W marcowym numerze Skrzydlatej Polski pojawił się
artykuł T. Hypkiego opisujący pierwsze trzy dni agresji Rosji na Ukrainę.
Jakość i sensowność tego materiału poddałem krytyce poprzednio. Co ciekawe
tekst kończyło stwierdzenie „Wiele wskazuje na to, że w ciągu pierwszych trzech
dni walk ukraińskie lotnictwo wojskowe zostało prawie całkowicie
unieszkodliwione. Nie funkcjonuje też ukraińska obrona powietrzna poza przenośnymi
zestawami przeciwlotniczymi”. Czas pokazał, że nie tylko Ukraińcy dalej
dzielnie się bronią, także w powietrzu, lecz cały rosyjski „misterny plan wziął
w p…”. Czy tylko rosyjski plan? Tak się zastanawiam, co kierowało redakcją SP,
że w kolejnym numerze, gdy dostępnych jest znacznie więcej, często w pełni potwierdzonych
informacji o działaniach i stratach obu stron, o militarnej stronie tych tak
ważnych zdarzeń rozgrywających się u naszych granic nie napisano nic, ani
zdania. Zamiast tego w komentarzu redakcyjnym znajdziemy kilka ciekawych,
charakterystycznych dla poglądów T. Hypkiego stwierdzeń, z którymi trudno się
zgodzić. Jakże naiwnym i nieobeznanym z historią powojennego świata trzeba być,
aby napisać, że „najpierw prezydent największego w świecie imperium rozpoczął
nowe podziały polityczne i gospodarcze” – chodzi tu o Donalda Trumpa. Jakby
podziały te, w tym wspomniane pomiędzy USA i Iranem czy Chinami nie istniały od
dekad, a wywołał je dopiero Donald Trump. Dalej mamy pandemię, jako spełnienie
przepowiedni futurystów i „najazdy uchodźców”, które doprowadziły do tego, że
rządzący Polską, bo przecież nie Państwo Polskie, postanowili zbudować mur
oddzielający nas od wschodnich sąsiadów. I znowu redaktor nie chce zauważyć, że
sąsiedzi ci mieli, co teraz nie budzi żadnych wątpliwości, względem nas wrogie
zamiary, a budowany mur nie jest pierwszym w Europie, o innych stronach świata
nie wspominając. Najlepsze jednak jest stwierdzenie, że w czasie pandemii „tak
jak dawniej ludzi z innych kontynentów i innych cywilizacji można było zobaczyć
jedynie w telewizji lub – to nowa możliwość, ale niewiele w tym zakresie
zmieniająca – w Internecie”. Trzeba mieć tupet, aby pisać o globalizacji i
w tym samym tekście wykazywać się takim zacofaniem i niezrozumieniem
współczesnego świata i współczesnych kanałów komunikacji.
Tradycyjny, bo jakżeby inaczej, TOP5 magazynu:
1. Zamknięta
przestrzeń. Jedyny w numerze
artykuł nawiązujący do sytuacji po rosyjskiej napaści na Ukrainę. W artykule
tym Piotr Dudek w sposób jasny i zrozumiały przedstawia meandry prawne związane
z zamknięciem przestrzeni powietrznej wielu państw dla samolotów rosyjskich, osadzając
je w prawie lotniczym. Przedstawia także analizę skutków tych restrykcji dla
przewoźników lotniczych obu stron konfliktu, światowego przemysłu lotniczego,
firm leasingowych i wielu innych podmiotów. Przez ostatni miesiąc sprawy
związane z rosyjskim napadem na Ukrainę zaszły tak daleko, że powrót do stanu
sprzed 24 lutego jest praktycznie niemożliwy, przez co gruntownie przemeblowany
zostanie cały współczesny świat, także lotnictwo.
2. Nowe zadania
dla Belugi ST. Sytuacja lotniczych przewozów
ładunków wielkogabarytowych i ekstremalnie ciężkich uległa ostatnimi czasy
diametralnej zmianie. Po rosyjskiej napaści na Ukrainę jedyne liczące się w
lidze super heavy samoloty An-124 zostały zniszczone lub zamknięto dla nich
niebo nad państwami Zachodu. Bez wsparcia technicznego kilka ukraińskich Rusłanów ocalałych z wojennej pożogi też
pewnie szybko postawionych zostanie na kołki. Z podobnych względów bardzo
skurczy się dostępna flota komercyjnych Iłów-76, mniejszych, lżejszych i
nielicznych, ale praktycznie jedynych dostępnych. Potem długo, długo nic.
Rozwój wypadków na świecie sprawił, że uwolnienie przez Airbusa, samolotów A-300-600ST
czyli Belug-ST, coraz mniej potrzebnych do zadań własnych, wydaje się idealnie
trafiać w zapotrzebowanie rynku. No może nie idealnie, gdyż Belugi posiadają olbrzymią
pojemność natomiast z udźwigiem jest już znacznie słabiej – tylko 40 ton. Nawet
nowsza, zbudowana na bazie A330 Beluga XL zabiera jedynie 50 t. Okoliczności
wprowadzenia Belug ST na rynek usług komercyjnych oraz pierwszego tego typu
lotu, notabene z międzylądowaniem w Warszawie, opisuje Bartosz Głowacki. Co
prawda myli w jednym miejscu dowcip z anegdotą, a podając przykład możliwości
transportowych Belugi powołuje się na dawno już nie produkowanego A340, to
artykuł warty jest bliższego się z nim zapoznania.
3 Magyar Legiero
w XXI wieku. Lotnictwo Wojskowe
Węgier, jak i samo państwo, nie jest zbyt duże, skrojone jest na miarę potrzeb
i możliwości. Przez ostatnie dekady intensywnie modernizowane ma na swym
wyposażeniu głównie maszyny nowoczesne, a pozostałości radzieckiego pochodzenia
szybko odchodzą do lamusa. Od samego początku Węgry wybrały odmienną niż Polska
drogę wyposażania lotnictwa, opierając się na produktach europejskiego
przemysłu obronnego starając się wpisać w jego struktury kooperacyjne i
organizacyjne. Ocena, która z dróg jest lepsza, choć kusi, nie ma najmniejszego
sensu. Pomimo, że uważamy/jesteśmy uważani za bratanków, wielkość i położenie
obu państw, uwarunkowania geopolityczne, historia i dzień dzisiejszy sprawiają,
że potrzebujemy odmiennych zdolności obronnych oraz posadowienia w środowisku
sojuszniczym. Warto jednak poznać czym dysponują i jak się zmieniają siły
powietrzne bratanków. Jedyne uchybienie w tekście to rozjechania dat.
Śmigłowce H145 zostały dostarczone do końca 2021 roku, tak mówi podpis pod
zdjęciem na str. 31. Tekst na str. 30 mówi zaś, że „dostawy wszystkich maja się
zakończyć w bieżącym roku”.
4. CSA walczą o
przetrwanie. Dla większości narodowych
przewoźników z byłego bloku wschodniego przemiany ustrojowe końca XX wieku
okazały się zabójcze. Malev, Balkan, JAT, Interflug, kto je jeszcze pamięta?
Kto miał okazję lecieć ich samolotami? Podobnie swoich dni dożywają czeskie CSA.
O ostatnich latach ich agonii i próbach ratowania linii, a raczej samej marki, jak
zwykle ciekawie, pisze Marcin Sigmund. Gdyby jeszcze na stronie 39 nie zjadł
słowa wycofane.
5. Bielik w
Muzeum Lotnictwa Polskiego. W
lutym br. na eksponowanym miejscu w hali głównej krakowskiego muzeum pojawił
się ciekawy eksponat, samolot EM-10 Bielik. Ze względu na swoją konstrukcję i historię
na miejsce to z pewnością zasługuje, jako ciekawy epizod w historii polskiego
lotnictwa. Epizod, ciekawostka, demonstrator technologii – nic więcej. Pomimo
twierdzeń twórców Bielika i wielu im życzliwych osób, od samego początku
maszyna była jedynie ciekawym eksperymentem, bez realnych szans na zaistnienie
w szkolnictwie wojskowym, czy to w Polsce, czy gdziekolwiek indziej. To
maleństwo po prostu nie miało szans pomieścić i unieść podstawowego wyposażenia,
jakiego dla samolotów szkolnych, o szkolno treningowych nawet nie wspominając,
wymaga wojsko. Jeżeli spojrzymy na obecnie użytkowane czy projektowane maszyny,
to są one dużo większe. Od kryterium kosztowego ważniejsza jest efektywność wyrażana
stosunkiem koszt/efekt, a tu perspektywy były proporcjonalne do masy użytkowej.
O długości drogi tuczenia prototypów w celu spełnienia wysokich wojskowych wymogów
w kwestiach bezpieczeństwa, systemie ratowania pilotów, wyposażenia
awionicznego, systemu symulacji walki powietrznej itp. nawet nie wspominając.
Powstał bardzo ładny, lecz nikomu nie potrzebny
samolocik, który na pewno dostarczył wielu doświadczeń i satysfakcji swoim
twórcom. Nawet gdyby konstrukcja była w stanie spełnić wszystkie potencjalne
wymagania, bez wsparcia, a właściwie przejęcia przez któregoś z wiodących
producentów samolotów wojskowych, jej szanse rynkowe byłyby znikome. Chyba, że
niesieni narodowa duma opracowalibyśmy kolejny statek powietrzny tylko dla
naszych sił zbrojnych, co robiliśmy już wielokrotnie. Choć często z sukcesami
technicznymi, to prawie zawsze z ekonomiczną klapą. Przy okazji warto spojrzeć
na okładkę numeru, gdzie widnieje też polski nowoczesny samolot Flaris LAR01.
Samolot wydaje się być skazanym na sukces. I cóż z tego, że wydaje się być.
Powiązane wpisy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz