niedziela, 15 stycznia 2023

Bez prawa powrotu – tytuł ze wszech miar trafny

Po książkę Macieja Ługowskiego sięgnąłem po części z ciekawości, po części z przekory, a po części ze względu na fajną okładkę. Autora znałem z licznych artykułów w niegdysiejszych czasopismach Armia i Aero. Przyznam, że jak na eksperta od spraw lotniczych, jego artykuły wypadały raczej słabo. W wielu Autor włożył wiele wysiłku, aby to co napisał miało niewiele wspólnego ze stanem faktycznym. Nie każdy potrafi pisać, choć czasem warto spróbować swych sił. Jeżeli nie wychodzi w prasie fachowej, to może powieść sensacyjna.
No i wątek sensacyjny w Bez prawa powrotu jest, więcej jest całkiem ciekawy i całkiem sprawnie podany. Z powodzeniem, po przeróbkach, mógłby być podstawą scenariusza filmu sensacyjnego. Jednakże bez pierwszego rozdziału, który w żaden sposób nie jest związany z resztą książki – 35 stron zmarnowanego papieru, czasu i pieniędzy czytelnika. Chyba chodziło tylko o to, by tomik przypominał bardziej książkę niż broszurę. Co do reszty, to już widzę oczami wyobraźni Toma Cruise i Jasona Stathama w kabinie MiGa-31 odpalającego rakietę w stronę amerykańskiego promu kosmicznego. Adama Drivera jako ukraińskiego informatyka, a Liama Neesona i Mela Gibbsona jako prezydentów USA i Rosji. Jako, że znaczna część akcji dzieje się w Rosji, wśród wojskowych, na pewno znalazł by się epizod dla Bogusława Lindy. Tyle o fabule, by nie spojrerować.
Autor posługuje się sprawnym językiem z licznymi całkiem plastycznymi opisami i wartką akcją. Trochę razi zamerykanizowanie wielu nazw rosyjskojęzycznych, jak stacja Bieloruskaja, Bielaruskij Wakzal, Wladimir, tak jakby w polskim i rosyjskim alfabecie nie było litery „ł”. Patrząc na ilość błędów gramatycznych i interpunkcyjnych wyraźnie widać, że nad książką nie pochylił się żaden korektor i przyzwoitego redaktora też ona nie widziała.
Sprawą, która mnie bardziej zasmuca lub wręcz wkurza jest przedstawienie przez Autora tematów lotniczych, w szczególności zagadnień technicznych . Za ponury żart przyjmuję słowa z zamieszczonej w tomiku recenzji „Autor zaprezentował się jako wysokiej klasy specjalista zagadnień związanych z cywilnymi i wojskowymi statkami powietrznymi”. O fachowości niech świadczy poniższych kilka jej sztandarowych przykładów. O „drobniejszych” nie napiszę, szkoda czasu i słów.

Powierzchnia pokładu Boeinga VC-25 rzeczywiście wynosi ok. 4000, tylko nie metrów kwadratowych, a stóp kwadratowych (str. 46). To jakieś jedenaście razy mniej!
MiG-31 jest potężnym myśliwcem krótkiego zasięgu (str. 59), Su-35 ciężkim szturmowcem (str. 64), a MiG-29 to ciężki myśliwiec przechwytujący (str. 229).
Ka-50 (KA-50) ma dwa współosiowe, czterołopatowe wirniki (str. 100).
Ładunek jądrowy o mocy 1,5 megatony trudno jest nazwać ładunkiem o niewielkiej mocy (str. 82), w końcu to tylko sto razy więcej niż miała bomba zrzucona na Hiroszimę.
„Pięć i pół kilometra to dla dobrego piechura dwie godziny marszu” (str. 175).
W trakcie awarii głównego układu hydraulicznego samolotu MiG-31 urwało „głębokościomierz” (str. 210).
Napęd MiGa-29 stanowią silniki AL-41F (str. 224).
BiG-31BM (str. 234).
Szturman i nawigator to zupełnie różne funkcje w rosyjskich samolotach (str. 246).
No i samo nazewnictwo: KA-50 (str. 99), TV3-117M (str. 104).

Jak dla mnie tytuł idealnie oddaje ocenę książki i przepowiednię dalszej kariery pisarskiej Autora, choć jeszcze lepiej robi to cytat z niej „milczeć o odbytem zadaniu” (str. 114).

Maciej Ługowski
Bez prawa powrotu

Wydawnictwo Astrum
250 stron w miękkiej oprawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz