sobota, 21 maja 2022

Skrzydła i motory – klimat sportów przedwojennych

Postać Witolda Rychtera przewija się przez karty historii Aeroklubu Warszawskiego i zakładów RWD, zapisane w wielu poświęconych temu okresowi i warszawskiemu lotnictwu publikacji. Bliżej można ją poznać w autobiografii Skrzydlate wspomnienia (WKiŁ, Warszawa, 1980). Rychter był osobą bardzo aktywną, o niewyczerpanych wręcz zasobach energii, osiągającą w swojej działalności wspaniałe rezultaty. Doskonały pilot, kierowca wyścigowy samochodowy i motocyklowy, zwycięzca wielu zawodów i właściciel wielu rekordów, inżynier, konstruktor. Osoba na pewno warta bliższego poznania i zapewne jednego z kolejnych wpisów na blogu.
Bardzo pozytywnie nastawiony Skrzydlatymi wspomnieniami sięgnąłem po kolejną książkę Witolda Rychtera Skrzydła i Motory. Już ze wstępu dowiedziałem się, że książka ta jest efektem kolejnego obszaru jego aktywności – pisarstwa. Informacja, że Skrzydła i motory to powieść lotnicza nastawiła mnie sceptycznie do lektury, gdyż z kręgu literatury lotniczej jest to jeden z najdalszych mi jej rodzajów. Wraz z kolejnymi stronami książki moje nastawienie do niej ulegało zmianie. Dlaczego? Otóż na jej kartach znalazłem to, co w dobrej powieści – bo tak chyba należy ja zakwalifikować – znaleźć chciałem. Jest wartka akcja związana z głównym bohaterem pilotem, inżynierem Szczerką. Jest wiele epizodów i wątków pobocznych składających się na ciekawą fabułę. Jest uczeń Szczerki stający się wraz z biegiem stron bliskim przyjacielem głównego bohatera, z którym przeżywają ciekawe, często pełne niebezpieczeństw przygody. W końcu jest kobieta i rodzące się między nią i naszym bohaterem uczucie, któremu na przeszkodzie staje … . Nie brakuje też samolotów, zwłaszcza ze stajni RWD. Jest koń roboczy aeroklubu RWD-8, jest mała powietrzna taksówka RWD-13 i większa RWD-11. Są też inne maszyny, często wspominane nie jak narzędzie, lecz jak coś więcej – towarzysz podniebnych przygód. Największą zaletą książki jest jednak atmosfera lotniska aeroklubowego drugiej połowy lat trzydziestych oraz toru wyścigów motorowych – miejsc i sytuacji, w których Autor przebywał na co dzień. Jest specyficzny język tamtych lat, w tym żargon lotniczy i motorowy z budzącym u mnie najwięcej sympatii kierownikiem. Wiecie co wówczas tak nazywano? Są nieco dziwne dla nas współczesnych relacje międzyludzkie oraz rządzące nimi zasady: instruktor-uczeń, pilot-mechanicy, kierowcy-konkurenci w zawodach motorowych, kobieta-mężczyzna itp. Autor przenosi nas we wspaniały świat II Rzeczypospolitej niedługo przed wybuchem II wojny światowej, otaczając atmosferą tamtych lat, kiedy lotnictwo było bardziej romantyczne niż dziś, a fantazja lotników w mniejszym stopniu objęta kagańcem rygorystycznych przepisów, a częściej opłacana zdrowiem lub życiem podniebnych śmiałków.
Chyba sięgnę po kolejną powieść lotniczą, może się przekonam do tego gatunku. Po lekturze Skrzydeł i motorów jestem gotowy na kolejne doświadczenie w tym obszarze.
 
Witold Rychter
Skrzydła i motory
Wydawnictwo Komunikacji i Łączności
Warszawa 1991
208 stron w miękkiej oprawie
wkładka ze zdjęciami czarnobiałymi

poniedziałek, 16 maja 2022

Lotnictwo AI 4/2022. Aligator – historia upadku

Śmigłowiec Kamow Ka-52 Aligator zyskał nowe medialne życie za sprawą wojny na Ukrainie. Nie o taki jednak rozgłos chodziło konstruktorom tej oryginalnej maszyny, jej producentom czy rosyjskim wojskowym. Uważany dotychczas za jeden z najnowocześniejszych śmigłowców uderzeniowych Ka-52 notuje bardzo wysoki poziom strat bojowych. Potwierdzone straty przekraczają już 15% floty tych maszyn w rosyjskim arsenale, choć rzeczywiste są zapewne znacznie większe. Wcale to jednak nie musi świadczyć o tym, że wcześniejsze oceny śmigłowca były bardzo przesadzone. Na taką fatalną statystykę składa się bowiem wiele czynników, w większości spoza samej konstrukcji. Intensywność użytkowania w stosunku do innych maszyn, sposób i warunki użycia, jakość serwisu i stosowanego uzbrojenia oraz wyszkolenie załóg i obsługi zaliczyć można do najważniejszych. W numerze kwietniowym Lotnictwa AI Ka-52 pojawia się w dwóch artykułach. Raz w analizie przebiegu pierwszych tygodni wojny, gdzie występuje w roli ofiary ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Niestety na dzień dzisiejszy brak jest doniesień o rzeczywistej efektywności bojowej tych śmigłowców. Wyciąganie wniosków w oparciu o informacje jednej strony, w dodatku będące elementem wojny propagandowej, jest i przedwczesne i mało merytoryczne. Warto jednak przyjrzeć się historii tej ze wszech miar ciekawej i oryginalnej konstrukcji. Drugi raz Ka-52 pojawia się na horyzoncie w pierwszej części swojej monografii.
Warto też zapoznać się z innymi interesującymi materiałami zawartymi w numerze.
 
TOP 5 magazynu:
1. Ukraina w ogniu. Obrona powietrzna i lotnictwo. Tego typu artykułu, jak w każdym szanującym się czasopiśmie o tematyce lotniczej nie mogło zabraknąć. Na tle innych wyróżnia się rzeczowym przedstawieniem stanu wyjściowego lotnictwa obu stron konfliktu oraz jego przebiegu w pierwszych tygodniach, z tym że nie w układzie chronologicznym lecz tematycznym. Ciekawie, rzeczowo i obok pełnych sensacji mediów popularnych.
Nie rozumiem tylko optymizmu autorów, którzy piszą, że samolot An-225 został „bardzo mocno uszkodzony”. On po prostu został zniszczony.
2. Zimna wojna w kosmosie. Napaść zbrojna Rosji na Ukrainę ma także swoje konsekwencje w kosmosie. Po swojej orbicie, jak gdyby nigdy nic, krąży Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Ale spokój jest pozorny, gdyż zarówno stacja, jak i jej działalność są efektami współpracy międzynarodowej Rosji z państwami nakładającymi na nią sankcje, w tym w obszarze wysokich technologii, do jakiego ciągle zalicza się ten nie najmłodszy już obiekt i jego wyposażenie. Kiedy zamieni się on w kupę kosmicznego złomu zależy od dalszego rozwoju sytuacji, która nie do końca da się przewidzieć. Z jednej strony Rosjanie w swoich statkach nie zawiozą ani nie zwiozą kosmonautów z nieprzyjaznych państw. Z drugiej niekoniecznie zechcą dalej podtrzymywać/podnosić orbitę kompleksu swoimi Progressami. Żeby było weselej, jedyny na razie dostępny do tego celu statek amerykański wynoszony jest w kosmos za pomocą rakiety z rosyjskimi silnikami i ukraińskimi zbiornikami materiałów pędnych. A to tylko najważniejsze problemy.
Także komercyjne wynoszenie ładunków państw Zachodu na orbitę przez rosyjskie rakiety przeszło w lutym br. do historii, co mocno zmieni rynek komercyjnych lotów w kosmos. Zrobiło się ciekawie.
3. Polskie śmigłowce rozpoznawcze cz.1. Duet Gołąbek-Wrona idzie za ciosem i po bardzo udanym materiale o polskich samolotach rozpoznawczych opisuje nasze śmigłowce rozpoznawcze: Mi-2 oraz „elektroniczne” Sokoły. Dużo ciekawych informacji i zdjęć oraz kilka schematów. Do tego zestawienie Mi-2R pozostających jeszcze w służbie. I w zasadzie po za niezręcznym „stawianiem zadań do rozpoznania” nie bardzo się mam do czego „przyczepić”.
4. F-35 Lightning II. Optymalny wybór, dlaczego.
Na temat zakupu przez Polskę samolotów F-35 napisano już chyba wszystko co można było napisać, zarówno sensownego, jak i bezsensu lub wręcz głupio. W tym całym rozgardiaszu głos zabiera w swoim artykule Cezary Wiśniewski – osoba w tej sprawie bardziej niż kompetentna. Pan generał rzeczowo i przystępnie naświetla wybrane aspekty zakupu, a przede wszystkim wdrożenia tego rewolucyjnego systemu w polskiej armii. Wyjaśnia też, dlaczego system ten jest tak rewolucyjny i jakie daje nowe możliwości, szczególnie dla naszego lotnictwa. Ciekawie, choć ze zrozumiałych względów nie wyczerpująco. W kilku miejscach odniosłem wrażenie, że Autor chciałby napisać więcej, gdyby tylko mógł. W tekście zawarto też wiele ciekawych danych, choć nie mogę się zgodzić, że wzrost kosztów rocznej eksploatacji z przewidywanych 4,1 mln $ do 7,8 mln $ to wzrost o 47 %. W rzeczywistości jest to wzrost o ponad 90 %, str. 32. Powoływanie się na źródło danych nie zwalnia Autora od sprawdzenia ich poprawności, choćby z matematycznego punktu widzenia. Fajnie by też było, gdyby liczne ikonografiki były wykonane w języku polskim. Pracy nie za dużo, a efekt zupełnie inny.
Podsumowując: artykuł ten przeczytać trzeba koniecznie!
5. Śmigłowce bojowe Kamow Ka-50 i Ka-52. Artykuł jak najbardziej na czasie, gdyż przedstawia w wyczerpujący sposób historię powstania i zastosowanie tej oryginalnej konstrukcji lotniczej. W pierwszej części Piotr Butowski opisuje meandry powstawania śmigłowca bojowego Kamowa, od głębokiej modernizacji pokładowego śmigłowca Ka-25 poprzez kilka bardzo nieortodoksyjnych projektów, aż do Ka-50, który udało się zrealizować w metalu. Rewolucyjna koncepcja jednomiejscowego śmigłowca bojowego nie wytrzymała jednak próby czasu i do masowej produkcji, a potem bojowego użycia weszła dopiero głęboko zmodernizowana wersja dwumiejscowa, która zapewne opisana zostanie w kolejnej części artykułu. W Ka-50/52 zastosowano wiele innowacyjnych rozwiązań nie spotykanych wcześniej w tego typu maszynach. Na ocenę ich celowości i skuteczności, z przyczyn opisanych we wstępie, przyjdzie zapewne trochę poczekać. Dziś możemy się bliżej zapoznać z tym niechlubnym bohaterem najazdu Rosji na Ukrainę.
.
 
Powiązane wpisy:
 
Lotnictwo AI 2/2022 – numer ostatni przedwojenny 
 

 

 

niedziela, 1 maja 2022

Polskie Konstrukcje Lotnicze t. VII – a mogła była być taka fajna książka

W kwietniu ukazał się długo oczekiwany siódmy, ostatni tom dzieła Andrzeja Glassa i kilku współautorów, pod wspólnym tytułem Polskie Konstrukcje Lotnicze. Tym razem opisane zostały konstrukcje zarówno powstałe w profesjonalnych biurach konstrukcyjnych, jak i amatorskie z lat 1971-2020.
Bez wahania zamówiłem książkę w przedsprzedaży i uzbroiłem się w cierpliwość gdyż, jak zapowiadano, miała nadejść po Wielkanocy. I tu wydawca zrobił miłą niespodziankę, książka była u mnie jeszcze przed Wielkanocą. Taka świąteczna pisanka. Podobnie jak pisanka ozdobiona solidną okładką i zdobieniami w postaci, zwykle dobrej jakości zdjęć, licznych rysunków i tabel. Palce lizać. Jednak już pobieżny przegląd przyniósł delikatną woń siarkowodoru. Bliższy kontakt z tekstem był jeszcze mniej przyjemny. Z biegiem stron stawało się coraz jaśniejsze, że to żadna pisanka, a jedynie zbuk przystrojony w ładne obrazki.
Na początek meritum czyli żółtko lub to co po nim zostało.
Błędy merytoryczne, które takiej klasy autorowi jak Andrzej Glass nie miały prawa się zdarzyć.
Karygodnym jest stosowanie dowolnego zapisu jednostek siły, a w zasadzie zapisywanie jednostki innej wielkości. W wielu miejscach zamiast jednostki ciągu silnika odrzutowego, czyli kG jest kg (np. str. 13), a w jednym nawet KG str. 162. Szkoda, że nie pojawił się Kg, byłby komplet.
Nie mniej żenującym jest podanie silnika turbowałowego TWD-10B, jako napędu samolotu odrzutowego PZL M-15 (str. 13).
Nie jest prawdą, że zachowane zostały tylko cztery muzealne Irydy, wymienione na str. 33. Hamulce aerodynamiczne w Irydzie znajdowały się na grzbiecie kadłuba, a nie na jego spodzie, str. 34.
Ciekawe jest też stwierdzenie, że PZL-126 Mrówka posiadała „podwozie ogonowe”, str. 88.
„Zbiornik paliwa był zawieszony na wadze hydraulicznej, co umożliwiało pilotowi dokładną orientację nt. ilości środków chemicznych w zbiorniku”, str. 59. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że redakcja nie miała żadnej orientacji na temat ilości błędów w książce. No chyba, że było inaczej.
Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Mechaników Polskich (SIMP) zostało nazwane Stowarzyszeniem Inżynierów Mechaników Polski”,, str. 88. Smaczku dodaje tu fakt, że w latach 1968-1990 r. A Glass był członkiem władz stowarzyszenia.
Wodnosamolot podparty na jednym pływaku nie jest łodzią latającą, jak podano na str. 96.
Samolot PZL-230F miał być uzbrojony w pięć działek GAU-12/U25, str. 101.
Projektowany samolot dyspozycyjny Condor nie był samolotem „dwukadłubowym”, a posiadał jedynie dwie wychodzące ze skrzydeł belki podtrzymujące usterzenie, str. 106.
Nie jest prawdą, że śmigłowiec SW-4 posiada „statecznik pionowy w układzie H”, str. 183.
W sytuacji, gdy dany samolot lub prototypy istniały w kilku wersjach, w tabelach z danymi technicznymi należało podać, której wersji one dotyczą. Podobnie w przypadku projektów lub prototypów, dla których nie przeprowadzono stosownych badań w locie należałoby zaznaczyć, które dane są danymi obliczeniowymi.
 
Są też drobniejsze błędy i uchybienia
„Kadłub spawany z rur stalowych ze zbiornikiem przed kabiną pilota”, str. 60. Zbiornikiem czego, paliwa środków chemicznych oleju … ?
Nie bardzo rozumiem, dlaczego już na pierwszej stronie tekstu (str. 11) pokazano zatrudnienie w przemyśle lotniczym tylko do roku 2003 oraz dlaczego w ogóle nie uwzględniono EADS PZL Warszawa-Okęcie? Skoro książka obejmuje okres 1971 do 2020 i w tekście też jest mowa o zatrudnieniu w roku 2018, należałoby chociaż uzasadnić takie niepełne podejście do zagadnienia.
Numer wojskowy 02 nosił pierwszy lotny prototyp Irydy, a nie drugi SP-PWB, str. 30.
W przypadku samolotu M-17 wspomniano o problemach z przegrzewaniem się silnika i zbyt małą sprawnością śmigła, str. 119. Nie wspomniano natomiast o opinii pilota oblatywacza, już po pierwszym locie dyskwalifikującej samolot z dalszych prób w locie, co uważam za nie do końca fair.
Podpis pod zdjęciami samolotu Trush Commander S2-R sugeruje, że jest to prototyp Dromadera, str. 123.
Badania samolotów rolniczych, w tym M-15 prowadzono w Kętrzynie nie w Kętrzyniu, str. 110.
Na tej samej stronie  znajdujemy niespotykaną już dziś gloryfikację socjalistycznej techniki lotniczej, dokładniej samolotu PZL M-15. „Ceniono również wygodę kabiny pilota, tak dużą, że po 8 godzinach lotu pilot nie czuł zmęczenia”. Pośrednio potwierdzono też militarne przeznaczenie samolotu: „Egzemplarz 1SP01-04 przekazano do prób ogniowych w Związku Sowieckim”, str. 111. Kolejnym oryginalnym osiągnięciem konstruktorów tego samolotu było zastosowanie „zbiorników rolniczych”, str. 113. W zadaniach rolniczych samolot An-2 pilotował jeden pilot.
Samolot Bryza Bis nr 0810 po przeróbce stał się samolotem walki elektronicznej, str. 149. Na str. 155 jest już lepiej -  wersja rozpoznawcza morska.
Z kolei Sokół Marynarki Wojennej numer 304, nie jak podano na str. 175 „304 SAR”, nie jest śmigłowcem „rozpoznawczym morskim”.
W tabeli na str. 80 podano po dwie wartości masy użytecznej, całkowitej i obciążenia powierzchni, nie podając czego obie dotyczą.
Śmigło Dromadera, jak podano m.in. na str. 122,
ma średnicę 3,3,  nie 2,3 m, jak zapisano na str. 128. W samolocie M-24 Super dromader nie mogą być miejsca załogi, jedno za drugim, str. 134, gdyż załoga jest jednoosobowa. Drugie miejsce przeznaczone jest dla pasażera, zwykle mechanika, który nie wchodzi w skład załogi samolotu. Na str. 139 podano, że pierwsza Mewa wyprodukowana w Mielcu miała znaki SP-DMA. Nad zdjęciem, nieco niżej napisano, że pierwszy PZL M-20 „Mewa” miał znaki SP-PKA.
A teraz kolej na białko, czyli także mówiąc oględnie nie najstaranniejsze opracowanie redakcyjne.
Bublem ze strony redakcji jest zastąpienie symbolu ° (stopień) cyfrą zero, które występuje w książce nagminnie, choć niekonsekwentnie. A wystarczyło przeczytać wydrukowany tekst. Trudno było to przeoczyć, skoro na pierwszych dwustu stronach błąd ten występuje ponad 18 razy!
Zamiast oficjalnej nazwy Pratt & Whitney, najczęściej - ponad 10 razy stosowano Pratt Whitney, np. str. 71. Na stronie 150 podano z kolei nazwę z myślnikiem. Czyżby za znaczek & ktoś liczył sobie dodatkowo?
Z wykresów na str. 14-21 trudno się domyślić po co zastosowano na nich linie przerywane.
Skrót wg – od według – piszemy bez kropki na końcu (str. 25). Na tej stronie niepotrzebne jest też powtórzenie skrótu inż. przy nazwisku Jerzego Świdzińskiego.
Niekonsekwentnie obciążenie powierzchni dla Irydy w wersji M99 podano z większą dokładnością niż dla innych wersji, choć dla projektu jest to wartość jedynie orientacyjna, o wiele mniej dokładnie wyznaczona niż dla latających już wersji, str. 34.
„Płat trapezowy z profilem laminarnym Instytutu Lotnictwa 17 %”, str. 43. Może jakieś objaśnienie dla osób mniej obeznanych z budową skrzydła lub dodanie „o grubości”.
„… pod kierunkiem prof. Kazimerza Szumańskiego i inż. Pawła Gułę”, str. 46.
„… zrealizowany w współpracy …”, str. 46.
" i oraz służyć jako rozrzutnik”, str. 56.’
W tabeli na str. 61 przy znakach rejestracyjnych przyznanych ponownie zaznaczono je cyfrą 2, napisano zwykłą czcionką zamiast np. jako indeks górny, w dodatku bez spacji, przez co wyszły SP-PBO2, SP-PBK2 itp.
W ostatnim wersie tabeli na str. 73 mamy „”Glass Cockkpit” Glass”.
Na str. 77 mamy zapis: „„Orlik 2000” („Orzeł”)”, podczas gdy na str. 87 jest „”Orlik” 2000”.
„Jednomiejscowy metalowy dolnopłat konstrukcji, ze stałym …”, str. 89.
 „Sikorsky S-70i UH-60M „Black Hawk”” to chyba za dużo, str. 108.
„… gdzie w miejsce zbiornika chemikaliów 1Z014-18 SP-PBD oblatał Henryk Bronowicki …”, str. 126.
„Zbiornik środków agrolotniczych”, str. 126.
"Znurkował pionowo", str. 58.
Samolot PZL M-26 miał usterzenie poziome „normalne”, str. 144.
Z kolei W-3 Sokół ma „dźwigarkę pokładową” oraz „łopatki wirnika”, str. 171.
"… dążenie do znalezienia na samolot nabywców na zachodzie…”, str. 150.
MC-145B SOMA ma cztery „podwieszenie uzbrojenia”, str. 151.
„Kadłub z kabiną otwieraną na oba boki”, str. 159.
Pilatus PC-12, nie PC12, str. 165.
Samolot M-34 miał mieć wersję „spadochronową”, str. 166.
„Rosjanie wycofali się z zainteresowania”, str. 167.
Śmigłowiec W-3A występuje w wersji „wsparcia walki”, str. 168.
 
I na tym, czyli na stronie 188, kończę wyliczanie najpoważniejszych z popełnionych błędów, bo po prostu szkoda mi czasu mojego i Waszego. Zapewniam jednak, że dalej wcale lepiej nie jest. 

Tak więc mam na półce fajnie wyglądającą serię książek. Co prawda, z zewnątrz jak i w środku wyglądają całkiem solidnie, jednakże ostatni tom swoją bylejakością zasmradza całą półkę i niestety sąsiednie, na których znajduje się wiele książek Pana Andrzeja Glassa. Jak mawiają klasycy finis coronat opus.
 
Zawiodłem się na Autorach,
Zawiodłem się na wydawnictwie.
 
Wstydź się STRATUSIE, wstydź, bo masz czego się wstydzić.
 
Glass Andrzej, Kubalańca Jerzy
Polskie Konstrukcje Lotnicze tom VII
Stratus
440 stron w twardej oprawie
Liczne zdjęcia czarno-białe, rysunki oraz tabele

Powiązane wpisy: