Zginęli śmiercią lotnika,
to określenie nierozłącznie związane jest z postaciami Żwirki i Wigury,
nieszczęsnych pilotów samolotu SP-AHN, który pogrzebał ich zaledwie kilka dni
po sukcesie w słynnych zawodach samolotów turystycznych. Czy zastanawialiście
się może, co znaczy to enigmatyczne „zginął śmiercią lotnika”? Kto i po co
wymyślił to głupie określenie? Bo cóż ono znaczy? Kogo dotyczy, czy tego kto
zginął pilotując samolot, czy może wszystkich członków pechowej załogi? O ile
tu jeszcze można pokusić się o sensowną odpowiedź, to już w kategorii
okoliczności i przyczyn katastrofy sprawa staje się bardziej zawiła. Najłatwiej
byłoby ograniczyć pojęcie do pilotów wojskowych, którzy zginęli podczas lotów
bojowych. Ale czy wszystkich, czy tylko tych, którzy polegli w wyniku działań
wroga? A co z tymi, którzy zginęli, a wraz z nimi nie daj Boże inni, w wyniku
popełnionych błędów? Zginęli śmiercią lotnika? A jeżeli te błędy były rażącym
naruszeniem procedur, przepisów, zdrowego rozsądku? Oni też zginęli śmiercią
lotnika? Jeżeli tak wręcz nieprzyzwoicie rozciągnąć znaczenie tych trzech słów,
to nie znaczą one nic, są niczym więcej niż kolejną werbalną szmatą służącą do
wycierania zakłamanych gęb polityków, generałów, biskupów itp. Ale jest
podniośle, patriotycznie, bohatersko, martyrologicznie, tak jak nasze wychowane
na klęskach i trupach bohaterów społeczeństwo lubi.
I na koniec pytanie
retoryczne. Czy „lepszym” w jakimkolwiek kontekście jest lotnik, którego
doczesna pielgrzymka kończy się złotymi zgłoskami „zginął śmiercią lotnika”, na
nagrobku i w nekrologach od tego, który szczęśliwie dożywa swych dni i odchodzi z tego łez padołu we
własnym łóżku.
Powyższe zagadnienie bardzo
blisko związane jest z historią samolotu RWD-6 oraz naszymi bohaterami narodowymi
Franciszkiem Żwirko i Stanisławem Wigurą. Ich śmierć w katastrofie lotniczej w
błyskawicznym tempie dodała dwóch bohaterów do narodowego panteonu, w dodatku
tych „najwyższej próby”, którzy giną nieomal w chwili swojego triumfu. Tacy dla
polityków, generałów i biskupów są najwygodniejsi. Ich na wieki już milczące
postaci, nim zastygną na cokołach pomników i w ramach obrazów, przez pewien
czas stanowią bardzo plastyczny materiał, który w sposób bezpieczny i cyniczny
można ukształtować pod bieżące potrzeby propagandy dnia dzisiejszego.
Znacznie mniej miejsca
poświęca się przyczynom, tym bezpośrednim i pośrednim, tragedii jaka rozegrała
się w Cierlicku. Wydaje się logicznym, że wysłanie na tak steranym morderczymi zawodami
egzemplarzu samolotu, przerabianym wielokrotnie w wielkim pospiechu
prototypie, w cieniu niewyjaśnionego wypadku innego prototypu, świeżo upieczonych
bohaterów w lot propagandowy/akwizycyjny nie powinno było mieć miejsca. Decyzja o locie
była czymś więcej, niż tylko proszeniem się o kłopoty.
Tylko czy w kraju, który
samotnie lideruje w zestawieniu liczby zabitych w katastrofach lotniczych
polityków i wojskowych najwyższego szczebla, gdzie tragedia smoleńska od ponad
dekady jest jedną z najlepszych pożywek w politycznym szambie, gdzie bohaterem
zostaje pilot wiozący przez Atlantyk w niesprawnym samolocie setki pasażerów,
gdzie …
O samolocie RWD-6, jego
twórcach, pilotach i zawodach Challenge 1932 napisano już chyba wszystko. Nie
dziwi więc, że po kolejnej publikacji wydawnictwa Stratus z serii „Samolot po
polski MAXI” nie oczekiwałem nic więcej, niż tylko sprawnego i zgrabnego
zebrania faktów uzupełnionych licznymi zdjęciami i ciekawymi rysunkami.
Zwłaszcza część graficzna, będąca mocną stroną serii, nastawiała mnie
optymistycznie. Liczyłem też na dobry tekst, choć wielokrotnie się już
przekonałem, że język Mickiewicza, Norwida czy Sienkiewicza nie jest mocną
stroną zarówno autorów, jak i redakcji.
O powstaniu i budowie tego
zgrabnego samolociku (RWD-6) nie można napisać zbyt dużo. Krótka historia,
prosta konstrukcja. Jednakże tekst można było nieco ubogacić, zwłaszcza w
zakresie mechanizacji i mechanizmu składania skrzydeł, które w znaczniej mierze
przyczyniły się z jednej strony do sukcesu samolotu, z drugiej do jego upadku –
dosłownie i w przenośni. Nic więc dziwnego, że większość z dość skromnego
tekstu odnosi się do zawodów, w których RWD-6 zwyciężył. I tu opis jest ciekawy
i szczegółowy, o odpowiedniej objętości w stosunku do całości książki lub raczej
broszury liczącej wszystkiego 64 strony. I choć tekstu zbyt dużo nie ma, to
jednak jest on napisany i zredagowany w sposób, który praktycznie
dyskwalifikuje publikację, stawiając jak najgorsze świadectwo redakcji
wydawnictwa Stratus. I nie chodzi mi tu o jakieś oczekiwanie epickich opisów
czy popisów oratorskich autora. Chodzi o zwykłą bylejakość i zwykłe olanie czytelnika,
z którego przecież wydawnictwo żyje. Błędy, jakie pojawiły się w tekście
pokazują, że nikomu z redakcji nie chciało się uważnie przeczytać tekstu, by
sprawdzić czy zredagowany został poprawnie. Największy wstyd z powodu
bylejakości spada jednak na Marcina Wawrzynowskiego. Nie wyobrażam sobie, jak
autor mógł zgodzić się na druk swojej książki nie zaglądając nawet do tekstu
finalnej wersji. Kto nie praktykuje tak podstawowych zasad w procesie
wydawniczym lub co gorsza ma totalnie gdzieś czytelników powinien sobie znaleźć
inne zajęcie niż pisanie i wydawanie książek.
Poniżej niby krótka, lecz
kompromitująca lista bylejakości.
„ … ciężar załogi do 200
kg”, str. 8. „… bardziej zaawansowaną mechanikę płatów w postaci klap i
slotów”, str. 9. „… niemal ocierając się o wystąpienie ryzyka przeciągnięcia”,
str. 9. „… i liczył od 2401,2 km”, str. 15.
„… do przebycia odcinki zładowywały się na trasie pierwszego etapu”,
str. 15. „ przybyć przed godziną jego zamknięcia, czyli godziny 20.00”, str.
15. „Z końcem pierwszego lotu dnia większość załóg doleciała do …”, str. 16. „…
co skutkowało się wycofaniem z rajdu trzech załóg”, str. 16. „Obie załogi
zdołały usunąć usterki i wrócić do realizacji”, str. 16. „Podczas zawodów lotniczych
w Niemczech W dniu 26 sierpnia 1933 roku brał udział w zawodach w Niemczech …”,
str. 25.„Za ścianą nią znajdowała się …”, str. 28. „Odbywało się ono po
odczepieniu zastrzału i obrót na tylnym okuciu”, str. 30. „katastrofa samolotu
SP-AHN wymusiła modyfikację płatów je jedynym, ocalałym egzemplarzu”, str. 30.
Do tego dodać należy błędy interpunkcyjne, literówki i niepoprawny szyk zdania
w co najmniej 16 przypadkach, których opis pominąłem.
Nie rozumiem,
po co w tabeli danymi technicznymi było umieszczać dwie kolumny, oddzielnie dla
RWD-6 i RWD-6 bis, skoro jedyną różnicą była prędkość minimalna, raz 57,6, a za
drugim razem 57,06 km/h. Różnica pomijalnie mała, o ile w ogóle nie jest ona
wynikiem błędu Autora, str. 31. Na zdjęciu na str. 39 błędnie podano kolejność
stojących osób. „kpt pil”, str. 53.
Wawrzynkowski
Marcin
Samolot
turystyczny RWD-6
Stratus
2024
64 strony w miękkiej
oprawie
nieliczne
zdjęcia i rysunki
Powiązane wpisy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz