„Powietrze jest zimne” jako drugi w te wakacje tomik
opowiadań lotniczych przeszedł przez moje ręce, co podczas dzielenia się moimi
subiektywnymi odczuciami skłania jednocześnie do porównań. Na całość książeczki
składa się siedem opowiadań o różnej długości i treści, mających wspólny
mianownik – lotnictwo. Ich styl, klimat nawet słownictwo nie pozostawiają wątpliwości,
że wyszły spod tego samego pióra. Pozytywne nastawienie do zbioru wzmacniały mi
dwa aspekty bliskie mojemu sercu - spadochroniarstwo jako temat przewodni pary
opowiadań oraz przewijający się w kilku opowiadaniach mój ulubiony Antek.
Już pierwsze opowiadanie dostarcza pewnych analogi
do wspomnianego wcześniej zbioru "Na skraju Mlecznej drogi”, gdyż też opisuje lądowanie
awaryjne. Ponownie mamy barwny opis trudnej sytuacji, tyle, że u Sowy bardziej
chaotyczny, pogmatwany, poprzeplatany wspomnieniami, silnie zabarwiony
negatywnymi emocjami związanymi z Manfredem - jego pierwszym instruktorem. Autor
daje upust swojemu żalowi oraz wręcz nienawiści do niego. Podobnie w innym
miejscu rozlicza się z ludźmi odpowiedzialnymi za upadek lotniska Aeroklubu
Opolskiego. „Rozkradli, panie, sami starzy piloci rozkradli prywatę i firmy porobili”.
Bazując zapewne na swoim lotniczym doświadczeniu
Autor próbuje zmierzyć się z nieodłącznie związanymi z lotnictwem: niebezpieczeństwem,
strachem i śmiercią, które w mniej lub bardziej zawoalowany sposób wyzierają z
niemal każdej strony. Chłodny oddech śmierci jest wszechobecny, co rzeczywiście
sprawia, że powietrze wokół czytelnika jest zimne. Tytułowe opowiadanie, w moim
odczuciu, w sposób trafny oddaje klimat skoku spadochronowego, tego najważniejszego
– pierwszego, widziany oczami bardziej doświadczonego skoczka, który jest już po
drugiej stronie, po drugiej stronie wszystkiego. Widoku ich twarzy i wyrazu
oczu nie zapomina się nigdy.
Niemal połowę tomiku zajmuje opowiadanie „sen o wolności”
w którym Autor wciela się w rolę drugiego pilota Halifaksa lecącego ze zrzutem
dla powstańczej Warszawy. Pełna niebezpieczeństw misja, w której przytrafiają się
niemal wszystkie możliwe „sytuacje kryzysowe” stanowi osnowę do kolejnych
przemyśleń Autora na wspomniane wyżej tematy. Rozczaruje się jednak ten, kto doszukuje
się głębszej, zaprawionej nutą filozofii refleksji. Niebezpieczeństwo, adrenalina,
oddech śmierci w zimnym powietrzu wypełnia tomik. Brak nieodłącznie związanych
z lotnictwem nutek romantyzmu i poezji zubaża obraz lotnictwa, pozbawia go tego
co jest w nim najważniejsze dla marzycieli, nie ludzi goniących za kolejnymi
dawkami adrenaliny.
Od strony językowej i redakcyjnej książka jest łatwoprzyswajalna,
no może po za „Domyśliłem, że dzieje się niedobrego", (str. 54). Poważniejsze wątpliwości,
wpływające na wiarygodność całości budzą błędy w pisowni nazw samolotów MIG-21,
str. 24 i PO-2, str. 37. Jeszcze gorzej przedstawia się sprawa ostrej krytyki
instruktora, jeśli za argument podaje się lot P-39 Airacobra z prędkością 800
km/h, str. 6! Mało prawdopodobne jest też, aby por. Stanisław Dudziak mógł w
Polsce latać ”w odkrytych Bristolach”, gdyż w podanym czasie – mniej niż 12 lat
od sierpnia 1944 nie było ich już w służbie.
Mam bardzo splątane odczucia co do książki. Niby
bliska, a tak daleka. Zazębia się blisko z moim doświadczeniem lecz nie
przemawia do mojej wyobraźni. Z drugiej strony skłania do refleksji, dlaczego
na pewnym etapie „komercjalizacji” lotnictwa sportowego zaczęło na starcie
brakować bratnich dusz.
Aleksander Sowa
Powietrze jest zimne. Opowiadania lotnicze.
Wydawnictwo Sowa
106 stron
miękka okładka
Przyjmuję uwagi z zakłopotaniem, ale i też pokorą. Na usprawiedliwienie napiszę, że zbiór miał NIE trafić do rąk czytelników. Początkowo został przyjęty przez niszowego wydawcę publikującego komercyjnie dzieła związane z lotnictwem. Zamiast z siedmiu, miał składać się z kilkunastu opowiadań, bardziej zróżnicowanych na gruncie tematu i głębszych refleksji. Niestety, po kilkunastu miesiącach zwlekania wydawca z umowy się ostatecznie wycofał, argumentując mało atrakcyjnym rachunkiem ekonomicznym. Zbiorek zatem postanowiłem wydać samodzielnie, celując bardziej we wspomniane w recenzji „bratnie dusze”, niż entuzjastów awiacji z grubym portfelem i wymaganiami. Przy okazji ze zbioru zniknęła połowa treści (m.in. opowiadania: „O człowieku, który patrzył w niebo” i „Pół godziny Tadeusza Kościuszki”). Stąd też pewne, oczywiste w tej sytuacji niedociągnięcia. Wynikają one z cięć budżetowych i potraktowania zbioru jak literacki eksperyment, niż komercyjny projekt nastawiany na zysk, a tym przecież zasadniczo jest publikacja dzieła. Niemniej uprzejmie dziękuję za wnikliwą, rzeczową i dla mnie ważną recenzję. Jestem bardzo wdzięczny za te uwagi. Kto wie, może kiedyś (jeśli zdrowie, pieniądze i czas pozwolą) zbiór zostanie wydany w takiej formie, jakby autor sobie tego życzył i odbiorcy oczekiwali. Aby tylko „kiedyś” nie oznaczało „nigdy”. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń