Ze względu na
dominację F-16 w numerze i dużą objętość pozostałych materiałów, tym razem
tylko TOP 3:
1. F-16 Jastrząb. 15 lat pod znakiem biało-czerwonej
szachownicy.
Nim się
obejrzałem, a tu już piętnaście lat polskie Jastrzębie latają mi nad głową. To
sporo czasu, dla maszyn i ludzi. W tym czasie razem zwiedzili szmat świata od
zimnej Alaski i Islandii po upalny Izrael i Kuwejt, ćwicząc, pilnując nieba lub
prowadząc zwiad w warunkach realnej wojny. Bezcenne doświadczenie, którym przesiąka
już trzecie pokolenie pilotów, które na najwyższe szczeble dowodzenia i
zarządzania lotnictwem niosą najstarsi, najbardziej doświadczenie piloci z
generalskimi lampasami. Jednak w stosunku do lotnictwa naszych, bardziej lub
mniej dobrych sąsiadów, nie są już tak nowoczesne i powoli wchodzą w cień
oczekiwanych F-35. W niczym nie umniejsza to przełomowej roli, jaką w polskim
lotnictwie odegrały Jastrzębie i ich znaczenia dla naszej obronności przez te
piętnaście lat, w dniu dzisiejszym i w najbliższej przyszłości.
Rocznicowy
artykuł zajmuje niemal 1/5 numeru. Dobry tekst, dobrze zilustrowany, ciekawy.
Zastrzeżenia
moje budzi duże podobieństwo do artykułu tych samych autorów -A. Gołąbka i A.
Wrony - zamieszczonego w także grudniowym numerze konkurencyjnego miesięcznika Lotnictwo AI. A może już nie konkurencyjnego. Do tego połowa zdjęć z artykułu pokrywa się
z tymi z LAI. Czyżby autorów i redakcji nie stać było na nieco więcej inwencji
i większy szacunek dla czytelników? Pewne różnice w
obu tekstach sprawiły, że choć rozczarowany nieco, przeczytałem oba i nie żałuję.
2. Lockheed Blackbird w NASA. Samoloty
rodziny YF-12, M-21, SR-71. jedyne w swoim rodzaju wyprzedzały swoją epokę, do dziś
owiane mgiełką tajemnicy, o niezrównanych osiągach należą do grupy samolotów po
prostu pięknych. Dzięki swoim unikatowym możliwością wzbudziły one
zainteresowanie NASA, zarówno w obszarze wyjątkowych osiągów i właściwości, jak
i nosicieli wyposażenia badawczego dla licznych programów badawczych. I choć
maszyn tych było zaledwie sześć, ich historia, zwłaszcza dobrze opisana, warta
jest poznania.
3. Wellingtony nad Zatoką Helgolandzką. Dziwna wojna
wypowiedziana 3 września 1939 r. hitlerowskim Niemcom srodze zawiodła Polaków,
nie wypełniała też sojuszniczych zobowiązań. Jest to jednak problem bardziej
historyczno-polityczny niż militarny. Ograniczone działania wojenne były jednak
prowadzone. Przykładem tego są próby poszukiwania i bombardowania okrętów
Kriegsmarine, zwłaszcza tych największych przez bombowce RAFu. Brak
doświadczenia w tego typu operacjach, bałagan organizacyjny i zwykły pech
sprawiły, że zbieranie pierwszych doświadczeń kosztowało Brytyjczyków dużo
środków materialnych, a przede wszystkim krwi i życia lotników. Szczytowym
punktem tego typu działań w roku 1939 była wyprawa 24 Wellingtonów na
bombardowanie okrętów na kotwicowiskach Schilling lub Wilhelmshaven w Zatoce
Helgolandzkiej z 18 grudnia. To co się stało w powietrzu można śmiało nazwać
rzezią - nie wróciła połowa maszyn, a stan pozostałych i ich załóg też do
najlepszych nie należał. Obszerny, w sposób ciekawy i wyczerpujący - jak na 16
stron - opis kulisów i przebiegu operacji przedstawia artykuł autorstwa
Wojciecha Holickiego.
Powiązane wpisy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz