wtorek, 20 lutego 2024

RWD-6. Typowo polski mit

Zginęli śmiercią lotnika, to określenie nierozłącznie związane jest z postaciami Żwirki i Wigury, nieszczęsnych pilotów samolotu SP-AHN, który pogrzebał ich zaledwie kilka dni po sukcesie w słynnych zawodach samolotów turystycznych. Czy zastanawialiście się może, co znaczy to enigmatyczne „zginął śmiercią lotnika”? Kto i po co wymyślił to głupie określenie? Bo cóż ono znaczy? Kogo dotyczy, czy tego kto zginął pilotując samolot, czy może wszystkich członków pechowej załogi? O ile tu jeszcze można pokusić się o sensowną odpowiedź, to już w kategorii okoliczności i przyczyn katastrofy sprawa staje się bardziej zawiła. Najłatwiej byłoby ograniczyć pojęcie do pilotów wojskowych, którzy zginęli podczas lotów bojowych. Ale czy wszystkich, czy tylko tych, którzy polegli w wyniku działań wroga? A co z tymi, którzy zginęli, a wraz z nimi nie daj Boże inni, w wyniku popełnionych błędów? Zginęli śmiercią lotnika? A jeżeli te błędy były rażącym naruszeniem procedur, przepisów, zdrowego rozsądku? Oni też zginęli śmiercią lotnika? Jeżeli tak wręcz nieprzyzwoicie rozciągnąć znaczenie tych trzech słów, to nie znaczą one nic, są niczym więcej niż kolejną werbalną szmatą służącą do wycierania zakłamanych gęb polityków, generałów, biskupów itp. Ale jest podniośle, patriotycznie, bohatersko, martyrologicznie, tak jak nasze wychowane na klęskach i trupach bohaterów społeczeństwo lubi.
I na koniec pytanie retoryczne. Czy „lepszym” w jakimkolwiek kontekście jest lotnik, którego doczesna pielgrzymka kończy się złotymi zgłoskami „zginął śmiercią lotnika”, na nagrobku i w nekrologach od tego, który szczęśliwie dożywa swych dni i odchodzi z tego łez padołu we własnym łóżku.
Powyższe zagadnienie bardzo blisko związane jest z historią samolotu RWD-6 oraz naszymi bohaterami narodowymi Franciszkiem Żwirko i Stanisławem Wigurą. Ich śmierć w katastrofie lotniczej w błyskawicznym tempie dodała dwóch bohaterów do narodowego panteonu, w dodatku tych „najwyższej próby”, którzy giną nieomal w chwili swojego triumfu. Tacy dla polityków, generałów i biskupów są najwygodniejsi. Ich na wieki już milczące postaci, nim zastygną na cokołach pomników i w ramach obrazów, przez pewien czas stanowią bardzo plastyczny materiał, który w sposób bezpieczny i cyniczny można ukształtować pod bieżące potrzeby propagandy dnia dzisiejszego.
Znacznie mniej miejsca poświęca się przyczynom, tym bezpośrednim i pośrednim, tragedii jaka rozegrała się w Cierlicku. Wydaje się logicznym, że wysłanie na tak steranym morderczymi zawodami egzemplarzu samolotu, przerabianym wielokrotnie w wielkim pospiechu prototypie, w cieniu niewyjaśnionego wypadku innego prototypu, świeżo upieczonych bohaterów w lot propagandowy/akwizycyjny nie powinno było mieć miejsca. Decyzja o locie była czymś więcej, niż tylko proszeniem się o kłopoty.
Tylko czy w kraju, który samotnie lideruje w zestawieniu liczby zabitych w katastrofach lotniczych polityków i wojskowych najwyższego szczebla, gdzie tragedia smoleńska od ponad dekady jest jedną z najlepszych pożywek w politycznym szambie, gdzie bohaterem zostaje pilot wiozący przez Atlantyk w niesprawnym samolocie setki pasażerów, gdzie …
O samolocie RWD-6, jego twórcach, pilotach i zawodach Challenge 1932 napisano już chyba wszystko. Nie dziwi więc, że po kolejnej publikacji wydawnictwa Stratus z serii „Samolot po polski MAXI” nie oczekiwałem nic więcej, niż tylko sprawnego i zgrabnego zebrania faktów uzupełnionych licznymi zdjęciami i ciekawymi rysunkami. Zwłaszcza część graficzna, będąca mocną stroną serii, nastawiała mnie optymistycznie. Liczyłem też na dobry tekst, choć wielokrotnie się już przekonałem, że język Mickiewicza, Norwida czy Sienkiewicza nie jest mocną stroną zarówno autorów, jak i redakcji.
O powstaniu i budowie tego zgrabnego samolociku (RWD-6) nie można napisać zbyt dużo. Krótka historia, prosta konstrukcja. Jednakże tekst można było nieco ubogacić, zwłaszcza w zakresie mechanizacji i mechanizmu składania skrzydeł, które w znaczniej mierze przyczyniły się z jednej strony do sukcesu samolotu, z drugiej do jego upadku – dosłownie i w przenośni. Nic więc dziwnego, że większość z dość skromnego tekstu odnosi się do zawodów, w których RWD-6 zwyciężył. I tu opis jest ciekawy i szczegółowy, o odpowiedniej objętości w stosunku do całości książki lub raczej broszury liczącej wszystkiego 64 strony. I choć tekstu zbyt dużo nie ma, to jednak jest on napisany i zredagowany w sposób, który praktycznie dyskwalifikuje publikację, stawiając jak najgorsze świadectwo redakcji wydawnictwa Stratus. I nie chodzi mi tu o jakieś oczekiwanie epickich opisów czy popisów oratorskich autora. Chodzi o zwykłą bylejakość i zwykłe olanie czytelnika, z którego przecież wydawnictwo żyje. Błędy, jakie pojawiły się w tekście pokazują, że nikomu z redakcji nie chciało się uważnie przeczytać tekstu, by sprawdzić czy zredagowany został poprawnie. Największy wstyd z powodu bylejakości spada jednak na Marcina Wawrzynowskiego. Nie wyobrażam sobie, jak autor mógł zgodzić się na druk swojej książki nie zaglądając nawet do tekstu finalnej wersji. Kto nie praktykuje tak podstawowych zasad w procesie wydawniczym lub co gorsza ma totalnie gdzieś czytelników powinien sobie znaleźć inne zajęcie niż pisanie i wydawanie książek.
Poniżej niby krótka, lecz kompromitująca lista bylejakości.
„ … ciężar załogi do 200 kg”, str. 8. „… bardziej zaawansowaną mechanikę płatów w postaci klap i slotów”, str. 9. „… niemal ocierając się o wystąpienie ryzyka przeciągnięcia”, str. 9. „… i liczył od 2401,2 km”, str. 15.  „… do przebycia odcinki zładowywały się na trasie pierwszego etapu”, str. 15. „ przybyć przed godziną jego zamknięcia, czyli godziny 20.00”, str. 15. „Z końcem pierwszego lotu dnia większość załóg doleciała do …”, str. 16. „… co skutkowało się wycofaniem z rajdu trzech załóg”, str. 16. „Obie załogi zdołały usunąć usterki i wrócić do realizacji”, str. 16. „Podczas zawodów lotniczych w Niemczech W dniu 26 sierpnia 1933 roku brał udział w zawodach w Niemczech …”, str. 25.„Za ścianą nią znajdowała się …”, str. 28. „Odbywało się ono po odczepieniu zastrzału i obrót na tylnym okuciu”, str. 30. „katastrofa samolotu SP-AHN wymusiła modyfikację płatów je jedynym, ocalałym egzemplarzu”, str. 30. Do tego dodać należy błędy interpunkcyjne, literówki i niepoprawny szyk zdania w co najmniej 16 przypadkach, których opis pominąłem.
Nie rozumiem, po co w tabeli danymi technicznymi było umieszczać dwie kolumny, oddzielnie dla RWD-6 i RWD-6 bis, skoro jedyną różnicą była prędkość minimalna, raz 57,6, a za drugim razem 57,06 km/h. Różnica pomijalnie mała, o ile w ogóle nie jest ona wynikiem błędu Autora, str. 31. Na zdjęciu na str. 39 błędnie podano kolejność stojących osób. „kpt pil”, str. 53.

Wawrzynkowski Marcin
Samolot turystyczny RWD-6
Stratus
2024
64 strony w miękkiej oprawie
nieliczne zdjęcia i rysunki
 
Powiązane wpisy:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz