Spośród wielu pilotów, którzy w sposób znaczący
wpłynęli na kształt i historię polskiego lotnictwa Antoni Szymański jest
postacią raczej słabo znaną, zapomnianą. A szkoda, gdyż jako pilot
doświadczalny oblatał i prowadził badania w locie samolotów zbudowanych przez
Tadeusza Sołtyka w Lotniczych Warsztatach Doświadczalnych w Łodzi, a następnie
WSK-4 Okęcie. Jest nierozerwalnie związany z historią Szpaków, Junaków, Żaków,
Misia, Żurawia, Biesa, Kosa i Wilgi, samolotami niezwykle ważnymi dla polskiego
lotnictwa okresu powojennego.
Czterdzieści jeden lat lotniczego życiorysu zamknęło
się ponad 11,5 tys. godzin nalotu na samolotach 66 typów/wersji.
Choć wspomnienia pana Antoniego zatytułowane Całe życie za sterami wydane zostały przed niemal trzydziestu laty
dopiero teraz udało mi się do nich dotrzeć i z zainteresowaniem przeczytać.
Na zawodowe życie bohatera złożyły się trzy okresy:
przedwojenny, czas wojny oraz lata powojenne.
Pierwsza część opowiada o drodze do lotnictwa
poprzez wojska lądowe i funkcję instruktora-radiotelegrafisty, do pierwszych
kroków w przestworzach, w szkołach pilotażu w Grudziądzu i Dęblinie. Dalsze
szczeble kariery wiodły przez wyższy kurs pilotażu w Grudziądzu i funkcję
instruktora w Centrum Wyszkolenia Oficerów Lotnictwa w Dęblinie.
Wrzesień 1939 roku widziany z perspektywy losów
i przeżyć Szymańskiego jest nie mniej tragiczny niż u innych autorów.
Wszechobecny zamęt, bałagan i przerażenie nie ułatwiało mu zadań, w
szczególności dostaw benzyny z lotnisk węzła dęblińskiego na lotnisko polowe.
Dalej jest ewakuacja, internowanie na Węgrzech, ucieczka i długa, trudna,
niebezpieczna droga powrotna, pieszo w głodzie, chłodzie i ciągłym zagrożeniu. W
końcu dociera do Dęblina, gdzie po pewnym czasie zaczyna pracę jako konserwator
na, wówczas niemieckim lotnisku, podejmując jednocześnie współpracę z AK.
Niestety wkrótce musi uciekać do Warszawy, a następnie aż do wyzwolenia ukrywać
się ponownie w Dęblinie. Był to długi okres nędzy i codziennej walki o
przetrwanie swoje i rodziny.
Po wyzwoleniu zaczyna pracę dla resortu
komunikacji, a następnie wraca do wojska by służyć w lotnictwie łącznikowym, by
wkrótce objąć stanowisko zastępcy dowódcy portu lotniczego w Bydgoszczy. Już w
1945 roku zostaje zdemobilizowany i wysłany do Lotniczych Warsztatów
Doświadczalnych w Łodzi, gdzie pod kierunkiem Tadeusza Sołtyka powstają
pierwsze konstrukcje lotnicze w powojennej Polsce. Pan Antoni wiąże się z LWD
na cały czas ich istnienia. Jako pilot fabryczny oblatuje powstałe tu
konstrukcje, całą plejadę dziś już historycznych samolotów m.in.: rodziny
Szpaków, Junaków, Zuchów i Żaków, a później Misia i Żurawia. Opis początkowej
mizerii zakładu, jego rozwoju licznych lotów i przygód świetnie oddaje klimat
tamtego pionierskiego, można rzec chałupniczego, okresu rozwoju polskich
konstrukcji lotniczych. Kawał dobrej lotniczej historii widziany oczami jednego
z bohaterów tamtych dni i tamtych wydarzeń.
Za najbardziej
emocjonujący, a zarazem jeden z najciekawszych należy uznać opis oblotu
samolotu Miś, który na szczęście, pomimo wielu problemów w powietrzu, zakończył
się szczęśliwie. Z drugiej strony trochę żal, że ani słowem autor nie wspomniało
Żurawiu.
Ostatnim, szeroko
opisanym wydarzeniem był rajd promujący samolot PZL-102 Kos w krajach Europy
Zachodniej: Szwajcarii, Francji i Wielkiej Brytanii, który odbył wiosną 1960
roku. Jak na czasy głębokiego socjalizmu podróż niecodzienna, do nieznanego
zupełnie różnego świata obfitości i wolności, pełna interesujących przygód,
doświadczeń i zdziwień. Jej bohaterem był lekki samolot sportowo-turystyczny
Kos, który podczas całej podróży bez poważniejszych problemów pokonał około 9
tysięcy kilometrów. Szkoda tylko, że pomimo wysiłków Autora i wielu innych osób
ten zgrabny, lekki samolocik nie odniósł sukcesu ani w kraju, ani za granicą.
Końcowe karty książki,
które są wspomnieniem ostatniego lotu Bohatera wydają sie być dopisane w
pośpiechu, jakby na siłę. Szkoda, bo z jednej strony psują ogólne wrażenie
czynione przez książkę, z drugiej spowijają zasłoną milczenia ostatnie osiem
lat jego wspaniałej lotniczej kariery.
Wspomnienia napisane są językiem prostym i
zrozumiałym, bez ubarwień i patosu, w którym bardziej wyczuwalny jest raczej
opanowany profesjonalista, niż romantyk. Jak dla mnie lektura ciekawa,
rzucająca wiele światła na historię polskich skrzydeł, zwłaszcza w bardzo
trudnych latach bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej. Latach, z
których pozostały nieliczne wspomnienia, pożółkłe zdjęcia i kilka eksponatów
(często wraków) w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.
Antoni
Szymański
Całe
życie za steramiWydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1988
208 str. + cztery wkładki ze zdjęciami.
Okładka miękka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz