piątek, 3 lutego 2023

Do trzech razy sztuka czyli Kobiety w kokpicie po polsku

Po lekturze Kobiet w kokpicie, książki w której swoje miejsce znalazły trzy polskie lotniczki służące w brytyjskim ATA (Air Transport Auxiliary) w czasie II wojny światowej jako pilotki rozprowadzające samoloty z fabryk i składów do jednostek bojowych, postanowiłem bardziej zagłębić się w temat pilotek w mundurach. Tak się złożyło, że na tej samej półce co Kobiety w kokpicie mam książkę Te wspaniałe kobiety. Autorem książki jest Janusz Ziółkowski, oficer, pilot, były dziekan Wydziału Lotnictwa WOSL w Dęblinie. Człowiek, który wie o czym pisze i wie co pisze.
Książka podzielona jest na trzy zasadnicze części, ściśle związane z trzema epizodami służby kobiet w polskim lotnictwie wojskowym.
Pierwszym jest udział pań: Anny Leskiej, Stefanii Wojtulanis i Jadwigi Piłsudskiej w czasie II wojny światowej jako pilotów rozprowadzających samolotów ramach wspomnianej już ATA. Ta często niedoceniana służba odegrała istotną rolę w wysiłku lotnictwa alianckiego na rzecz pokonania Niemiec. Ośmielę się stwierdzić, że pod względem umiejętności pilotażowych i nawigacyjnych stawiała ona przed pilotami o wiele większe wymagania niż służba w jednostkach bojowych, chociażby ze względu na wielość typów i wersji samolotów na których przyszło im latać, niejednokrotnie jednego dnia. Trzy wspaniałe życiorysy opisane kolejno, choć często przeplatające się ze względu na zbieżność czasu, miejsca oraz losu bohaterek.

Zrównana w prawach z mężczyzną kobieta staje się natychmiast jego zwierzchnikiem.
Sokrates

W drugiej części zaprezentowano kobiety pilotki, które przywdziały mundury zaraz po zakończeniu II wojny światowej i z powodzeniem ukończyły Szkołę Orląt, nim ta zdążyła okrzepnąć po wojnie i na dekady zamknąć swoje podwoje dla kandydatek na pilotki w mundurach. W trudnych czasach bezpośrednio po wojnie, gdy nie było właściwie nic, a warunki życia - o szkoleniu lotniczym nie wspominając - były bardziej niż trudne, podjęły niewyobrażalny dziś trud i starania o przyjęcie do lotniczej szkoły. Były tak zdeterminowane, że ze swoim problemem zwróciły się do samego prezydenta Bolesława Bieruta. Co ciekawe, w odróżnieniu od swojego następcy pół wieku później, odniósł się on do próśb młodych dziewcząt pozytywnie, co otworzyło im drogę do starania się o przyjęcie do wymarzonej szkoły. Autor opisuje kolejno losy czterech kobiet, które z powodzeniem zniosły trudy różnych objawów dyskryminacji, żołnierskiego życia i szkolenia lotniczego, na niełatwych przecież samolotach UT-2: sióstr Ireny i Wirginii Sosnowskich, Bronisławy Kamińskiej oraz Zofii Dziewiaszek. Wszystkie ukończyły szkolenie i na pewien czas zostały instruktorkami szkolącymi nowych pilotów – wyłącznie mężczyzn. Dalsze losy każdej z nich potoczyły się inaczej, co opisano w poszczególnych podrozdziałach. Co ważne, żadna z nich nie doświadczyła poważnego wypadku lotniczego, wszystkie dosłużyły się wysokich stopni oficerskich, założyły rodziny, wychowały dzieci, słowem osiągnęły sukces w życiu. Jakim kosztem i przy ilu wyrzeczeniach, tylko w niewielkim stopniu można wyczytać z kart książki. W takim jednak, by resztę można było sobie wyobrazić. Te niezwykłe kobiety dopięły swego. Nie były jednak w stanie przetrzeć szlaku kolejnym. Na to nie było gotowe nasze wojsko i społeczeństwo, więcej cały świat po obu stronach powstającej Żelaznej kurtyny nie był jeszcze na to gotów. 


Dziwne to czasy, kiedy płcie walczą z odmiennościami swojego mentalnego wizerunku, negując zarazem samo istnienie tych odmienności
Moir &Jessel


Trzecie otwarcie na kobiety lotnictwa wojskowego nastąpiło na przełomie wieków, po części jako efekt przemian społeczno-politycznych zachodzących w kraju, a po części ogólnoświatowego trendu na szersze włączenie kobiet w niedostępne dla nich wcześniej obszary życia społeczno-gospodarczego. Proces nie był łatwy i bezproblemowy, choć bez porównania łatwiejszy niż ponad pół wieku wcześniej, Jednak świat był już inny, młode dziewczęta bardziej świadome i nie mniej zdeterminowane od poprzedniczek. O tym, że nie było łatwo obszernie w swoich, zamieszczonych w książce, wspomnieniach wspomnieniach pisze Paulina Szkudlarz, dziewczyna która poruszyła niemalże niebo i ziemię by otrzymać szansę zdawania do Szkoły Orląt. Warto wspomnieć, że nie otrzymała wsparcia ani od Prezydenta RP Aleksandra Kwasniewskiego, ani Bronisława Komorowskiego wówczas przewodniczącego komisji Sejmowej ds. Obrony Narodowej, późniejszego prezydenta. W tym obszarze Bierut był bardziej dalekowzroczny. Książka wydana została w roku 2003, a więc w niespełna cztery lata po przyjęciu pierwszej kobiety w mury dęblińskiej uczelni. Jest więc otwartą bramą do przyszłości, na którą po dwóch dekadach możemy spojrzeć z innej perspektywy. Wówczas za wcześnie było na jakikolwiek wnioski, dlatego w tej części dominuje prezentacja sylwetek studentek oraz mniejsze lub większe fragmenty ich wypowiedzi. Co ważne nie zabrakło tu także głosów studentek kierunków naziemnych, przyszłych kontrolerów ruchu lotniczego i nawigatorów naprowadzania. W tym miejscu należy zaznaczyć, że także w pierwszych dwóch, historycznych rozdziałach Autor wspomina też inne lotniczki, których lotnicze kariery, na skutek różnych splotów wydarzeń, nie doprowadziły ich na szczyty lotniczej kariery, a o których wspomnieć należało.
W odróżnieni od Kobiet w kokpicie, książka Te wspaniałe kobiety jest książką popularnonaukową, że wszystkimi tego konsekwencjami, w tym licznymi odnośnikami literaturowymi, przejrzystym językiem, a przede wszystkim uporządkowaniem zarówno chronologicznym, jak i merytorycznym.
Słabą stroną wydawnictwa jest niska jakość zdjęć. O ile w przypadku fotografii archiwalnych można to jeszcze zrozumieć, o tyle w przypadku zdjęć współczesnych jest to niezrozumiałe. Za nieakceptowane uważam zamieszczenie bardzo kiepskiej jakości, malutkich reprodukcji zdjęć współczesnych studentek dęblińskiej Szkoły Orląt. Przy całym równouprawnieniowym wydźwięku książki jest to, moim zdaniem, policzek zarówno dla tych wspaniałych dziewczyn, jak i dla czytelników.
Zarówno Autor, jak i redakcja nie ustrzegli się pewnych błędów i niedociągnięć, które są raczej wynikiem braku staranności lub niedbałości o detale niż brakiem wiedzy. Niemniej rzucają niewielki cień na odbiór całości. E. Erchart nie pobiła w roku 1931 rekordu wysokości lotu śmigłowca, tym bardziej wynikiem 6105 m, str. 41. Skrót od kilometra to km, nie Km, str. 42. Nie rozumiem, dlaczego typy samolotów czasem podane są w cudzysłowie, a innym razem nie, nawet na jednej stronie – Pe-2 na str. 54. Dla samolotów ANT numer podajemy po myślniku, str. 55. „Kilka innych najlepszych pilotek …. zostały skierowane”, str. 56. „Grupa pilotów … zgłosiło się”, str. 60. Master z czasów II wś. nie był samolotem myśliwskim, str. 72. Nazwanie Hudsona „olbrzymim dwusilnikowym bombowcem” to olbrzymia przesada. Wellington był znacznie większy, str. 85. DeHavilland Mosquito, nie Mosquit, str. 97. C-47 Dacota, nie Dakota, str. 98. Obok siebie mamy Zlin 42 M i Zlin-42M, str 240-241.

 
Ziółkowski Janusz
Te wspaniałe kobiety
Wydawnictwo Adam Marszałek, 2003
275 stron w miękkiej oprawie.
zdjęcia czarno-białe, nieliczne barwne
 

Powiązane wpisy:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz