Pierwszy kontakt z książką Tymoteusza Pawłowskiego
nie utkwił mi w pamięci, pomimo twardej okładki, z trochę krzykliwą grafiką,
dobrej jakości druku i szaty graficznej. Trafiła do kolejki do przeczytania na
niezbyt eksponowane miejsce. Przyszedł jednak i na nią czas. Nie przekonały
mnie do lektury także pierwsze strony z tekstem z nutą zarozumiałości ze strony
Autora, przynajmniej w moim odczuciu. Wytrzymałem i nie poddałem się brnąc
przez kolejne strony książki, coraz ciekawsze, bardziej zajmujące. Jak
przystało na monografię naukową, jej język nie jest łatwy, choć w tym przypadku
nie jest też przesadnie fachowy, ozdobiony ogólnie niezrozumiałą frazeologią.
Jest po prostu przystępny. Treść stanowi szerokie studium stanu polskiego
lotnictwa w ostatniej dekadzie przed wybuchem II wojny światowej. Autor
przystępnie wyjaśnia meandry tworzenia i rozbudowy struktur polskiego lotnictwa
wojskowego, kształcenia jego kadry i modernizacji technicznej. Wszystko
osadzone w uwarunkowaniach historyczno-polityczno-społecznych tamtych czasów,
zarówno w skali modernizującego się wielkim wysiłkiem kraju, jak i świata
podążającego w stronę kolejnego globalnego konfliktu. Całość głęboko osadzona w
literaturze źródłowej, zawiera wiele ciekawych danych, kiedy trzeba zawartych w
przejrzystych tabelach oraz w licznych ramkach z informacjami uzupełniającymi.
Pomijając opis zawartości poszczególnych rozdziałów, w uogólnieniu, z przekonaniem piszę, że tekst w pełni uzasadnia strategię wykorzystania skromnych zasobów polskiego lotnictwa we wrześniu 1939 roku, wskazując na realizację wcześniej założonych planów wojennych. Uzasadnienie znajduje rozsądne, choć przez wielu uważane za bojaźliwe i niezrozumiałe, skromne użycie sił lotniczych dla wsparcia działań obronnych. Oczywiście z wielu względów, w wielu obszarach sytuacja z każdym dniem coraz bardziej wymykała się spod kontroli i była coraz dalsza od zaplanowanej. Jednakże przynajmniej pierwsze dwa tygodnie działań miały w miarę uporządkowany i logiczny charakter. Charakter wielu dowódców wyższego szczebla i polityków jednak tej próby nie wytrzymał. Klęskę przypieczętował 17 września.
Wiele miejsca poświęcono obronie powietrznej w okresie przedwojennym, w tym artylerii przeciwlotniczej, która jak się okazuje była nieźle wyposażona i zorganizowana. Z drugiej strony posiadała istotne niedostatki w zakresie komunikacji i znajomości sylwetek samolotów potencjalnych wrogów i własnych. O tych silnych i słabych stronach artylerii przeciwlotniczej bardzo boleśnie przekonali się polscy lotnicy we wrześniu.
W trakcie czytania odniosłem wrażenie, że Autor jest dobrym historykiem, znającym realia historyczne, polityczne i ekonomiczne międzywojnia, jednakże lotnictwo nie jest jego pasją, a jedynie obszarem zainteresowania zawodowego. Takie jest moje subiektywne odczucie, w niczym nie umniejszające roli poznawczej książki.
W kilku miejscach zawarte w książce stwierdzenia budzą wątpliwości.
Stwierdzenie, że „Karasie byłyby w stanie walczyć jak równy z równym przeciwko nieprzyjacielskim myśliwcom”, str. 64, nawet jeśli dotyczy pierwszej połowy lat trzydziestych jest co najmniej dyskusyjne.
„W dwudziestoleciu międzywojennym równie często jak dziś używano samolotów do przerzutu wojsk i ładunków oraz ewakuacji rannych”, str. 71.
Określenie Bf 109, nawet z silnikiem DB-601 najlepszym na świecie, str. 89, jest co najmniej dyskusyjne.
Opisując uzbrojenie myśliwskie (nie w samoloty myśliwskie) państw skandynawskich Autor zupełnie pominął Szwecję (str. 198).
Tył kadłuba samolotu IAR 8o pochodził od P.24, nie od P.11, podpis pod zdjęciem, wkładka 1.
Ciekawy i merytorycznie mocny tekst nie jest wolny od wielu błędów językowych, terminologicznych czy redakcyjnych, z których wymienię tylko te, w mojej subiektywnej opinii poważniejsze.
Dimitrij Grigorowicz, nie Grigorowić (podpis pod zdjęciem). Avia B-534, nie 533, był samolotem czechosłowackim, nie czeskim, str. 87. Wprowadzenie do służby Wochrów, zamiast Wichrów, str. 133. Czesław Witoszyński, nie Wituszyński, str. 114. RWD-15 Czapla, str. 169; LWS-4 Mewa, str. 169; Nie wiadomo dlaczego pisząc o myśliwcu P.50 pojawia się wzmianka o prędkości samolotu RWD-17W, str. 173. W przypadku większości samolotów niemieckich po liczbie piszemy oznaczenie literowe wersji bez spacji, np. He 111H, nie He 111 H, str. 177, tu brak konsekwencji; „… otrzymało kolejne 12 Blenheimy”, str. 185; Czecho-Słowacji, str. 186,; Szybsze o 100 km/h, nie o 100 km, str. 188; Bf-109E i Bf-110, tylko tu z myślnikiem, ponownie niekonsekwencja. Str.188; Macchi MC.200, nie C.200, str. 192; 143 sztuki CR.42, nie CR.32, str. 193; Macchi MC.202, nie Macchi 202, str. 193. PZL P.38 Jastrząb, str. 193; Morane MS. 406 i MS-406 str. 195, zaledwie 7 wierszy od siebie! Samolot dysponuje dobrymi osiągami, natomiast dane taktyczno-techniczne raczej posiada lub się nimi charakteryzuje, str. 204; taktyczno-techniczne zapotrzebowania na samoloty, str. 212.
Wyraźnie widać, że zarówno Autorowi, jak i redakcji zabrakło determinacji w opracowaniu końcowej części tekstu.
Podsumowując plusy dodatnie i plusy ujemne publikacji jednoznacznie wyszło mi, że książka jest ciekawa, wartościowa, wnosząca wiele do obrazu polskiego lotnictwa lat trzydziestych. Jej lektura pozwala lepiej zrozumieć to, co i dlaczego tak właśnie się stało we wrześniu 1939 roku, w szczególności w obszarze obrony polskiego nieba.
Pewnie kiedyś powrócę jeszcze raz do lektury.
Pawłowski Tymoteusz
Lotnictwo lat 30. XX wieku w Polsce i na świecie
Ofiucyna Wydawnicza RYTM,
Warszawa 2011
256 stron w twardej oprawie.
zdjęcia czarno-białe, liczne tabele
Pomijając opis zawartości poszczególnych rozdziałów, w uogólnieniu, z przekonaniem piszę, że tekst w pełni uzasadnia strategię wykorzystania skromnych zasobów polskiego lotnictwa we wrześniu 1939 roku, wskazując na realizację wcześniej założonych planów wojennych. Uzasadnienie znajduje rozsądne, choć przez wielu uważane za bojaźliwe i niezrozumiałe, skromne użycie sił lotniczych dla wsparcia działań obronnych. Oczywiście z wielu względów, w wielu obszarach sytuacja z każdym dniem coraz bardziej wymykała się spod kontroli i była coraz dalsza od zaplanowanej. Jednakże przynajmniej pierwsze dwa tygodnie działań miały w miarę uporządkowany i logiczny charakter. Charakter wielu dowódców wyższego szczebla i polityków jednak tej próby nie wytrzymał. Klęskę przypieczętował 17 września.
Wiele miejsca poświęcono obronie powietrznej w okresie przedwojennym, w tym artylerii przeciwlotniczej, która jak się okazuje była nieźle wyposażona i zorganizowana. Z drugiej strony posiadała istotne niedostatki w zakresie komunikacji i znajomości sylwetek samolotów potencjalnych wrogów i własnych. O tych silnych i słabych stronach artylerii przeciwlotniczej bardzo boleśnie przekonali się polscy lotnicy we wrześniu.
W trakcie czytania odniosłem wrażenie, że Autor jest dobrym historykiem, znającym realia historyczne, polityczne i ekonomiczne międzywojnia, jednakże lotnictwo nie jest jego pasją, a jedynie obszarem zainteresowania zawodowego. Takie jest moje subiektywne odczucie, w niczym nie umniejszające roli poznawczej książki.
W kilku miejscach zawarte w książce stwierdzenia budzą wątpliwości.
Stwierdzenie, że „Karasie byłyby w stanie walczyć jak równy z równym przeciwko nieprzyjacielskim myśliwcom”, str. 64, nawet jeśli dotyczy pierwszej połowy lat trzydziestych jest co najmniej dyskusyjne.
„W dwudziestoleciu międzywojennym równie często jak dziś używano samolotów do przerzutu wojsk i ładunków oraz ewakuacji rannych”, str. 71.
Określenie Bf 109, nawet z silnikiem DB-601 najlepszym na świecie, str. 89, jest co najmniej dyskusyjne.
Opisując uzbrojenie myśliwskie (nie w samoloty myśliwskie) państw skandynawskich Autor zupełnie pominął Szwecję (str. 198).
Tył kadłuba samolotu IAR 8o pochodził od P.24, nie od P.11, podpis pod zdjęciem, wkładka 1.
Ciekawy i merytorycznie mocny tekst nie jest wolny od wielu błędów językowych, terminologicznych czy redakcyjnych, z których wymienię tylko te, w mojej subiektywnej opinii poważniejsze.
Dimitrij Grigorowicz, nie Grigorowić (podpis pod zdjęciem). Avia B-534, nie 533, był samolotem czechosłowackim, nie czeskim, str. 87. Wprowadzenie do służby Wochrów, zamiast Wichrów, str. 133. Czesław Witoszyński, nie Wituszyński, str. 114. RWD-15 Czapla, str. 169; LWS-4 Mewa, str. 169; Nie wiadomo dlaczego pisząc o myśliwcu P.50 pojawia się wzmianka o prędkości samolotu RWD-17W, str. 173. W przypadku większości samolotów niemieckich po liczbie piszemy oznaczenie literowe wersji bez spacji, np. He 111H, nie He 111 H, str. 177, tu brak konsekwencji; „… otrzymało kolejne 12 Blenheimy”, str. 185; Czecho-Słowacji, str. 186,; Szybsze o 100 km/h, nie o 100 km, str. 188; Bf-109E i Bf-110, tylko tu z myślnikiem, ponownie niekonsekwencja. Str.188; Macchi MC.200, nie C.200, str. 192; 143 sztuki CR.42, nie CR.32, str. 193; Macchi MC.202, nie Macchi 202, str. 193. PZL P.38 Jastrząb, str. 193; Morane MS. 406 i MS-406 str. 195, zaledwie 7 wierszy od siebie! Samolot dysponuje dobrymi osiągami, natomiast dane taktyczno-techniczne raczej posiada lub się nimi charakteryzuje, str. 204; taktyczno-techniczne zapotrzebowania na samoloty, str. 212.
Wyraźnie widać, że zarówno Autorowi, jak i redakcji zabrakło determinacji w opracowaniu końcowej części tekstu.
Podsumowując plusy dodatnie i plusy ujemne publikacji jednoznacznie wyszło mi, że książka jest ciekawa, wartościowa, wnosząca wiele do obrazu polskiego lotnictwa lat trzydziestych. Jej lektura pozwala lepiej zrozumieć to, co i dlaczego tak właśnie się stało we wrześniu 1939 roku, w szczególności w obszarze obrony polskiego nieba.
Pewnie kiedyś powrócę jeszcze raz do lektury.
Lotnictwo lat 30. XX wieku w Polsce i na świecie
Ofiucyna Wydawnicza RYTM,
Warszawa 2011
256 stron w twardej oprawie.
zdjęcia czarno-białe, liczne tabele
Powiązane wpisy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz