niedziela, 4 września 2022

Reparacje wojenne – genialna zagrywka prezesa?

Od dawna przebąkiwany temat reparacji wojennych, jakie się według polityków partii rządzących Polsce należą, wszedł na czołówki środków massmediowego rażenia z dniem pierwszego września. Terminem wybranym nie przypadkowo, gdyż zestawienie daty napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę z rachunkiem krzywd musiał szturmem wedrzeć się na czoło dyskursu politycznego. Przykrył on na pewien czas coraz liczniej rozlewające się, w kwestii Odry to dobre słowo, po kraju problemy, nie tyle władzy, co zwykłych obywateli, które wcześniej czy później boleśnie dotkną miłościwie nam dziś rządzących. Tak, jak zapewne przewidział prezes, media i brylujący w nich politycy oraz eksperci różnych maści wpadli w amok dyskusji lub częściej wzajemnej naparzanki. Tylko o co? Czy to ma sens? Czy nam zapłacą? Dlaczego od Niemiec, a od Rosji nie? Czy wreszcie Niemcy zapłacą choćby jedno Euro? Oczywiście, że nie zapłacą i o żadne pieniądze z Berlina nie idzie ta gra. A w grze tej wszystko idzie zgodnie z planem, gdyż wiadomo było, że cała naparzanka obracać się będzie wokół naszego bagienka, z którego naszym orłom trudno jest unieść choćby szyję. A inicjator całej akcji spogląda tylko z zadowoleniem na całą akcję, gdyż wie, że udało mu się dobrze rozstawić figury w innej partii szachów. Partii, w której poniósł już bolesną porażkę, wręcz upokorzenie rządzącej od kilku lat ekipy. Sprawy, w której polski rząd dostał mocno po łapkach od hetmana zza oceanu sprytnie ustawionego przez skoczka z Jerozolimy na wygodnym dla niego polu międzynarodowej szachownicy. Kwestia zwrotu mienia żydowskiego, przejętego przez państwo Polskie po II wojnie światowej mocno skomplikowała nasze relacje z USA, a te z Jerozolimą doprowadziła do poważnego kryzysu lub raczej poważnej degradacji wzajemnych stosunków. Tą partię rządzący przegrali, przegrali bardzo boleśnie. I tu powstał zapewne plan rewanżu, swoistej rewizji układu sił, do którego można będzie w stosownym momencie wykorzystać wyniki pracującego od dłuższego czasu zespołu zajmującego się sprawą oszacowania szkód, jakie Polska poniosła w wyniki II wojny światowej. I stało się. Dziś poruszeni sprawą niemieccy politycy i komentatorzy mówią, że zadość uczynienie moralne jak najbardziej tak, finansowe w żadnym wypadku. Posypać głowę popiołem i owszem, ale żadnej marki, przepraszam euro, nie uroni. Wypowiedzi w tym tonie ciągle przybywa, także płynących z ust ważnych polityków. Nie pozostaną one bez echa i bez wspomnienia w dalszej batalii o zwrot mienia żydowskiego. Bo jeżeli kat i zbrodniarz nie uważa za stosowne zapłacić, to dlaczego ofiara ma płacić innej ofierze za znacznie mniejsze przewinienia? Pytają dlaczego wnuk Shmidta czy Müllera ma płacić za grzechy dziadka. Zapytamy, skoro oni nie płacą, to czemu wnuk Kowalskiego czy Nowaka ma płacić olbrzymie kwoty? Przekaz prosty i jednoznaczny, poparty głosem autorytetów z Berlina. Jakże jednak trudny do rozważenia, zwłaszcza jeżeli sprawa oprze się o w Brukselę. Nie przypadkowo do tak istotnego zadania jak oszacowanie polskich szkód i strat został oddelegowany wierny i pracowity człowiek. Moment ruchu został wybrany nieprzypadkowo. Wojna na Ukrainie i postawa Polski i Polaków znacząco wzmocniła naszą pozycję w Waszyngtonie. Niemcy są politycznie słabi jak nigdy, a nadchodząca zima niemal na pewno przyniesie poważny kryzys polityczny, społeczny i gospodarczy, co niestety jeszcze bardziej osłabi naszego sąsiada. Pozycja Izraela także się mocno skomplikowała. W obecnej sytuacji pierwszy wróg – Iran w jakiś sposób będzie musiał być przywrócony na łono światowej polityki, a przede wszystkim gospodarki – siła ropy bardzo wzrosła. Wymuszone przez Trumpa Porozumienia Abrahamowe zmieniają układ sił na Bliskim Wschodzie i ograniczają pole manewru Jerozolimy, tym bardziej, że Waszyngtona ma teraz dwa bardziej zapalne rejony świata do opanowania. Największą stratą jest jednakże utrata Ukrainy. Nie jest przecież tajemnicą, że zarówno elity rządzące, jak i finansowe tego państwa zdominowane są przez osoby pochodzenia żydowskiego, zwykle posiadających po co najmniej dwa paszporty. Nie ma też wątpliwości, że straty majątkowe, a z czasem pewnie i polityczne dla Jerozolimy będą bardzo bolesne. Tym bardziej przydałoby się jakiś zastrzyk z Polski. A tu będzie bardzo trudno, a może nawet w nowej rzeczywistości w ogóle trzeba będzie dojść do porozumienia, być może na niemieckich zasadach – popiół tak, euro nie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz