Skrzydlata Polska – magazyn sprzeczności
Długo się zbierałem za napisanie kilku słów Skrzydlatej
Polsce. Dlaczego? Ano ze szczególnej sympatii i respektu dla tego, jakże
utytułowanego i ważnego dla polskiego lotnictwa magazynu. W przypadku
omawianych w tym miejscu od dłuższego czasu Lotnictwa i Lotnictwa AI czytam je
od samego ich początku. Ze Skrzydlatą Polską nie jestem od jej początku, gdyż
jest ona znacznie starsza ode mnie. Nasz związek trwa jedynie od sierpnia 1983
roku, a nieprzerwane gdzieś od roku 1989. Przez te lata przeczytałem wiele świetnych
artykułów, znalazłem też takie, o których ja, a przede wszystkim ich autorzy,
chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Wśród całej rzeszy solidnych materiałów,
tych pierwszych było znacznie więcej niż tych drugich. Także częstość
wydawania, jakość papieru i druku oraz cena zmieniały się wielokrotnie. To
jednak nie odstraszało mnie od kupowania, oglądania i czytania. I oby tak
pozostało.
Diametralna, dramatyczna i długofalowa (takie 3D) zmiana,
jaka nastąpiła 24 lutego skłoniła mnie do wejścia w nowy obszar oceny
konsumenckiej kolejnego produktu - miesięcznika Skrzydlata Polska.
Medium drukowane, zwłaszcza miesięcznik ze swej
natury posiada dużą bezwładność czasową, a prezentowane wiadomości nigdy nie
będą konkurencyjne dla mediów elektronicznych. Zwłaszcza dziś, w dobie
szybkiego Internetu, gdzie jutrzejsza
wiadomość jest już od wczoraj nieaktualna, ta dysproporcja jest ogromna i
ciągle się powiększa. Tak jest, bo inaczej być nie może i trzeba przyjąć ten
stan rzeczy jako naturalny, przynajmniej dopóki funkcjonuje się w obiegu papierowym.
Wyraźnie zapomniał o tym redaktor SP Tomasz Hypki, który popełnił artykuł Straty lotnicze w wojnie na Ukrainie.
Chcąc konkurować z szybszymi mediami opisał, na podstawie doniesień szybszych
mediów elektronicznych, artykuł prezentujący pierwsze dni inwazji Rosji na
Ukrainę. Tym samym dał się ponieść chęci zmierzenia się z konkurencją i w tym
starciu, w mojej opinii, poległ na całej linii. A wszystkiemu winni są Ukraińcy
i Amerykanie. Pierwsi, gdyż walcząc dzielnie zniweczyli plany najeźdźcy oraz
przewidywania p. Hypkiego, choć trzeba przyznać, że także większości większych
lub mniejszych ekspertów. Tych drugich, gdyż autor ich i ich działań raczej nie
darzy sympatią. Dodatkowo, jak na tej klasy eksperta, redaktor Hypki popełnił
poważny błąd pisząc o pomyślnym katapultowaniu pilotów rosyjskiego śmigłowca
Ka-52, który wylądował awaryjnie w okolicach Hostomela. Dostępne zdjęcia
pokazują, że nie tylko fotele pilotów są na swoich miejscach, ale nie zostały
nawet odstrzelone łopaty wirników, co jest pierwszym etapem sekwencji
katapultowania z maszyny tego typu – jedynego takiego rozwiązania na świecie.
Konkurencja zachowała zdrowy dystans, publikując
raczej dane na temat potencjału, struktury, sprzętu walczących stron i ich
sojuszników, przez co ich materiały nie były bardzo nieaktualne nie tylko w
chwili publikacji, ale tak w ogóle.
Tradycyjnie już mój TOP5: magazynu:
1. Latające
elektryczne taksówki – wyzwania i przegląd projektów. Przyznam, że jest to pierwszy artykuł, w którym w
sposób prosty, jasny i klarowny opisano najważniejsze problemy związane z
rozwojem i wdrożeniem statków powietrznych lokalnego transportu miejskiego o
napędzie elektrycznym. Sprawa ograniczeń związanych z możliwościami napędu
elektrycznego, aerodynamiki, technologii materiałowych oraz kwestii formalno
prawnych, które nastręczają wielu problemów, należą do spraw, o których rzadko inni
piszą w artykułach przesiąkniętych wizjonerstwem, hurraoptymizmem i
marketingowym bełkotem. Sprawy te nie są proste i oczywiste, a potencjalny
sukces proponowanych rozwiązań jest bardzo niepewny. W dzisiejszym, bardzo nieprzewidywalnym,
pewnym nierówności świecie tworzenie sieci zabawek dla bogatych, które nie będą
ani tak bardzo ekologiczne, ani ogólnodostępne, ani bezpieczne jest, w mojej
opinii, bardzo ryzykowna inwestycją. Co prawda planowane rozwiązania pozwolą
bezpiecznie i szybko omijać ciągle rozrastające się dzielnice biedy. Jednak pierwsza
poważna katastrofa z użyciem tego typu pojazdów lub zamach terrorystycznego –
obie opcje będą tylko kwestią czasu – zmieni sytuację diametralnie. Wiele
mniejszych firm z branży upadnie z dnia na dzień. Tym bardziej, że ostra
konkurencja i rozproszenie rynku skłoni niejednego do drogi na skróty. Ile to
kosztuje i jak może zachwiać nawet największymi korporacjami pokazuje przykład
Boeinga.
2. Europejskie
samoloty szkolne nowej generacji.
Nowe idzie także w szkoleniu pilotów samolotów bojowych, w którym samoloty
szkolno-treningowe poprzedniej generacji, pomimo licznych modernizacji, nie
spełniają już należycie swoich funkcji. Poważne braki w tym zakresie występują
w Europie, gdzie jedyną maszyną nowej generacji jest Leonardo M346 Master. Zaległości
te na polu technicznym i wizerunkowym starają się nadrobić państwa UE zrzeszone
wokół koncernu Airbus w hiszpańskim projekcie Airbus Future Jet Trainer. Swoją
drogą ciekawa jest organizacja projektu w ramach Airbusa, wiodącego koncernu
lotniczo-kosmicznego Unii czyli razem ale
osobno.
Bardziej rewolucyjnym jest projekt brytyjski,
samolotu modułowego AERALIS, gdzie jak z klocków można składać maszyny o trzech
konfiguracjach silnika/ów, różnych skrzydłach, elementach kadłuba i wyposażenia
pokładowego. Koncepcja ciekawa, jednak trudna do zrealizowania, zwłaszcza w
obszarze aerodynamiki i inżynierii. Nim oba projekty przekute zostaną w metal warto
im się bliżej przyjrzeć, choćby na łamach opisywanego numeru SP.
3. Ostatni
Tracker. Samoloty Grumman Tracker
zapisały piękną kartę w historii lotnictwa morskiego. Ich kariera przypadała na
lata burzliwego rozwoju techniki lotniczej, przez co ich służba w lotnictwie
morskim wysokorozwiniętych państw zachodu już dawno dobiegła końca. Inaczej
jest w przypadku nielicznych, słabszych marynarek wojennych, które jednakże
utrzymują lotnictwo morskie. Tu, podobnie jak w lotnictwie wielu biedniejszych
państw, starsze typy sprzętu dotrwały do czasów współczesnych. Tak jest także z
Grummanem S-2 Tracker, który w pojedynczych egzemplarzach dożywa swoich dni w
lotnictwie marynarki wojennej Argentyny. Ciekawy, bogato ilustrowany, nieco
egzotyczny materiał.
4. Policyjno-wojskowe
wsparcie dla TOPR. Śmigłowiec Sokół
wyrósł na symbol działalności TOPRu. W wymiarze praktycznym w sposób
diametralny zmienił sposób, szybkość i skuteczność tej ze wszech miar szacownej
instytucji. Tatry bez TOPRowskiego Sokoła nie byłyby tak samo bezpieczne,
byłyby inne, puste. Dlatego na czas remontu egzemplarza SP-SXW, pod koniec
ubiegłego roku, jego zadania przejął najpierw Sokół policyjny, a później wojskowy.
O całej akcji możemy przeczytać w bogato ilustrowanym fajnymi zdjęciami artykule.
5. Strażnicy Morza Czarnego. Artykuł o historii i
dniu dzisiejszym bułgarskich MiGów-29 w obliczu wydarzeń na Ukrainie nabiera
nowego znaczenia. Każe też z innej perspektywy spojrzeć na prowadzoną od niemal
dwóch dekad modernizację polskich sił zbrojnych, w szczególności lotnictwa.
Podczas gdy kraje bałkańskie nie mają praktycznie samolotów mogących bronić ich
nieba, o wsparciu innych rodzajów wojsk nie wspominając, my dochodzimy do
połowy okresu eksploatacji naszych, jak na warunki środkowoeuropejskiej licznej
floty F-16. O zamówieniu dwóch eskadr F-35 nawet nie wspomnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz