czwartek, 26 stycznia 2023

Kobiety w kokpicie – feminizm w szlachetnej formie

Kobiety i mężczyzn różni wiele, przede wszystkim biologia. Jesteśmy inni, stworzeni przez naturę do realizacji trochę innych zadań, choć wespół uzupełniamy lub przynajmniej możemy się uzupełniać we wspaniały sposób. Nie wszystkie zadania, prace, wyzwania są tak samo możliwe, dostępne i sensowne dla obu płci, przynajmniej z biologicznego punktu widzenia, co do tego nie ma dyskusji. Dla uczciwego i trwałego funkcjonowania społeczeństwa należy wyznaczyć rozsądne granice dla tego, co dla obu płci jest wspólne, a co nie jest. Przez większość historii rodzaju ludzkiego ustrój patriarchalny nie służył sprawiedliwemu uwspólnieniu i rozgraniczeniu ról obu płci, podobnie jak nie służy mu lewicowo ortodoksyjny odłam współczesnego feminizmu, co ciekawe dziwnie cichego w sprawie poszanowania praw kobiet w trakcie wojny na Ukrainie. I choć powszechnie wiadomo, że wiele wspaniałych bohaterskich kobiet tam walczy, wspomaga żołnierzy i cywilów, często odnosi rany i ginie, wojujące feministki, zwłaszcza te wcześniej aktywne w mediach i na manifestacjach, zdają się o nich zapominać, o wsparciu moralnym lub materialnym nawet nie wspominając.
Tą negatywną ocenę „wojujących współcześnie feministek” wzmogła lektura książki opisującej kobiety prawdziwe feministki, które w ciężkich czasach drugiej wojny światowej podjęły służbę w lotnictwie i to w roli pilotów rozprowadzających samoloty różnych typów pomiędzy fabrykami, jednostkami bojowymi, składowiskami i bazami remontowymi RAFu w ramach ATA (Air Transport Auxiliary). Wysiłek i cierpienie kobiet po obu stronach frontu były ogromne. Od świadomości możliwej utraty mężów i synów, poprzez głód, strach, konieczność ciężkiej pracy, poniżanie wykorzystywanie i inne niecne rzeczy. W niewielu przypadkach przyczyniły się one do wzrostu roli kobiet, częściej przynosiły skutek odwrotny. W tym okrutnym czasie, w tym okrutnym świecie, ciekawym epizodem był udział kobiet w działaniach ATA, który w swojej książce przybliża Giles Whittell. Jej lektura zaznajamia czytelnika z okolicznościami zezwolenia kobietom na służbę w tej formacji. Słowo zezwolenia jest tu jak najbardziej na miejscu, gdyż w konserwatywnym, patriarchalnym społeczeństwie brytyjskim, każde – nawet najmniejsze „ustępstwo” na rzecz praw kobiet wymagało niemałego wysiłku przedstawicielek płci pięknej, a często też wspierających je mężczyzn. Podobnie było z dopuszczeniem kobiet do kokpitów samolotów wojskowych. Najpierw z ogromnym oporem do prymitywnych Tiger Moth, potem nieco bardziej złożonych maszyn, aż w końcu po wymarzonego Spitfire. Nawet w bardzo trudnym czasie ogromnego deficytu pilotów bojowych zezwolenie na wykonywanie chociażby pomocniczych lotów przez pilotów kobiety dla wielu decydentów w spodniach było co najmniej nie do pomyślenia. I nie chodziło tu o kobiety pilotów żółtodzioby, lecz o posiadające spory nalot (powyżej 200 godzin), a czasem spore osiągnięcia w sporcie lotniczym, dalekich przelotach lub codziennej pracy pilota. Już sam fakt wyszkolenia się na pilota przez kobietę w latach trzydziestych, o wielkich przelotach lub codziennej pracy w kokpicie nie wspominając, czynił z nich osoby niezwykłe w swoim uporze i zamiłowaniu do powietrznego żywiołu. Z kart książki dowiedziałem się ile starań, wysiłku i koneksji musiały włożyć Pauline Gower i Jackie Cohran, aby kroczek po kroczku zrealizować swoje marzenie o kobiecie pilotującej elipsoskrzydłego Spitfire. W końcu dopięły swego. Osnową książki jest właśnie walka wymienionych wyżej oraz wielu innych kobiet o swoje miejsce w kabinach samolotów wojskowych, w końcu także bojowych. W główny wątek Autor powplatał fragmenty biografii poszczególnych kobiet pilotek ATA, wśród których były nie tylko rodowite Brytyjki czy Amerykanki lecz także kilka przedstawicielek innych narodów, wśród nich trzy Polki: Anna Leska, Jadwiga Piłsudska i Stefania Wojtulanis. Wszystkie te panie poznajemy nie tylko jako fascynatki latania, ale także ciekawe osobowości mające wszystko to co kobiety mają i mieć powinny, zarówno po stronie pozytywów, jak i mniej chwalebnych cech. Wszystko to opisane jest w stylu cokolwiek zbliżonym do prasy popularnej, z wieloma wycieczkami w stronę życia osobistego, czasami nawet intymnego bohaterek. A że były to kobiety z charakterem, potrafiły z wytrwałością dążyć do celu, ciężko pracując, wykorzystując okazje i koneksje, przyjaźniąc się, kochając i nienawidząc, chwilami jest ciekawie lub wręcz pikantnie. Zwłaszcza w okresie wojny, gdy na co dzień musiały obcować ze śmiercią swoich współtowarzyszy obu płci czy swoich partnerów lub małżonków, targające nimi emocje przyjmowały bardziej wyraziste barwy i postawy. W licznych miejscach Autor wplata także swoje wrażenie ze spotkań z bohaterkami książek, które dożyły do czasów współczesnych i dzielą się z nim swoimi wspomnieniami, zmieniając nieco perspektywę opowiadania.
Wiele by można tu jeszcze napisać. Lepiej jednakże samemu zagłębić się w lekturę, nie rezygnując w początkowej fazie, kiedy to styl i język tekstu, a zwłaszcza dziwna odmiana nazw niektórych angielskich miast, nie zachęcają zbytnio do dalszej lektury.
Warto poznać bliżej te wspaniałe kobiety, w bardzo trudnych czasach, z wielką determinacją, a jednocześnie pokorą i godnością ciężko pracujące na rzecz szerszego udostępnienia kobietom kokpitów samolotów, zarówno wojskowych, jak i cywilnych. Pań, które poświęciły temu oraz walce ze znienawidzonymi Niemcami hitlerowskimi, swoją młodość, zdrowie, a często i życie, udowadniając, że są w pełni godne tego pięknego i trudnego zajęcia. Niestety ich rola i bohaterstwo nie są szeroko znane o ich docenieniu nie wspominając. Nie były bowiem asami przestworzy z pokaźnym rachunkiem sukcesów bojowych, lecz tylko jednym z trybików alianckiej machinerii bojowej. Trybikiem nader pięknym i szlachetnym.
 


Giles Whittell
Kobiety w kokpicie
Wiatr od Morza, Gdańsk, 2014
398 stron w twardej oprawie.
Pojedyncze zdjęcia czarno-białe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz