poniedziałek, 24 listopada 2025

Mielecka „rocznica” nie wiadomo czego, po co i na co

Bardzo fajnie, że liczne osoby związane z lotnictwem piszą i wydają książki, w których ratują od zapomnienia to co w ich oraz ich znajomych pamięci zostało. Jest to tym ważniejsze, że upływający czas sprawia, że uczestników i światków dni świetności polskiego lotnictwa pozostaje coraz mniej. Drugą stroną medalu jest sposób, w jaki wspomnienia zostały spisane i wydane. Sprostać napisaniu, zredagowaniu i wydaniu książki nie jest rzeczą łatwą. Czasami z wyzwaniem tym nie radzą sobie nawet profesjonalne wydawnictwa. A jak udało się to panu Teofilowi, który własnym nakładem wydal książkę „
100 lat przygody Mielca z lotnictwem”.
Ciekawy pomysł na książkę, wiąże się zwykle z jej tytułem. W tym przypadku wydaje się on mocno naciągany w zakresie okrągłej rocznicy. Autor przyjął za nią nie do końca pewny moment, w którym młody Stanisław Dziaołwski zakochał się w lotnictwie. To trochę tak, jakby za datę urodzin dziecka uznać dzień, w którym ojciec zakochał się, być może od pierwszego wejrzenia, w przyszłej matce. Można było wydać te same wspomnienia i przemyślenia Autora bez tak górnolotnej, karkołomnej konstrukcji i bez szkody dla meritum publikacji. Tym bardziej, że wieloletnia praca jako mechanika lotniczego na różnych stanowiskach, a także na kontraktach zagranicznych, daje Autorowi ogromny zasób wiedzy, doświadczenia i wspomnień, co znajduje odzwierciedlenie w treści publikacji. Dopełnieniem tekstu są liczne, zwykle bardzo ciekawe i nie zawsze znane powszechnie zdjęcia.
Książka podzielona jest na czterdzieści dwa rozdziały, od kilkustronicowych poświęconych określonym tematom lub wydarzeniom, po znacznie krótsze, czasem jednostronicowe, poświęcone poszczególnym typom samolotów produkowanych w Mielcu. Szkoda, że tu swojego miejsca nie znalazł PZL.37 Łoś, w końcu to dzięki niemu zakłady lotnicze w Mielcu powstały.
Wraz z lekturą kolejnych stron, to co jest tam opisane oraz sam Autor stawali się dla mnie coraz mniej wiarygodni. Powodem są liczne błędy merytoryczne, jak chociażby:. „Ern Henkel Flugzeugwerk”, str. 29; PWS-47 zamiast PWS-26, str. 31; zbyt dużym uproszczeniem jest napisanie, że najważniejsza różnica pomiędzy MiGiem-15, a MiGiem-17 polegała ma sylwetce samolotu oraz zastosowaniu radionamiernika SRD-1M, str. 57; Radar RP-5 to Izumrud, nie Izumrut, str. 62; Belphegor to M-18, str. 83; Nie jest prawdą, że polskie wojsko używało samolotów Iskra do roku 2009, str. 90. M-15 nie był drugim na świecie samolotem rolniczym w układzie dwupłata, str. 92; Silnik turboodrzutowy, w tym przypadku AI-25 nie był napędzany olejem napędowym, str. 92; Nie zgadza się stwierdzenie, że Dromadera seryjnie produkowano tylko w wersji M-18B, str. 97; liczba wyprodukowanych samolotów, M-20 Mewa to raz 20, a drugi raz 23 sztuki, str. 102; Samolot Iryda miał być do Indii eksportowany, nie importowany, str. 126; Śmigłowiec Black Hawk trudno jest nazwać „śmigłowcem bojowym”, zwłaszcza w wersji budowanej w Mielcu, str. 130.
Kolejny, poważny problem podczas czytania stanowią liczne, nawet bardzo liczne, błędy językowe, zwłaszcza te gramatyczne. Szkoda, że Autor nie powierzył korekty tekstu komuś choć trochę kompetentnemu, choćby pani od polskiego z pobliskiej szkoły. Nie miej wkurzający jest brak konsekwencji w podawaniu nazw samolotów. Raz mamy AN-2, a obok An-2. Raz mamy MiG-15, a raz MiG 15. Jeszcze gorzej jest w przypadku pisowni nazw naszych limów, gdzie myślnik pojawia się lub znika w sposób, jak się wydaje zupełnie przypadkowy. Kompletu dopełniają: SU-7 i Mig-21, IŁ-86.
To kolejny, nie wiem już który, przykład książki wydanej przez jej autora, który nie bardzo radzi sobie ze stroną redakcyjną i edycyjną procesu tworzenia książki. Szkoda, zwłaszcza w przypadku tych najgorzej przygotowanych, które pokazują bardziej jak książek przygotowywać nie należy, wręcz nie wolno. Ta bylejakość jest przecież brakiem szacunku Autora nie tylko do swojej osoby oraz czytelników, ale także osób i zdarzeń opisywanych na kartach książki.

100 lat przygody Mielca z lotnictwem
Teofil Lenartowicz
nakład własny autora
2025
142 strony w miękkiej oprawie
Liczne zdjęcia kolorowe i biało-czarne




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz