czwartek, 18 stycznia 2018

Antoni Szymański „Całe życie za sterami”

Spośród wielu pilotów, którzy w sposób znaczący wpłynęli na kształt i historię polskiego lotnictwa Antoni Szymański jest postacią raczej słabo znaną, zapomnianą. A szkoda, gdyż jako pilot doświadczalny oblatał i prowadził badania w locie samolotów zbudowanych przez Tadeusza Sołtyka w Lotniczych Warsztatach Doświadczalnych w Łodzi, a następnie WSK-4 Okęcie. Jest nierozerwalnie związany z historią Szpaków, Junaków, Żaków, Misia, Żurawia, Biesa, Kosa i Wilgi, samolotami niezwykle ważnymi dla polskiego lotnictwa okresu powojennego.
Czterdzieści jeden lat lotniczego życiorysu zamknęło się ponad 11,5 tys. godzin nalotu na samolotach 66 typów/wersji.
Choć wspomnienia pana Antoniego zatytułowane Całe życie za sterami wydane zostały przed niemal trzydziestu laty dopiero teraz udało mi się do nich dotrzeć i z zainteresowaniem przeczytać.
Na zawodowe życie bohatera złożyły się trzy okresy: przedwojenny, czas wojny oraz lata powojenne.
Pierwsza część opowiada o drodze do lotnictwa poprzez wojska lądowe i funkcję instruktora-radiotelegrafisty, do pierwszych kroków w przestworzach, w szkołach pilotażu w Grudziądzu i Dęblinie. Dalsze szczeble kariery wiodły przez wyższy kurs pilotażu w Grudziądzu i funkcję instruktora w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie.
Wrzesień 1939 roku widziany z perspektywy losów i przeżyć Szymańskiego jest nie mniej tragiczny niż u innych autorów. Wszechobecny zamęt, bałagan i przerażenie nie ułatwiało mu zadań, w szczególności dostaw benzyny z lotnisk węzła dęblińskiego na lotnisko polowe. Dalej jest ewakuacja, internowanie na Węgrzech, ucieczka i długa, trudna, niebezpieczna droga powrotna, pieszo w głodzie, chłodzie i ciągłym zagrożeniu. W końcu dociera do Dęblina, gdzie po pewnym czasie zaczyna pracę jako konserwator na, wówczas niemieckim lotnisku, podejmując jednocześnie współpracę z AK. Niestety wkrótce musi uciekać do Warszawy, a następnie aż do wyzwolenia ukrywać się ponownie w Dęblinie. Był to długi okres nędzy i codziennej walki o przetrwanie swoje i rodziny.
Po wyzwoleniu zaczyna pracę dla resortu komunikacji, a następnie wraca do wojska by służyć w lotnictwie łącznikowym, by wkrótce objąć stanowisko zastępcy dowódcy portu lotniczego w Bydgoszczy. Już w 1945 roku zostaje zdemobilizowany i wysłany do Lotniczych Warsztatów Doświadczalnych w Łodzi, gdzie pod kierunkiem Tadeusza Sołtyka powstają pierwsze konstrukcje lotnicze w powojennej Polsce. Pan Antoni wiąże się z LWD na cały czas ich istnienia. Jako pilot fabryczny oblatuje powstałe tu konstrukcje, całą plejadę dziś już historycznych samolotów m.in.: rodziny Szpaków, Junaków, Zuchów i Żaków, a później Misia i Żurawia. Opis początkowej mizerii zakładu, jego rozwoju licznych lotów i przygód świetnie oddaje klimat tamtego pionierskiego, można rzec chałupniczego, okresu rozwoju polskich konstrukcji lotniczych. Kawał dobrej lotniczej historii widziany oczami jednego z bohaterów tamtych dni i tamtych wydarzeń.
Za najbardziej emocjonujący, a zarazem jeden z najciekawszych należy uznać opis oblotu samolotu Miś, który na szczęście, pomimo wielu problemów w powietrzu, zakończył się szczęśliwie. Z drugiej strony trochę żal, że ani słowem autor nie wspomniało Żurawiu.
Ostatnim, szeroko opisanym wydarzeniem był rajd promujący samolot PZL-102 Kos w krajach Europy Zachodniej: Szwajcarii, Francji i Wielkiej Brytanii, który odbył wiosną 1960 roku. Jak na czasy głębokiego socjalizmu podróż niecodzienna, do nieznanego zupełnie różnego świata obfitości i wolności, pełna interesujących przygód, doświadczeń i zdziwień. Jej bohaterem był lekki samolot sportowo-turystyczny Kos, który podczas całej podróży bez poważniejszych problemów pokonał około 9 tysięcy kilometrów. Szkoda tylko, że pomimo wysiłków Autora i wielu innych osób ten zgrabny, lekki samolocik nie odniósł sukcesu ani w kraju, ani za granicą.
Końcowe karty książki, które są wspomnieniem ostatniego lotu Bohatera wydają sie być dopisane w pośpiechu, jakby na siłę. Szkoda, bo z jednej strony psują ogólne wrażenie czynione przez książkę, z drugiej spowijają zasłoną milczenia ostatnie osiem lat jego wspaniałej lotniczej kariery.
Wspomnienia napisane są językiem prostym i zrozumiałym, bez ubarwień i patosu, w którym bardziej wyczuwalny jest raczej opanowany profesjonalista, niż romantyk. Jak dla mnie lektura ciekawa, rzucająca wiele światła na historię polskich skrzydeł, zwłaszcza w bardzo trudnych latach bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej. Latach, z których pozostały nieliczne wspomnienia, pożółkłe zdjęcia i kilka eksponatów (często wraków) w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.



Antoni Szymański
Całe życie za sterami
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1988
208 str. + cztery wkładki ze zdjęciami.
Okładka miękka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz