Książka Franka Maresa potwierdza sens wizyt w
księgarniach z „tanimi książkami”, zwłaszcza gdy kanikuła letnia pozwala na
dłuższe obcowanie z zadrukowanymi kartkami papieru. Wspomnienia lotników, w odróżnieniu
od opasłych tomów opracowań naukowych lub książek „literatury popularnej” ukazują
nam subiektywny obraz wydarzeń, widzianych oczyma ich uczestników. Z drugiej
strony tylko one oddają w prawdziwy sposób atmosferę tych dni, okoliczności
towarzyszące opisywanym wydarzeniom oraz określone działania ich uczestników.
Pozwalają więc poznać i lepiej, lub w ogóle zrozumieć co się tak naprawdę działo.
Autobiografia Franka Maresa napisana została u
schyłku XX wieku czyli ponad pół wieku po wydarzeniach, które opisuje, co
zapewne miało wpływ na jej zawartość. Upływ czasu bowiem wprowadza podwójny
filtr składający się z późniejszych doświadczeń Autora oraz zacierania się
obrazu osób i zdarzeń. Pisana jest przez człowieka dojrzałego, który zapewne
„przetworzył” obraz zdarzeń i młodzieńczych, często naiwnych zrywów na ich
współczesną wersję. Nie zmienia to jednakże faktu, że „Zadanie wykonane” jest
książką ciekawą, przykuwającą uwagę czytelnika.
Tematem przewodnim książki jest tęsknota Autora za
wolnością, wolnością nie tylko osobistą, jaką daje przebywanie w przestworzach
za sterami statku powietrznego, ale także za wolnością ojczyzny. Ten czeski
patriotyzm jest podszyty respektem do władzy, porządku publicznego i
demokracji, umiłowaniem pokoju oraz szacunkiem dla ludzi. Jakże inny obraz od
patriotyzmu naszego – buńczucznego, bojowego pełnego patosu i zaciętości.
Często powtarzane zdania na temat wartości demokracji i pokoju wręcz wkurzają,
pozwalają jednak spojrzeć z innego, jakże ciekawego, sąsiedzkiego punktu widzenia.
W pierwszej części, jak większość tego typu
opowieści poznajemy naszego bohatera, jego dzieciństwo i pierwszy, zazwyczaj
decydujący o dalszym losie kontakt z lotnictwem. Tu uwagę przykuwa patriotyzm
rodziny i duch w jakim wychowano syna oraz jego cierpliwe dążenie do celu –
szkolenia lotniczego, poprzez wytrwałą pracę w aeroklubie i naukę w szkole.
Wysiłki nie idą na marne i młody Frank zaczyna szkolenie w aeroklubie w
Pilznie. Na to wszystko nakłada się coraz trudniejsza sytuacja międzynarodowa i
coraz mocniejsze pomruki nadciągającej burzy dziejowej. Ich wynikiem jest
mobilizacja i intensywne szkolenie lotnicze, które przerywa zajęcie Czech przez
wojska niemieckie. Rozszerzający się terror hitlerowski składnia młodzieńca do
poszukiwania możliwości walki o wolną ojczyznę za granicą. Tu zaczyna się
właściwa opowieść o piątce młodych lotników rozpoczynających trudną i
niebezpieczną tułaczkę za bronią. Podróż przez okupowane Czechy, Polskę w przededniu
niemieckiego ataku aż do Francji. Od tego momentu wkraczamy na bardziej nam
znajomy obszar, albowiem losy czeskich i polskich lotników historia splatała
dość mocno. I choć nasi chłopcy pojawiają się w opowieści tylko jako statyści
sprawiają, ze tekst jest nieco bliższy sercu. Francja w oczach Autora jawi się
jako kraj nadziei, ale również bezsensownego oczekiwania i wszechobecnego
bałaganu organizacyjnego. Po niemiłosiernie długim, dla młodych ludzi,
oczekiwaniu rusza szkolenie lotnicze, które ponownie przerywa wybuch wojny.
Znowu ucieczka, statek, nowa ziemia – Wyspa Ostatniej Nadziei. Co ciekawe w
odróżnieniu od Francji obraz porządku, wyśmienitej organizacji i niesamowitej
woli walki, wyrażonej ofiarną służbą, pracą lub wytrwałym znoszeniem ciężarów i
niebezpieczeństw wojny przez ludność cywilną. Tu po kolejnym szkoleniu zasiada
Mares w końcu w kabinie upragnionego Hurricane by walczyć ze znienawidzonym
wrogiem. Ta część obfituje w opisy wykonywanych misji, choć niewiele jest
opisów typowych walki powietrznych. Pojawiają się też wątki z codziennego życia
i służby w obcym państwie, życzliwe podejście Anglików, zaprzyjaźniona rodzina,
sympatia. Z drugiej strony mamy bezduszną machinerię wojskowej biurokracji, w
czeskiej wersji jeszcze bardziej bezduszną niż w brytyjskiej czy wcześniej
Francuskiej. Skąd my to znamy. Co ciekawe, nasz bohater, jako że nie miał
wyższego wykształcenia nie mógł zostać oficerem czeskich sił powietrznych,
niezależnie od osiągnięć bojowych i okresu służby. Frank przyjmował to i
jeszcze kilka innych uwarunkowań jako coś normalnego. W służbie oddany sprawie,
dobry lotnik przez większość czasu latał w parach z dowódcami eskadr,
dywizjonów, skrzydeł, najpierw w jednostkach brytyjskich, później w czeskich. Nie
znajdujemy w książce opisów zwycięstw Autora, nie znajdziemy też ich
ostatecznej liczby. Co ważne Mares nigdy nie został zestrzelony. System tur
operacyjnych oraz problemy ze wzrokiem sprawiły, że przez pewien czas zajmował
się rozprowadzaniem samolotów do i z jednostek bojowych. Opis tego typu misji
oraz lotów dyspozycyjnych jest jednym z ciekawszych akcentów lotniczych
książki. Do tego dochodzi latanie bojowe: zwalczanie samolotów wroga, patrole
morskie, osłona misji ratowniczych i specjalnych, osłona bombowców i w końcu
swobodne polowania nad Europą. Koniec wojny zastaje Maresa znów w kokpicie, po
z górą pięciu latach już chyba bardziej Brytyjczyka, niż Czecha. Niestety
zwycięstwu towarzyszy gorycz. Nie ma niestety tak upragnionego wolnego,
miłującego pokój kraju, są za to liczne groby, w tym czwórki współtowarzyszy z
którymi rozpoczynał wojenna tułaczkę. Rozgoryczenie jest jednak chyba mniejsze
niż u Polaków, gdyż dane mu jest odwiedzić kilkakrotnie rodzinne strony i
spotkać się z rodzicami, choć podróże te są niebezpieczne i bolesne. Wielu
ludzi, także ojciec „nawrócony” na marksizm, traktuje go prawie jak zdrajcę i
uciekiniera. Co ciekawe, Autor w żaden sposób nie odnosi się do powojennej
„transformacji systemowej” Czechosłowacji, co trochę osłabia tak często przez
niego wspominaną miłość do wolności demokracji.
Lata powojenne to dalsza kariera lotnicza najpierw w
szkolnictwie, później w aeroklubach i bardzo lubiane latanie szybowcami.
Niestety Mares przemilcza sprawy osobiste z tego
okresu, co zapewne dopełniło by obrazu jego osoby i życia na emigracji.
W książce bardzo mało jest opisów samolotów. Nie
wiem czy to brak szczególnego zainteresowania Autora czym się lata czy
wspomniana wyżej perspektywa czasowa. Potwierdzeniem tego jest kilka poważnych
błędów dotyczących uzbrojenia poszczególnych typów maszyn którymi latał”
Stirling (s. 223), Hurricane (s. 228), Defiant (s .284), Spitfire (s. 325).
Książkę czyta się dobrze. Na pewno warto poświęć jej
trochę czasu, nie tylko by poznać lepiej ważny okres historii lotnictwa, ale może
i inaczej spojrzeć na naszych południowych sąsiadów.
Frank Mares
Zadanie wykonaneWydawnictwo Replika 2015
368 stron + 8 wkładki ze zdjęciami
Twarda okładka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz