Pomimo, że świat się ostatnio
zamyka na różne sposoby: COVID, wizy, wzmożone kontrole graniczne, działania
wojenne, zakazy wjazdu, ludzie nadal chcą podróżować, także samolotami, które są
najszybszym, często najwygodniejszym, a czasem jedynym dostępnym środkiem
komunikacji. Wyrazem tej chęci/konieczności jest stale wzrastająca liczba
przewiezionych pasażerów. Wystarczyły cztery lata, by po katastrofie częściowego
zamknięcia lotnisk i tras lotniczych z powodu COVIDu odbudować poziom przewozów
sprzed pandemii. W tych statystykach całkiem dobrze wygląda nasz kraj, w którym
w minionym roku przez porty lotnicze przewinęło się niemal sześćdziesiąt
milionów pasażerów. Prognozy na rok bieżący, o ile nic złego się nie stanie, są nie
mniej optymistyczne. Branża lotnicza się cieszy i liczy zarobione pieniądze.
Mogłoby się wydawać, że skoro przetrwali dramatyczny krach COVIDowy, to już nic
nie jest w stanie zagrozić dalszemu rozwojowi. Nic bardziej mylnego. Sytuacja
nie jest tak kolorowa, jak mogłoby się wydawać. Liczne ciemne chmury zbierające
się na horyzoncie spędzają sen z powiek zarządzającym liniami lotniczymi,
lotniskami i przemysłem lotniczym.
Jednym z podstawowych problemów jest niedostatek samolotów. Zwiększenie wolumenu oferowanych miejsc związane jest z rozbudową floty. A tu same problemy. Boeing ledwie zipie, a wraz z rozkwitającym Airbusem mają portfel zamówień zapchany na ładnych kilka lat. Jak kogoś nie ma wysoko w kolejce, to szansa na szybkie pozyskanie nowych maszyn jest niewielka. Innych producentów dużych samolotów pasażerskich praktycznie nie ma. Chiny na odpowiedni rozwój swoich zdolności produkcyjnych potrzebują mniej więcej tyle czasu ile wynosi kolejka u Airbusa. Trudno jest nie tyle powiększać flotę, co nawet sensownie ją modernizować. Nie wiele pomaga tu rynek wtórny, gdyż i tu podaż jest śladowa, o czym przekonał się ostatnio LOT poszukując dla siebie kolejnych Dreamlinerów. Problem z dostępnością samolotów pogłębiają stale nie do końca rozwiązane kłopoty z wieloma nowoczesnymi jednostkami napędowymi. Z tego względu wiele nowych lub prawie nowych samolotów odstawionych na przysłowiowe „kołki” czeka na nowe lub naprawione silniki, co jeszcze bardziej drenuje niebo z samolotów pasażerskich. Co gorsza, na horyzoncie nie widać nowych konstrukcji, radykalnie zmieniających warunki gry rynkowej. Z punktu widzenia producentów sprzedających swoje samoloty jak „ciepłe bułeczki” nie ma na razie sensu wydawać kilkunastu – co najmniej – miliardów na opracowanie nowej konstrukcji.
Jednym z podstawowych problemów jest niedostatek samolotów. Zwiększenie wolumenu oferowanych miejsc związane jest z rozbudową floty. A tu same problemy. Boeing ledwie zipie, a wraz z rozkwitającym Airbusem mają portfel zamówień zapchany na ładnych kilka lat. Jak kogoś nie ma wysoko w kolejce, to szansa na szybkie pozyskanie nowych maszyn jest niewielka. Innych producentów dużych samolotów pasażerskich praktycznie nie ma. Chiny na odpowiedni rozwój swoich zdolności produkcyjnych potrzebują mniej więcej tyle czasu ile wynosi kolejka u Airbusa. Trudno jest nie tyle powiększać flotę, co nawet sensownie ją modernizować. Nie wiele pomaga tu rynek wtórny, gdyż i tu podaż jest śladowa, o czym przekonał się ostatnio LOT poszukując dla siebie kolejnych Dreamlinerów. Problem z dostępnością samolotów pogłębiają stale nie do końca rozwiązane kłopoty z wieloma nowoczesnymi jednostkami napędowymi. Z tego względu wiele nowych lub prawie nowych samolotów odstawionych na przysłowiowe „kołki” czeka na nowe lub naprawione silniki, co jeszcze bardziej drenuje niebo z samolotów pasażerskich. Co gorsza, na horyzoncie nie widać nowych konstrukcji, radykalnie zmieniających warunki gry rynkowej. Z punktu widzenia producentów sprzedających swoje samoloty jak „ciepłe bułeczki” nie ma na razie sensu wydawać kilkunastu – co najmniej – miliardów na opracowanie nowej konstrukcji.
Technologia elektryczna w
komunikacji średnio i długodystansowej nie ma racji bytu.
Wodorowa jeszcze nie
jest na takie wyzwanie gotowa.
Rewolucji jeszcze długo nie
będzie.
TOP 3
1. Polskie porty lotnicze w 2024 r. Coroczna porcja statystyki w wydaniu Jerzego
Liwińskiego. Budujący jest wzrost liczby pasażerów w głównych portach
lotniczych. Sytuację każdego z nich, uzyskane wyniki i plany rozwojowe na
najbliższą przyszłość zebrano w artykule.
2. Postępy i opóźnienia a amerykańskich programach
lotniczych. Od lat wiadomo, że
niewiele jest na świecie samolotów, których programy rozwoju nie wiązałyby się
z mniejszymi lub większymi problemami: technicznymi, organizacyjnymi czy
finansowymi. Im w danym kraju jest więcej programów, tym kłopoty większe, o czym
doskonale wie Wuj Sam. W artykule Ł. Pacholski opisuje ostatnie problemy trapiące
programy rozwoju i produkcji samolotów: F-15EX Eagle II, F-16 Fighting Falcon,
KC-46A Pegasus, T-7A Red Hawk i śmigłowca MH-139 Grey Wolf. Nie są to wszystkie problematyczne
programy rozwoju maszyn latających w USA, choć na jeden artykuł zupełnie wystarczy.
3. Bomby termojadroweB-61. W związku z zakończeniem produkcji bomb B61 w najnowszej
wersji B61-12 P. Henski przybliża ponad sześćdziesięcioletnią historię powstania
oraz drogę rozwojową tej broni. Bardzo ciekawy materiał.
P.S.
W egzemplarzu, który otrzymałem zdarzyła się poważna pomyłka. Był on źle złożony, strony nie były po kolei ułożone, co nie uniemożliwiało czytanie, ale psuło ogólne wrażenie i obniżało jakość całości. Po jakimś czasie w mojej skrzynce pojawił się jeszcze raz wspomniany numer magazynu LOTNICTWO AI, tym razem już bez błędów.
Byłem miło zaskoczony.
W egzemplarzu, który otrzymałem zdarzyła się poważna pomyłka. Był on źle złożony, strony nie były po kolei ułożone, co nie uniemożliwiało czytanie, ale psuło ogólne wrażenie i obniżało jakość całości. Po jakimś czasie w mojej skrzynce pojawił się jeszcze raz wspomniany numer magazynu LOTNICTWO AI, tym razem już bez błędów.
Byłem miło zaskoczony.

Powiązane wpisy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz