzić odrzutowe Jaki-23, samoloty w każdym tego słowa znaczeniu przejściowe,
poza napędem tkwiące jeszcze w epoce myśliwców tłokowych. I tu pojawia się
kolejne wyzwanie dla młodej, nie za bardzo jeszcze doświadczonej kadry polskich,
powojennych pilotów, a po części i ich sowieckich dowódców oraz instruktorów. Przejściowość
tych maszyn była wiadoma od samego początku, bo do masowej produkcji wchodziły
już skośnoskrzydłe MiGi-15, samoloty naprawdę nowej generacji. Tu wyzwania
związane z przesiadką były większe, a i pomoc bratnich oficerów znacznie skromniejsza, gdyż ich doświadczenie z
nowym samolotem, jego pilotażem, obsługą i taktyką walki było niewiele większe
niż naszych pilotów. A wyzwań było wiele. Po za pilotażem, zmieniło się
wyposażenie radiowo-nawigacyjne, sposób naprowadzania na nieprzyjacielskie
maszyny, osiągane szybkości i wysokości i wiele innych. Pilot w coraz większym
stopniu stawał się jednym z trybików w bardzo skomplikowanej maszynerii i
musiał do tego przywyknąć, musiał się tego nauczyć, musiał to zrozumieć. A
wszystko to w okresie bardzo intensywnego szkolenia zarówno samych pilotów, jak
i ogromnej rzeszy nowego lotniczego narybku, który szerokim strumieniem
napływał ze szkół lotniczych. Instruktorzy niemal nie wychodzili z kabin, a
sami też musieli pracować nad swoimi umiejętnościami, szkoląc się we wciąż
nowych obszarach. Tu bardzo często przychodził im z pomocą mało u nas doceniany
samolot przejściowy Jak-11. Jego ważną rolę w opanowaniu kolejnych etapów
lotniczego rzemiosła, zwłaszcza w zakresie nawigacji i użycia systemów
lądowania przyrządowego dobitnie pokazują wspomnienia Dobrzenieckiego. Pamiętać
musimy też, że wykształcenie tych młodych chłopców było raczej skromne.
Dorastali w czasie wojny, a później w szkole szybko pakowano ich do kabin bez
zbytniej troski o poziom wiedzy ogólnej. A technika unowocześniała się szybko.
Co gorsza wszelkie, zwykle bardzo tajne materiały dostępne były głównie w
języku wielkiego brata, na którego
naukę na odpowiednim poziomie, zwłaszcza terminologii technicznej, nigdy nie
było wystarczająco dużo czasu. Wszystkie te zawiłości i problemy pojawiają się
na kartach książki. Jest tam też miejsce na mniej formalne elementy życia
lotniczego, także chuligaństwo powietrzne, wypadki, katastrofy i inne.
Paradoksalnie
atrakcyjność wspomnień, z lotniczego punktu widzenia, znacząco zwiększa ich
poważny niedostatek w postaci całkowitego pominięcia tła społeczno-politycznego
tamtych czasów. Nie ma tu wszechobecnych wówczas frazesów o obronie ludowej
ojczyzny, socjalizmu, partii itp. Nie ma też nic o prześladowaniach i terrorze
tamtych czasów, a rosyjscy oficerowie są tylko dowódcami, lotnikami i zwykłymi
ludźmi ze swoimi zaletami, słabostkami i licznymi wadami.
Pomimo popularno-filozoficznego
zacięcia pierwszych stron, książkę czyta się dobrze, a dalsze jej kartki coraz
bardziej wciągają. Autor w przystępny sposób opisuje tych kilka
najintensywniejszych lat swojego lotniczego życiorysu, jego chwile piękne, ale
też te trudniejsze, a czasem tragiczne. Wspomnienia Andrzeja Dobrzenieckiego,
podobnie jak kilku mu współczesnych pilotów (Grundman, Hermaszewski, ...) przybliżają
nam w sposób ciekawy i obrazowy czasy odrzutowej rewolucji w lotnictwie polskim
oraz przeżyć służących w nim ludzi. Warto po nie sięgnąć, by
lepiej poznać i zrozumieć, a może nawet poczuć atmosferę tamtych lat. Może
przechodząc/przejeżdżając obok licznych w naszym kraju pomników lotniczych w
postaci Limów lub Jaków warto przystanąć na chwilę, spojrzeć na piękne kształty
maszyny, z sentymentem wspomnieć chłopaków, co dosiadali tych smukłoskrzydłych
ptaków.
Dobrzeniecki
Andrzej
Pamiętnik
pilota
Wydawnictwo
Ministerstwa Obrony Narodowej
1972 (wyd. II)
284 strony w miękkiej
oprawie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz