czwartek, 14 sierpnia 2025

Dzień Dziecka w niemieckich muzeach  cz. III - wtorek

 
W poniedziałkowy wieczór załapałem się jeszcze na kilka lądowań „ciężarówek” spod znaku DHL. Wieczorny spacer po terminalu i wokół ustawionego nieopodal Iła-18 gwarantował dobry sen. Celne na wtorek: kilkadziesiąt minut przy punkcie spotterskim nieopodal progu pasa i powrót do domu, oczywiście nie bezpośrednio gdyż po drodze mam zamiar „zahaczyć” o muzeum w Rothenburgu. Leniwie zbieram się do drogi, nic nadzwyczajnego w rozpisce dla portu Lipsk-Halle teraz nie ma. Spod płotu dostrzegam jednak w oddali, tam gdzie stał już nieco zdekompletowany ukraiński Rusłan drugi bliźniaczy ogon. Super! Jeśli do tego dodać trzy rosyjskie Rusłany od lat parkujące po drugiej stronie lotniska to już ładny komplecik. 
Podjechać bliżej, z drugiej strony, gdzie zwłaszcza w dzień powszedni trudno o miejsce parkingowe, nie bardzo mi się chce. Jadę do 
Rothenbura. Jeszcze nie teraz, bo kołuje w kierunku mostu nad autostradą Bombardier Global 6000 (C-GOAB). Widok samolotu na moście jest zawsze miły. Jedyne co mi nie pasuje, to dźwięk dobiegający z kierunku kołującego Kanadyjczyka, jakiś taki gwiżdżący zbyt mocny i głośny. Zagadka za chwilę się wyjaśnia, gdy od strony terminalu DHL, zza soczyście zielonej lipy wynurza się kolejny Rusłan (UR-82007). 
Olbrzym powoli pokołował do początku pasa, pokazując się w pięknym słoneczku z lewej strony, następnie od frontu by powoli pokazać swoje prawe oblicze z napisem „Be brave like Mykolaiv”. Kolos ten długo, grzał silniki uzupełniając wrażenia wzrokowe o dźwiękowe o różnym natężeniu i tonacji. Po z górą siedmiu minutach tego coraz rzadziej spotykanego widowiska nastąpił start, który w przypadku tej maszyny zawsze emanuje gracją i poczuciem siły. Spoglądając za oddalającym się wśród warkocza spalin olbrzymem czuję, że to jest świetny początek dnia.
Trasa do Rothenburga, dzięki licznym objazdom prowadzi przez malownicze pola i wsie Saksonii, do położonego obok niedużego miasteczka lotniska i zajmującego jego skraj muzeum. Całość wygląda dość skromnie, pawilon w centrum placu, mini sklepik przy wejściu, za którym przycupnęły trzy kontenery z ekspozycją wyposażenia i modeli samolotów. Na wejściu wita nieco „zmęczony życiem” OV-10 Bronco (99+21) i niekompletny CASA C.27 (31-06) w hiszpańskich barwach. Zawód sprawia widok większości zgromadzonych dalej maszyn, gdyż wiele z nich ma kabiny przykryte pokrowcami. Na osłodę otwarte są kokpity L-29 (313) i MiGa-21 Bis (838) oraz jeszcze jednego ołówka, którego dziób wyeksponowano w baraku. 
Do każdej z otwartych kabin można swobodnie zajrzeć dzięki wygodnym, szerokim  podestom. Cała kolekcja to głównie DDRowskie MiGi: 15UTI, 17 (Lim 5), 19, siedem wersji 21 oraz 23BN. Dopełnieniem wschodniej gałęzi są: Su-22, Albatros i dwa Delfiny. Ścieżka zachodnia to: Canadair Sabre, Fiat G.91, Lockheed Starfighter i wspomniany wcześniej Bronco. Skromny pawilon w centrum skrywa sporą kolekcję silników lotniczych, głównie turbinowych. Część z nich to pomoce szkolne z odsłoniętymi w przekroju głównymi elementami. Można wiele zobaczyć, zrozumieć, nauczyć się. 
Wśród nich szczególnie ciekawy jest dwupak silników GTD-350 z Mi-2 wraz z przekładnią główną WR-2. W dopełnieniu obrazu muzeum należy wspomnieć o kolekcji w baraku, gdzie poza dziobem MiGa-21, zebrano wiele elementów wyposażenia, przekrojów i schematów. Ekspozycja trąci myszką, gdyż są to zapewne pomoce szkoleniowe z okresu późnego DDRu przygotowane ówczesnymi technikami. Wszystko jest przedstawione na tyle prosto i obrazowo, że pomimo opisów w języku Goethego wiele można zrozumieć i nie mało się nauczyć.
Trzy godziny pośród eksponatów, w większości w dość intensywnych promieniach słońca przyniosło mi wiele radości, ale też zmęczyło nieco. Czas wracać.
To były trzy bardzo udane dni.
































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz