Nowy rok przyniósł pewne decyzje dotyczące kierunku dalszej
kariery rynkowej dwóch miesięczników mających lotnictwo w nazwie. Nie od dziś
wiadomo, że sytuacja periodyków drukowanych staje się coraz trudniejsza, a ich
lepsze jutro było wczoraj. Kurczące się grono czytelników preferujących papier
ponad ekran jest faktem, podobnie jak nieuniknione w najbliższych dekadach ich masowe
wymieranie. Jeżeli do tego dodać gwałtownie rosnące koszty wytwarzania
papierowych czasopism, kurczącą się sieć dystrybucji i ogólny odwrót młodego
pokolenia od czytania czegokolwiek, perspektywy na przyszłość nie wyglądają
optymistycznie, tym bardziej w obrębie czasopism o tematyce niszowej, do jakich
niewątpliwie zalicza się lotnictwo i jego okolice. Co więcej część konkurencji
coraz wyraźniej przenosi się do wirtualnego świata, w którym rywalizacja z
ogólnodostępnymi, bezpłatnymi, coraz prostszymi, by nie powiedzieć
prymitywniejszymi materiałami życia im nie ułatwia. Póki co mamy na rynku dwa
lotnictwa, które w 2024 rok weszły z odmiennymi strategiami rynkowymi. Opisane
już wcześniej Lotnictwo, to bez dodatków w nazwie, podniosło cenę numeru i to
znacznie, bo o 20%. W zamian dodając osiem stron, czyli niemal 10% objętości.
Przy okazji miesięcznik wyraźnie przesuwa się w kierunku materiałów o większej
objętości opisujących, poszczególne typy samolotów, wydarzenia z historii
lotnictwa czy bieżące zagadnienia w szerszym świetle. Nie ucieka też od
bieżących wydarzeń, newsów, a czasem i analiz. Idzie więc w kierunku czytelnika
bardziej wymagającego, bardziej wyrobionego, gotowego wydać więcej na rozwój
swoich zainteresowań.
W przeciwnym kierunku poszedł wydawca Lotnictwa AI (Aviation International), który utrzymując dotychczasową cenę egzemplarza zredukował jego objętość o niemal 20%. W odróżnieniu od konkurencji pozostawiono tą, jak mi się wydaje istotną dla czytelników zmianę bez żadnego komentarza redakcyjnego, wyjaśnienia czy choćby informacji. Pozostaje mieć nadzieję, że jak mawiał klasyk, ilość przejdzie w jakość. Drugim obszarem nadziei jest akceptacja czytelników. I tu mam pewne wątpliwości, wynikające oczywiście z moich subiektywnych obserwacji. Lotnictwo AI wyraźnie dryfuje w stronę magazynu militarnego, mającego w założeniach wydawców pełnić funkcję opiniotwórczą. Problem polega jednak na tym, że w swojej większości artykuły dotyczące współczesności polskiego lotnictwa wojskowego i jego okolic mają charakter bardziej lobbystyczny niż opiniotwórczy czy informacyjny. W licznych przypadkach czyta się je bardziej jak materiały reklamowe koncernów zbrojeniowych. Najbardziej widać to w newsach z rynku cywilnego, gdzie informacje o sukcesach Airbusa wydają się być żywcem kalkowane z materiałów reklamowych koncernu. Pytanie czy taka forma tekstów i dofinansowania wydawnictwa znajdzie uznanie czytelników. Bez nich przecież wcześniej czy później miesięcznik zamieni się w broszurę branżową i zniknie z obiegu detalicznego. A to z kolei diametralnie zmieni podejście sponsorów.
Która z koncepcji rynkowych zwycięży i pozwoli dłużej, oby jak najdłużej, utrzymać się tytułowi na rynku czas pokaże. Póki co na kolejny rok zaprenumerowałem oba tytuły.
TOP 3 magazynu:
1. Modernizacja niemieckiego lotnictwa śmigłowcowego. Pisanie o niemieckiej amii i/lub przemyśle do najłatwiejszych nie należy, zwłaszcza w Polsce. Każda opinia, ba nawet fakt, przepuszczany będzie przez osobisty filtr poglądów politycznych, sympatii bądź uprzedzeń czytelników i komentatorów. Szczególnie trudny jest temat lotnictwa śmigłowcowego, w którym zarówno przemysł, jak i siły zbrojne mogą znacznie więcej zapisać po stronie niepowodzeń lub wręcz kompromitacji niż po stronie sukcesów. Niepowodzenie, ujmując to delikatnie, programu śmigłowca bojowego Tiger oraz ciągłe problemy niewiele bardziej „udanego” NH-90 pokazują słabość niemieckiego przemysłu śmigłowcowego, któremu coraz trudniej jest chować się za postrzeganym bardziej jako francuski szyldem Airbusa. W zasadzie poza śmigłowcami lekkimi, rodzimy przemysł śmigłowcowy nie ma, i przez najbliższe dekady nic nie będzie mieć do zaoferowania. Więcej, po kompromitacji dwóch flagowych programów śmigłowców wojskowych szanse na rozpoczęcie nowych są praktycznie żadne, a na sukces eksportowy nowych konstrukcji jeszcze mniejsze. Pozostaje więc, jakże bolesny dla wciąż uchodzącego za nowoczesny niemieckiego przemysłu, zakup kolejnych typów uzbrojenia za oceanem, po C-130 Hercules i P-8 Poseidon. Ogłoszone ostatnio zakupy zarówno śmigłowców ciężkich CH-47, jak i lekkich H145M niewątpliwie poprawią sytuację sprzętową i poziom nowoczesności niemieckiego lotnictwa śmigłowcowego. Czy wystarczy jednak pieniędzy, determinacji oraz woli politycznej aby proces modernizacji przebiegał sprawnie?
Sam artykuł napisany jest tak, że czyta się go dobrze. Szkoda, że Autor nie poświęcił więcej miejsca okolicznościom wyboru śmigłowców ciężkich, szczególnie możliwościom operacyjnym obu typów oraz kosztom obu opcji. Trudno za argument za zakupem maszyn Sikorskiego uznać wieloletnie użytkowanie starych CH-53, które poza producentem i oznaczeniem praktycznie nic więcej wspólnego z CH-53K nie mają. Podobnie kalkulacja liczby realnie dostępnych operacyjnie Chinooków nie bardzo może być odniesiona do liczby dziś dostępnych CH-53, gdyż ta od wielu lat jest ona zatrważająco niska. Z drugiej strony bardzo dobrze, że Autor zwrócił uwagę na ważne czynniki wpływające na rzeczywistą dostępność maszyn w liczbie znacznie niższej od stanu księgowego. Niestety często zarówno dziennikarze, jak i wojskowi, o politykach nawet nie wspominając, odnoszą się jedynie do stanów „księgowych”. I tu znowu przykład gotowości operacyjnej niemieckich Eurofighterów i Tigerów dobitnie pokazuje, jak mocno zafałszowane mogą to być dane wykazywane na papierze.
2. Aerostatowy
batalion radiotechniczny. Odpowiedź na nowe wyzwania. O tym, że oczy i uszy
naszej armii nie działają na miarę potrzeb naszych czasów niejednokrotnie
mogliśmy się ostatnio przekonać. Z drugiej strony od dwóch lat wyraźnie widać,
na tyle ile oficjalnie zaobserwować można, że w obrębie szeroko pojętego zwiadu
lotniczego działamy w szerszym systemie, którego statki powietrzne niemal
codziennie zapuszczają się na wschodnią i północną część polskiej przestrzeni
powietrznej. Możemy tu zaobserwować znacznie szersze spektrum maszyn i ich przynależności państwowej, czasem bardzo egzotycznych, niż wspomina się w artykule. Tekst w
sposób dość zrównoważony uzasadnia potrzebę posiadania aerostatów, które na
długie tygodnie mogą wynieść w powietrze ekwipunek służący do dozoru,
rozpoznania, a także zakłócania emisji elektromagnetycznych przeciwnika. Może
być taniej i niezawodnie. W artykule podano, co dotychczas zrobiono w tym
kierunku w naszym kraju i gdzie znajdą się pierwsze cztery posterunki.
Ciekawie, choć trochę naiwnie, zwłaszcza jeżeli chodzi o ewentualne
oddziaływanie przeciwnika. Napisano bowiem, że niewielka powierzchnia
radiolokacyjnego odbicia powłoki oraz jej wykonanie z wytrzymałych materiałów
czynią taki aerostat trudnym do zestrzelenia. Czy potencjalny przeciwnik o tym
nie wie? Czy nie wie, że o wiele skuteczniejszy będzie atak na zabudowaną na
stałe, dosyć rozległą infrastrukturę naziemną oraz personel obsługowy? Autor
zapomniał także, iż aparatura elektroniczna, która może i powinna być
wyniesiona przez aerostat, podczas pracy emituje bardzo dużo ciepła, a to
ułatwia zarówno namierzenie, jak i zniszczenie obiektu. Nie do końca poprawna
jest przytoczona w artykule definicja aerostatu, jako statku lżejszego od
powietrza i pozbawionego napędu. Zeppelin się w grobie przewraca.
3. Bezzałogowe statki powietrzna. Rewolucja w Ukrainie. Wojna już nigdy nie będzie tak prosta jak kiedyś, choć całkiem prosta nigdy nie była. Dla nas najbardziej widoczny, bo najbliższy, konflikt na Ukrainie, ale też walki na Bliskim Wschodzie i Afryce pokazują, że ogólnodostępne statki latające powszechnie zwane dronami zmieniły obraz współczesnego pola walki. Największa zmiana nie dotyczy jednak możliwości dostarczania środków bojowych w określone miejsce bądź samobójczego ataku urządzenia. Małe i tanie urządzenia niosące kamery o dobrych parametrach transmitowanego w czasie rzeczywistym obrazu, w diametralny sposób zmieniły dostęp do informacji, zwłaszcza w jednostkach najniższego szczebla. Praktycznie nikt nie ma sił i środków by ustrzec się od wszędobylskich latających zwiadowców. Trudno jest ukryć pojedyncze pozycje czy pojazdy o ruchach większych jednostek nie wspominając. To zmienia zasady gry i każe się przystosować do nowych warunków, ale jak, tego jeszcze zbytnio nie wie nikt.
Wykorzystując dostępne dane z niemal dwóch lat konfliktu na Ukrainie duet J. Fiszer i J. Gruszczyński przedstawia podstawowe typy używanych tam dronów i ich zastosowania. W pierwszej części rozpoczynają od poradzieckich Tu-141 i Tu-143, by przejść do legendarnych Bayraktarów, a następnie chińskich zwiadowców spod znaku DJI Sciences. Materiał bardzo ciekawy i pouczający. Już czekam na drugą część.
Powiązane wpisy:
W przeciwnym kierunku poszedł wydawca Lotnictwa AI (Aviation International), który utrzymując dotychczasową cenę egzemplarza zredukował jego objętość o niemal 20%. W odróżnieniu od konkurencji pozostawiono tą, jak mi się wydaje istotną dla czytelników zmianę bez żadnego komentarza redakcyjnego, wyjaśnienia czy choćby informacji. Pozostaje mieć nadzieję, że jak mawiał klasyk, ilość przejdzie w jakość. Drugim obszarem nadziei jest akceptacja czytelników. I tu mam pewne wątpliwości, wynikające oczywiście z moich subiektywnych obserwacji. Lotnictwo AI wyraźnie dryfuje w stronę magazynu militarnego, mającego w założeniach wydawców pełnić funkcję opiniotwórczą. Problem polega jednak na tym, że w swojej większości artykuły dotyczące współczesności polskiego lotnictwa wojskowego i jego okolic mają charakter bardziej lobbystyczny niż opiniotwórczy czy informacyjny. W licznych przypadkach czyta się je bardziej jak materiały reklamowe koncernów zbrojeniowych. Najbardziej widać to w newsach z rynku cywilnego, gdzie informacje o sukcesach Airbusa wydają się być żywcem kalkowane z materiałów reklamowych koncernu. Pytanie czy taka forma tekstów i dofinansowania wydawnictwa znajdzie uznanie czytelników. Bez nich przecież wcześniej czy później miesięcznik zamieni się w broszurę branżową i zniknie z obiegu detalicznego. A to z kolei diametralnie zmieni podejście sponsorów.
Która z koncepcji rynkowych zwycięży i pozwoli dłużej, oby jak najdłużej, utrzymać się tytułowi na rynku czas pokaże. Póki co na kolejny rok zaprenumerowałem oba tytuły.
1. Modernizacja niemieckiego lotnictwa śmigłowcowego. Pisanie o niemieckiej amii i/lub przemyśle do najłatwiejszych nie należy, zwłaszcza w Polsce. Każda opinia, ba nawet fakt, przepuszczany będzie przez osobisty filtr poglądów politycznych, sympatii bądź uprzedzeń czytelników i komentatorów. Szczególnie trudny jest temat lotnictwa śmigłowcowego, w którym zarówno przemysł, jak i siły zbrojne mogą znacznie więcej zapisać po stronie niepowodzeń lub wręcz kompromitacji niż po stronie sukcesów. Niepowodzenie, ujmując to delikatnie, programu śmigłowca bojowego Tiger oraz ciągłe problemy niewiele bardziej „udanego” NH-90 pokazują słabość niemieckiego przemysłu śmigłowcowego, któremu coraz trudniej jest chować się za postrzeganym bardziej jako francuski szyldem Airbusa. W zasadzie poza śmigłowcami lekkimi, rodzimy przemysł śmigłowcowy nie ma, i przez najbliższe dekady nic nie będzie mieć do zaoferowania. Więcej, po kompromitacji dwóch flagowych programów śmigłowców wojskowych szanse na rozpoczęcie nowych są praktycznie żadne, a na sukces eksportowy nowych konstrukcji jeszcze mniejsze. Pozostaje więc, jakże bolesny dla wciąż uchodzącego za nowoczesny niemieckiego przemysłu, zakup kolejnych typów uzbrojenia za oceanem, po C-130 Hercules i P-8 Poseidon. Ogłoszone ostatnio zakupy zarówno śmigłowców ciężkich CH-47, jak i lekkich H145M niewątpliwie poprawią sytuację sprzętową i poziom nowoczesności niemieckiego lotnictwa śmigłowcowego. Czy wystarczy jednak pieniędzy, determinacji oraz woli politycznej aby proces modernizacji przebiegał sprawnie?
Sam artykuł napisany jest tak, że czyta się go dobrze. Szkoda, że Autor nie poświęcił więcej miejsca okolicznościom wyboru śmigłowców ciężkich, szczególnie możliwościom operacyjnym obu typów oraz kosztom obu opcji. Trudno za argument za zakupem maszyn Sikorskiego uznać wieloletnie użytkowanie starych CH-53, które poza producentem i oznaczeniem praktycznie nic więcej wspólnego z CH-53K nie mają. Podobnie kalkulacja liczby realnie dostępnych operacyjnie Chinooków nie bardzo może być odniesiona do liczby dziś dostępnych CH-53, gdyż ta od wielu lat jest ona zatrważająco niska. Z drugiej strony bardzo dobrze, że Autor zwrócił uwagę na ważne czynniki wpływające na rzeczywistą dostępność maszyn w liczbie znacznie niższej od stanu księgowego. Niestety często zarówno dziennikarze, jak i wojskowi, o politykach nawet nie wspominając, odnoszą się jedynie do stanów „księgowych”. I tu znowu przykład gotowości operacyjnej niemieckich Eurofighterów i Tigerów dobitnie pokazuje, jak mocno zafałszowane mogą to być dane wykazywane na papierze.
3. Bezzałogowe statki powietrzna. Rewolucja w Ukrainie. Wojna już nigdy nie będzie tak prosta jak kiedyś, choć całkiem prosta nigdy nie była. Dla nas najbardziej widoczny, bo najbliższy, konflikt na Ukrainie, ale też walki na Bliskim Wschodzie i Afryce pokazują, że ogólnodostępne statki latające powszechnie zwane dronami zmieniły obraz współczesnego pola walki. Największa zmiana nie dotyczy jednak możliwości dostarczania środków bojowych w określone miejsce bądź samobójczego ataku urządzenia. Małe i tanie urządzenia niosące kamery o dobrych parametrach transmitowanego w czasie rzeczywistym obrazu, w diametralny sposób zmieniły dostęp do informacji, zwłaszcza w jednostkach najniższego szczebla. Praktycznie nikt nie ma sił i środków by ustrzec się od wszędobylskich latających zwiadowców. Trudno jest ukryć pojedyncze pozycje czy pojazdy o ruchach większych jednostek nie wspominając. To zmienia zasady gry i każe się przystosować do nowych warunków, ale jak, tego jeszcze zbytnio nie wie nikt.
Wykorzystując dostępne dane z niemal dwóch lat konfliktu na Ukrainie duet J. Fiszer i J. Gruszczyński przedstawia podstawowe typy używanych tam dronów i ich zastosowania. W pierwszej części rozpoczynają od poradzieckich Tu-141 i Tu-143, by przejść do legendarnych Bayraktarów, a następnie chińskich zwiadowców spod znaku DJI Sciences. Materiał bardzo ciekawy i pouczający. Już czekam na drugą część.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz