Manfred von
Richthofen (Czerwony Baron), René Fonck, William Bishop, Edward Mannock i wielu
innych zapisało się złotymi zgłoskami w historii lotnictwa, a nierzadko przeszło
do legendy.
Jak to w czasie
Wielkiej wojny bywało najlepiej opowiadają jej bohaterowie, tak jak to uczynił
brytyjski pilot Kanadyjczyk z pochodzenia, William Bishop w swoich
wspomnieniach „Skrzydlata wojna”. Tekst jest opisem działań bojowych i
towarzyszących im emocji z poziomu szeregowego lotnika, który do lotnictwa
trafił z kawalerii, co w owym czasie było praktyką dość powszechną. W
lotnictwie okazał się pojętnym uczniem, doskonałym pilotem i dowódcą, którego
konto zwycięstw rosło w błyskawicznym tempie. Jak to na wojnie bywa seria
sukcesów przeplatana była niepowodzeniami, zwycięstwa stratami współtowarzyszy,
ciężka praca w powietrzu wypoczynkiem i zabawą. Pojęcie ile w tym było
rycerstwa, ile profesjonalizmu, a ile lotniczego szczęścia przynosi ta
niewątpliwie ciekawa lektura.
Jako, że
wspomnienia te wydane zostały zaraz po wojnie, są doskonałym świadectwem
tamtych dni, którego nie przyprószył „kurz niepamięci odległych wydarzeń”.
Znaczący wpływ wywarła natomiast nań cenzura lub podejście Autora, w wyniku
czego tekst został „wykastrowany” praktycznie ze wszystkich nazwisk, nazw
jednostek, typów samolotów itp. przez co stał się trochę spłycony, wręcz płaski.
Z lotniczego punktu widzenia opisy lotów oraz stosowana terminologia niw są,
delikatnie mówiąc, najwyższych lotów. Trudno jest stwierdzić, czy wynika to z
opisanych już wyżej powodów, czy bardziej z braku profesjonalizmu tłumacza.
Osobiście skłaniam się za drugą opcją.
„Trzymać się
nisko ziemi”, str. 87; „obejrzane z okien mojej maszyny” (myśliwca!), str. 113;
„czerwony korpus i zielone skrzydła” (o samolocie), str. 114; „samolot dwuosobowy, kołując bezwładnie wokół własnej
osi”, str. 137; strzelanie rundami, nie seriami, samolot strzelający raz „z obu
dział” raz z karabinów (mowa o tym samym typie) to wybrane z licznych
przykładów braku „czucia lotnictwa”. Kompletnie rozbroił mnie tekst: Leciałem
tuż nad chmurami, prostopadle do ich „powierzchni”, co jakiś czas zerkając na
kompas, aby upewnić się, że utrzymuję prawidłowy kierunek.
Pomimo tych
oczywistych niedoróbek, po założeniu filtra „wyrozumiałości”, tekst jest zdatny
do czytania, a zawarte w nim treści pokazują jak wyglądała skrzydlata wojna
widziana z kabiny myśliwca, oczami asa przestworzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz