W
poniedziałkowy wieczór załapałem się jeszcze na kilka lądowań „ciężarówek” spod
znaku DHL. Wieczorny spacer po terminalu i wokół ustawionego nieopodal Iła-18 gwarantował
dobry sen. Celne na wtorek: kilkadziesiąt minut przy punkcie spotterskim
nieopodal progu pasa i powrót do domu, oczywiście nie bezpośrednio gdyż po
drodze mam zamiar „zahaczyć” o muzeum w Rothenburgu. Leniwie zbieram się do
drogi, nic nadzwyczajnego w rozpisce dla portu Lipsk-Halle teraz nie ma. Spod płotu
dostrzegam jednak w oddali, tam gdzie stał już nieco zdekompletowany ukraiński Rusłan drugi bliźniaczy ogon. Super! Jeśli
do tego dodać trzy rosyjskie Rusłany
od lat parkujące po drugiej stronie lotniska to już ładny komplecik.
Podjechać
bliżej, z drugiej strony, gdzie zwłaszcza w dzień powszedni trudno o
miejsce parkingowe, nie bardzo mi się chce. Jadę do Rothenbura. Jeszcze nie teraz, bo kołuje w
kierunku mostu nad autostradą Bombardier Global 6000 (C-GOAB). Widok samolotu
na moście jest zawsze miły. Jedyne co mi nie pasuje, to dźwięk dobiegający z
kierunku kołującego Kanadyjczyka, jakiś taki gwiżdżący zbyt mocny i głośny.
Zagadka za chwilę się wyjaśnia, gdy od strony terminalu DHL, zza soczyście
zielonej lipy wynurza się kolejny Rusłan (UR-82007).
Olbrzym powoli pokołował do początku pasa, pokazując się w pięknym słoneczku z
lewej strony, następnie od frontu by powoli pokazać swoje prawe oblicze z
napisem „Be brave like Mykolaiv”. Kolos ten długo, grzał silniki uzupełniając
wrażenia wzrokowe o dźwiękowe o różnym natężeniu i tonacji. Po z górą siedmiu
minutach tego coraz rzadziej spotykanego widowiska nastąpił start, który w
przypadku tej maszyny zawsze emanuje gracją i poczuciem siły. Spoglądając za
oddalającym się wśród warkocza spalin olbrzymem czuję, że to jest świetny
początek dnia.
Trasa
do Rothenburga, dzięki licznym objazdom prowadzi przez malownicze pola i wsie
Saksonii, do położonego obok niedużego miasteczka lotniska i zajmującego jego skraj muzeum.
Całość wygląda dość skromnie, pawilon w centrum placu, mini sklepik przy wejściu, za którym przycupnęły trzy kontenery z ekspozycją wyposażenia i modeli samolotów. Na
wejściu wita nieco „zmęczony życiem” OV-10 Bronco
(99+21) i niekompletny CASA C.27 (31-06) w hiszpańskich barwach. Zawód sprawia
widok większości zgromadzonych dalej maszyn, gdyż wiele z nich ma kabiny
przykryte pokrowcami. Na osłodę otwarte są kokpity L-29 (313) i MiGa-21 Bis (838)
oraz jeszcze jednego ołówka, którego
dziób wyeksponowano w baraku.
Do każdej z otwartych kabin można swobodnie zajrzeć
dzięki wygodnym, szerokim podestom. Cała kolekcja to głównie DDRowskie MiGi: 15UTI, 17
(Lim 5), 19, siedem wersji 21 oraz 23BN. Dopełnieniem wschodniej gałęzi są:
Su-22, Albatros i dwa Delfiny. Ścieżka zachodnia to: Canadair Sabre, Fiat G.91, Lockheed Starfighter i wspomniany wcześniej Bronco. Skromny pawilon w centrum skrywa
sporą kolekcję silników lotniczych, głównie turbinowych. Część z nich to pomoce
szkolne z odsłoniętymi w przekroju głównymi elementami. Można wiele zobaczyć,
zrozumieć, nauczyć się.
Wśród nich szczególnie ciekawy jest dwupak silników GTD-350 z
Mi-2 wraz z przekładnią główną WR-2. W dopełnieniu obrazu muzeum należy
wspomnieć o kolekcji w baraku, gdzie poza dziobem MiGa-21, zebrano wiele
elementów wyposażenia, przekrojów i schematów. Ekspozycja trąci myszką, gdyż są
to zapewne pomoce szkoleniowe z okresu późnego DDRu przygotowane ówczesnymi technikami.
Wszystko jest przedstawione na tyle prosto i obrazowo, że pomimo opisów w języku
Goethego wiele można zrozumieć i nie mało się nauczyć.
Trzy godziny pośród eksponatów, w większości w dość intensywnych promieniach słońca przyniosło mi wiele radości, ale też zmęczyło nieco. Czas wracać.
To były trzy bardzo udane dni.
Trzy godziny pośród eksponatów, w większości w dość intensywnych promieniach słońca przyniosło mi wiele radości, ale też zmęczyło nieco. Czas wracać.
To były trzy bardzo udane dni.
Powiązane posty:


























Brak komentarzy:
Prześlij komentarz